Istota informacji, jej charakter i funkcja są ściśle związane z istotą, charakterem i funkcją władzy. Przyjmijmy, co już raz na tym blogu zrobiliśmy, że historia lat 1914 – 1945 to pierwsza faza, w której świat przechodził od władzy świętej, królewskiej i cesarskiej do władzy tajnej. Charakter tej ostatniej nie jest oczywiście znany, bo zaprzeczyłoby to jej istocie. Dwie wojny światowe były – jak już pisałem – swoistym czasem próby. Pierwsza definitywnie zlikwidowała dwie niemieckie monarchie, średniowieczną austrowęgierską i nowoczesną pruską. Rewolucja rosyjska zlikwidowała zaś świętego cara. Na miejscu tych bytów politycznych pojawiły się słabe organizmy republikańskie, które po niedługim czasie, w przypadku Rosji wręcz migawkowym, zamieniły się w potężne, dążące do konfrontacji molochy. Władza, która nimi rządziła nie była na razie władzą tajną, ona się jedynie do tajnych rządów przygotowywała. Była to władza stanowiąca antytezę świętych europejskich monarchii. Świat na opak, rządy nie tyle gminu, co rządy potworów, z premedytacją dążących do likwidacji dużych grup obywateli mówiących tych samym językiem, tylko dlatego, że – w przypadku Niemiec i Austrii byli odmiennej rasy, lub – w przypadku Rosji – dysponowali jakimiś aktywami. Obydwa kryteria eliminacji były zresztą często ze sobą pomieszane. W Rosji mordowano nie tylko „burżujów”, ale także Polaków, Ukraińców i wszelkiego rodzaju odmieńców. W Niemczech zaś zagarniano żydowskie majątki.
Przyjrzyjmy się teraz roli jaką przed I wojną światową, po niej, oraz w trakcie wojny drugiej i po jej zakończeniu pełni informacja. Chodzi mi o informację prasową, o jej obieg, jakość, sposoby zdobywania, stosunek władzy do informacji.
Jak wiadomo przez I wojną w prawie wszystkich krajach Europy obowiązywała cenzura polityczna. Była to sankcja dotkliwa, przez którą cierpieli bojownicy o wolność słowa. Charakter tej cenzury był jednak odmienny od tego co za cenzurę uważamy dziś. Cenzura miała bowiem chronić sakralny charakter władzy. To tego była powołana, a nie do czego innego. Trudno zresztą mówić o cenzurze w Berlinie i całych Niemczech, kiedy po swoim słynnym przemówieniu do żołnierzy na Unter den Linden cesarz Wilhelm został wyszydzony przez wszystkie „postępowe” dzienniki, z żydowskimi na czele. Za co? Otóż powiedział cesarz do swoich ukochany wojaków, że nie może być dobrym żołnierzem ten, kto nie jest dobrym chrześcijaninem. Prasa po tych słowach rozpętała piekło. Dwór zaś nie zareagował.
Jak reagowała cenzura w Austrii można się przekonać analizując sprawę ujawnienia najsłynniejszego rosyjskiego szpiega w monarchii – Alfreda Redla. Straszliwą tę, narażającą kraj na katastrofę kompromitację próbowano ukryć. Nie udało się to. Najpierw praskie, a potem wiedeńskie gazety pisały o tym szydząc z oficerów sztabowych, z kontrwywiadu, a nawet z cesarza. Czeskie gazety pozwalały sobie na najgorsze insynuacje, a dwór słabo protestował.
W Rosji nawet pozwalano prasie na różne wyskoki, choć tam była ona nieoficjalnie narzędziem w ręku ochrany, Rosji bowiem najbliżej było od władzy świętej do tajnej.
Cenzura i brak wolności prasy przed I wojną światową, w okresie który socjaliści i inni czerwoni nazywają czasem mrocznym i tragicznym była po prostu śmieszna, jeśli porównamy ją z cenzurą choćby peerelowską.
W tamtych czasach właśnie informacja zaczęła być określana mianem bomby. Bombą była nagłośniona przez prasę sprawa Alfreda Redla, bombą była sprawa Dreyfusa, bombą były setki podobnych spraw, ze sprawą znęcania się francuskich oficerów nad szeregowcami w oddziałach kolonialnych z roku 1913 włącznie. To wszystko były bomby i były to bomby prawdziwe. Ich finałem były długotrwałe procesy, przeorywały one świadomość społeczeństw, wywoływały spory, prowadziły do zmian politycznych i zmian w prawie. To wszystko w warunkach cenzury, którą dziennikarze uznawali za opresyjną.
Podobną funkcję miała informacja jeszcze po I wojnie światowej, choć wtedy służyła już do czegoś troszkę innego – do kompromitacji, celowych kompromitacji polityków, dziennikarze nie usiłowali już zerwać – niepotrzebnej ich zdaniem – świętości z władzy. Nie było żadnej świętości władzy poza Wielką Brytanią. Dziennikarze zostali ludźmi do wynajęcia dla ugrupowań politycznych. Stali się polemistami, publicystami lub po prostu cynglami. Wyjątkiem była Rosja komunistyczna, gdzie wpuszczano takich tuzów dziennikarstwa jak Wańkowicz, by pisali peany na cześć nowego ustroju. Sama zaś radziecka prasa była już w pełni przygotowana do funkcji jaką informacja miała pełnić w czasie kiedy charakter władzy zmienić się miał definitywnie na tajny. Odwrócono tam po prostu znaczenie pojęć, kłamstwo nazywano prawdą i na odwrót. Ułatwiało to bardzo władzy panowanie nad dużymi obszarami Rosji i usprawiedliwiało bezprzykładny terror. Największa komunistyczna gazeta rosyjska, pełna kłamstw od pierwszej do ostatniej strony nosiła tytuł „Prawda”. Podobne rzeczy miały miejsce w Niemczech za rządów nazistów. Prasa zamieniona została po prostu w tubę propagandową władzy, informacja zaś przestała być bombą, stała się rewolwerem wymierzonym w nieposłusznych. Władza bowiem nie będą jeszcze całkowicie tajną obawiała się ujawniania faktów, które mogłyby skończyć się strzałem zamachowca lub wybuchem prawdziwej bomby.
A kraju, który miał zdominować świat po kolejnej wojnie, w USA prasa nazywana była wolną, lub 4 władzą, w rzeczywistości służyła jako narzędzie nacisku na niewygodnych polityków, właścicielami gazet byli zaś często sami politycy lub ludzie powiązani z przestępczością zorganizowaną, albo po prostu tacy, którzy tej przestępczości sprzyjali. Amerykańskie gazety, poprzez publikację całkowicie kłamliwych newsów mogły doprowadzić do tego, że ojciec Johna Kennedy’ego, Joseph, człowiek o żałosnych kwalifikacjach i jeszcze gorszym wyglądzie został ambasadorem USA w najbardziej prestiżowej ze stolic – w Londynie. Prasa międzywojenna była instytucją podejrzaną, a jej funkcja daleka była od tej szlachetności, którą przypisywali sobie dziennikarze cesarskich Niemiec, czy Austrii.
II wojna światowa pozostawiła ludzkości złudzenie, że dziennikarz, informacja, gazeta to instytucje w służbie ludzkości. Tak było, ale tylko do chwili, kiedy pozwalał na to Stalin, po rozpoczęciu negocjacji pomiędzy zachodem a Rosją o kształt Europy prasa posłusznie poszła na pasek polityków, nie tak oficjalnie jak w Rosji bolszewickiej, nie tak nachalnie jak w hitlerowskich Niemczech, ale na tyle mocno, by usprawiedliwić każde świństwo, które było udziałem wielkiej trójki.
Po wojnie było już tylko gorzej. Prasa przeszła przeobrażenie, do nieprawdopodobnych rozmiarów rozrosła się tak zwana prasa lekka, rozrywkowa, z czasem informacja, każda informacja stała się po prostu rozrywką. Pomiędzy światem polityki, coraz bardziej izolowanym, tajemniczym i nabierającym charakteru tajnego po prostu, a ludźmi mającymi informować o tym świecie obywateli rosła przepaść. Politycy sami stali się z czasem atrapami, zaś dziennikarze zajęli się strzelaniem do nich ze ślepej amunicji skandali i obyczajowych plotek. Prawdziwa władza była gdzieś poza nimi, poza nazwiskami i poza funkcjami. I tak samo jest dziś. Sprawy poszły jednak dalej. Informacja przestała być jedynie rozrywką. Zmieniła swój charakter wraz z wynalezieniem internetu, czytelnik bowiem, bierny do tej pory odbiorca informacji bomby, informacji skandalu, informacji manipulacji, wreszcie informacji rozrywki, sam zaczął informacje produkować. Nazwano to wolnością słowa. To nieprawda. Nie ma żadnej wolności słowa. Wobec zmiany charakteru władzy, która nie musi się już przejmować niczym, a najmniej ujawnieniem czegokolwiek, ponieważ nie może już stracić aury świętości. Ujawnić jej prawdziwego charakteru nie sposób. Nie może tego zrobić nikt, a najmniejsze możliwości ma „wolny” twórca informacji czyli bloger. Czym się więc zajmujemy? Na pewno nie informowaniem, tego robić nie możemy, zajmujemy się rozrywką, czyli tym co do niedawno czyniły wyspecjalizowane redakcje za pieniądze. My wyrzucimy je wkrótce z rynku, bo będziemy tańsi i wytrwalsi. Zmniejszyliśmy koszta jakie władza ponosiła organizując ludziom rozrywkę. Tylko tyle. Reszta jest złudzeniem. Pozostał nam jedynie show. Bo władza – przeciwko której winni występować tropiciele informacji jest tajna naprawdę i już nie musi się nikogo bać. Może kłamać w żywe oczy, a my nie możemy jej nic zrobić. Nawet rewolucja nie pomoże. Informacja zaś stała się jedynie wentylem, przez który władza wypuszcza emocji nagromadzonych w sfrustrowanych społeczeństwach. Tylko tyle, nic więcej.
Wszystkich oczywiście zapraszam na swoją stronę www.coryllus.pl gdzie nie ma co prawda informacji bomb, ale można tam kupić książki opowiadające o czasach kiedy władza była święta, a dziennikarze czynili swą powinność naprawdę. "Baśń jak niedźwiedź" jest taką książką. Do tego garść wspomnień dla czetrdziestolatków "Dzieci peerelu", ostatnie egzemplarze "Pitavala prowincjonalnego" oraz tomik wierszy Ojca Antoniego Rachmajdy pod tytułem "Pustelnik północnego ogrodu".