Gdy 7 lutego 2008 roku w Salonie literackim „Jagiellonki” miałem zaszczyt komentować książkę „Krakowskim szlakiem rodu Bednarskich” autorstwa Zofii Bednarskiej i Tadeusza Zygmunta Bednarskiego, nie przypuszczałem, iż tak szybko ukaże się następna, siódma już pozycja „krakowsko szlakowa” o kolejnym wybitnym artyście młodopolskim i profesorze krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych – Stanisławie Dębickim / 1866 – 1924 /, tym bardziej bliska mojemu sercu, iż artysta ów wpisał się również i w szlak lwowski.
LWOWSKIM SZLAKIEM STANISŁAWA DĘBICKIEGO
Doniosła to była uroczystość, poparta faktem, iż odbyła się właśnie w Salonie Literackim Biblioteki Jagiellońskiej (słynnej „Jagiellonki”), a zważywszy, iż w 1996 roku Autorzy – Zofia i Tadeusz Zygmunt Bednarscy uhonorowani zostali tytułem ” Kustosza Honorowego Biblioteki Jagiellońskiej” godne to jest szczególnego uznania dla autorów.
Zofia Bednarska jest małżonką Tadeusza Zygmunta, wieloletnią towarzyszką jego życia, również współautorką, dokumentalistką, archiwistką dobierającą atrakcyjne, mało znane ilustracje do cyklu „Krakowskim szlakiem”. To właśnie ona nakłoniła swojego męża do napisania pierwszej książki o Jacku Malczewskim.
Za autorem cytuję : „Kiedy odszedłem na emeryturę, może nieco w aurze przygnębienia ujawnioną chorobą, Zofia powiedziała stanowczo: nie będziesz leżał na tapczanie i myślał o przerzutach (nowotworowych dopisek AS)”. Napiszesz książkę o Malczewskim i znając twe dokumentalistyczne pasje ujawnisz wiele krakowskich i lwowskich spraw, na które nie zwrócili uwagi – bo i nie musieli – historycy sztuki, badacze malarstwa”.
Tadeusz Zygmunt Bednarski, krakowianin, nowodworczyk, prasoznawca, dokumentalista prasowy „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”, współpracownik ponad 60 tytułów prasowych od „Alma Mater” po „Życie Literackie”, ponadto poeta.
Prawnuk Wojciecha Bednarskiego, którego imieniem nazwany jest jeden z piękniejszych krakowskich parków. Wojciech Bednarski był pedagogiem, działaczem społecznym, wielce zasłużonym dla dzielnicy Podgórze w Krakowie, honorowy obywatel tej dzielnicy.
Park im. Wojciecha Bednarskiego – park miejski o dużej wartości krajobrazowo-historycznej, założony pod koniec XIX w. w prawobrzeżnej części Krakowa – Podgórzu (wówczas samodzielnym mieście). Park położony jest na Krzemionkach Podgórskich w malowniczym zagłębieniu powstałym w wyniku eksploatacji wapieni i na zboczach izolowanego zrębu Bramy Krakowskiej, na wys. 230-240 m n.p.m. Powierzchnia 9,2 ha, wraz z tzw. Zalesieniem 13,5 ha. W pobliżu znajduje się klub sportowy – Korona Kraków. W obrębie parku można wyróżnić dwie części – starsza ma charakter neoklasyczny, nowsza zaś modernistyczny.
W tym miejscu wypada przypomnieć tych młodopolan, których sześcioma tytułami Autorzy Zofia i Tadeusz Z. Bednarscy wpisali już w „krakowski szlak”, a to: Jacka Malczewskiego, Jana Stanisławskiego, Leona Wyczółkowskiego, Teodora Axentowicza, Juliana Fałata i Józefa Mehoffera.
Książka „Krakowskim szlakiem rodu Bednarskich” została mi przez Autorów publicznie wręczona w Salonie Literackim Biblioteki Jagiellońskiej w czasie jubileuszowej uroczystości półwiecza pracy twórczej Tadeusza Zygmunta Bednarskiego z dedykacją: „Wielce Szanownemu Panu Red. Aleksandrowi Szumańskiemu dziękując za dotychczasową życzliwość i prosząc o prowadzenie jubileuszowego spotkania w Salonie Literackim „Jagiellonki”.
Z wdzięcznością Tadeusz Z. Bednarski”.
Autorzy na łamach książki kilkakrotnie wymieniają moje nazwisko związane z pracą w światowych mediach polonijnych i moimi zamieszczonymi tam tekstami o twórczości Autora.
Tadeusz Z. Bednarski na łamach „Dziennika Polskiego” (www.dziennik.krakow.pl– Dziennik Polski nr 126 30.05.1998 „Liryka Aleksandra Szumańskiego” autor Tadeusz Z. Bednarski „Dziennik Polski” – Kraków ISSN 0137-9089) napisał m.in. o mojej twórczości poetyckiej:
„(…) w tej liryce …pobrzmiewają echa dawnych tradycyjnych uznanych mistrzów…” korespondując w owym tekście z Jerzym Michałem Czarneckim, który napisał o mojej twórczości:
„(…)Krytyk literacki Jerzy Michał Czarnecki – prezes Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich w recenzji „Krakowskie pióra” m.in. tak napisał o tym poemacie „(„Fotografie polskie”):
”…Najbliższe paralele znajduję tutaj do poezji Juliusza Słowackiego…”. Pełny tekst tej krytyki literackiej zamieszcza chicagowski „Dziennik Związkowy” w wydaniu z 15 maja 2001 r. „Liryka Aleksandra Szumańskiego” http://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksander_Szuma%C5%84ski
I tak 19 maja 2009 roku podobnie jak w roku ubiegłym w auli Biblioteki Jagiellońskiej odbyła się promocja książki autorstwa Zofii Bednarskiej i Tadeusza Zygmunta Bednarskiego „Krakowskim szlakiem Stanisława Dębickiego”.
Artysta ten zapewne nie będzie zwieńczeniem cyklu malarzy młodopolskich, albowiem znana już jest powszechnie pracowitość tej pary autorskiej. Godny podkreślenia jest wybór przez autorów tej właśnie postaci, po prezentacji Jacka Malczewskiego, Jana Stanisławskiego, Leona Wyczółkowskiego, Teodora Axentowicza, Juliana Fałata, Józefa Mehofera i własnego rodu, albowiem wydaje się, iż Stanisław Dębicki należący przecież do pocztu wybitnych polskich twórców został niesłusznie zapomniany.
Owemu, jakby zapomnieniu, najwięcej może był winien sam Dębicki – jego usposobienie, nieśmiałość, przesadna skromność. Te cechy charakterologiczne artysty podkreślało wielu o nim piszących.
W bieżącym roku minie prawie sto lat, od kiedy osieroconą po śmierci Stanisława Wyspiańskiego katedrę malarstwa religijnego i dekoracyjnego w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych objął Stanisław Dębicki.
Doskonałym preludium do podjęcia przez Stanisława Dębickiego zajęć pedagogicznych w krakowskiej Akademii były posady, najpierw nauczyciela rysunku w Szkole Przemysłu Ceramicznego w Kołomyi, a potem w prywatnej Szkole Rysunku Marcelego Harasimowicza we Lwowie.
Powołanie Dębickiego na miejsce po Wyspiańskim w słynnej – nie tylko na ziemiach polskich, ale i na terytorium Cesarstwa Austro-Węgierskiego – uczelni było i zaszczytem i wielkim awansem prestiżowym.
Przyznam, iż wcale nie ze zdumieniem czytam w „Alma Mater”, miesięczniku Uniwersytetu Jagiellońskiego z maja 2009 roku, o szykanowaniu Dębickiego po objęciu przez niego katedry.
Autor Tadeusz Zygmunt Bednarski bardzo szeroko omawia w artykule „Stanisław Dębicki jako pedagog w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych” owe niecne i podłe zachowania. Pisał wówczas Łada – Cybulski:
„Nie ma podłości, której by w Krakowie nie wyrządzano od dwóch lat Stanisławowi Dębickiemu!
Wymarzony pod każdym względem nauczyciel, naukę pojmujący jako naukę, nie jako krótką praktykę… kupiecką, w pracę wkładający cały żar swego entuzjazmu – na każdym kroku kopany był i jest przez swych kolegów, przez tych właśnie, na których przede wszystkim obowiązek dziś ciąży dbania o dobro zakładu!
…Granie na najniższych instynktach rozpróżniaczonych i zdeprawowanych jednostek wśród młodzieży, byle tylko przy jej pomocy pozbyć się „przybysza”…wiece krytyczne uczniaków przez rektorat urządzane, na których analfabeci sztuki dyktowali swe poglądy na metody nauczania….do Wiednia nawet ślący raporty tajemne, byle tylko nie dopuścić do zmiany skromnej numeracji docenta na pensję nadzwyczajnego profesora, byle tylko utrącić stabilizację kolegi po pędzlu…
A gdy mimo to wszystko ciężka praca z końcem roku szkolnego wydała rezultat uderzająco widoczny i mogła się o tym przekonać publiczność, ba, zobaczyć mógł przybyły z Namiestnictwa referent – wtedy już, już szły posiepaki rektorskie zdzierać i niszczyć wystawę..
Tak, tak, tutaj się to działo – w Polsce, w Krakowie”.
Tenże sam autor o kompaniach i intrygach wobec Dębickiego wspomina również i w innej broszurce – „W bagnie polskiej sztuki, rzecz o Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie”, drukowanej wcześniej na łamach „Nowin” z kwietnia 1911 roku.
Należy domniemać, iż punktem odniesienia owych intryg była wielkość artystyczna Dębickiego, a więc nie tylko pierwiastek konkurencji zawodowej, ale też i zazdrości.
Niestety w sztuce polskiej istnieją i pojawiały się podobne przypadki, dotyczące np. Jana Matejki w malarstwie, czy też Michała Bałuckiego, dramatopisarza, który skutkiem intryg popełnił samobójstwo w krakowskim parku im. dra Henryka Jordana.
Pragnąłbym przybliżyć Szanownym Czytelnikom okres twórczości Stanisława Dębickiego we Lwowie i na Kresach.
Kołomyja (Kresy II RP) znacząco wpisała się w biografię Stanisława Dębickiego. Stąd właśnie startował w świat – na malarskie studia w Wiedniu, Krakowie i Monachium. Do Paryża wyjechał później. Tu związał się jako pedagog ze Szkołą Przemysłu Ceramicznego, czyli, jak ją później zwano, Krajową Szkołą Garncarską, której celem było podniesienie dotychczasowej produkcji garncarskiej.
Szkoła ta pokazywała swoje wyroby m.in. na Krajowej Wystawie Rolniczej i Przemysłowej we Lwowie, prezentując kuchenne naczynia gliniane, piece kaflowe, oraz elementy ornamentów do budowli i ogrodów.
Do zdobnictwa wprowadził Dębicki zakochany w Huculszczyźnie szlachetne huculskie motywy z Pokucia – z wyszywanek, haftów i snycerki. Kołomyja była jego bazą skąd odbywał malarskie wycieczki w huculski plener, na spotkanie z ciekawym terenem i ludźmi.
Nie zdajemy sobie dzisiaj oczywiście sprawy, że owa prowincjonalna mieścina była istotnym ośrodkiem życia artystycznego i handlowego / 1885 – 1890 /. K. Abgar-Sołtan na łamach warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego” w sierpniu 1890 roku pisał :
„[…] A Kołomyja to świat cywilizowany, kto wie czy nie przecywilizowany. Jakby w jakim lewantyjskim portowym mieście słyszysz wkoło siebie najrozmaitsze języki; oryginalne; nie polskie; nie słowiańskie twarze otaczają cię ze wszech stron; w restauracjach, cukierniach obija ci się o uszy akcent angielskiej mowy – a bussines! bussines! grzmi na każdym kroku; on kieruje bezspornie czynami ludzi i panuje jak Bóg i Pan[…]”.
W Kołomyi mieszkała i tworzyła cała kolonia artystów – malarzy. Dębicki rocznik 1866 urodzony w Lubaczowie zachwycał się Kołomyją i okolicą. A było to – jak i Lubaczów, środowisko etniczne zróżnicowane i już przez to ciekawe – Polacy, Rusini, Ormianie, Żydzi, żyjący w społecznej symbiozie, różni, a jednak pełni wzajemnego zrozumienia. I taki urozmaicony świat utrwalił artysta w malarstwie i rysunku tej okolicy.
Typy Żydów i sceny z ich życia zajmują go nie tylko ze względu na malowniczość formy, ale także na zaciekawiającą treść.
„Mały rabin” i „Pogrzeb żydowski w małym miasteczku” należą do najlepszych dzieł tego wybitnego artysty. W Kołomyi w roku 1885 powstała jedna z najbardziej znaczących i znanych prac Dębickiego „Mały rabin”, zresztą dublowana, która Dębicki określał:
„Główka Żydka rabinisty”. Temat żydowski przejawiał się w takich pracach z tego okresu, jak „Chamajdes w chederze” „Pogrzeb żydowski”, „Do chederu”, „Rabin”.
Świetnie Dębicki potrafił oddać charakter przedmieść Kołomyi – z sentymentem serdecznym, bez drwiny – pokazać miasto, którego był mieszkańcem. W „Wenecji galicyjskiej” pokazał walące się kładki nad potokami, płoty, oryginalne drewniane domki z ukośnymi daszkami nad wejściami, wznoszące się jedno ponad drugie domostwa parterowe, a i piętrowe z gankami, z mansardowymi okienkami na dachy wyglądającymi, z niższymi oknami o szachownicy wielu małych szybek.
Podobnie jak świat Żydów kołomyjskich, ukazał i innych mieszkańców Pokucia – najrozmaitsze i liczne studia ludu huculskiego – kobiet, mężczyzn i dzieci. Ludzi i w zamożniejszych obejściach, i rzewną biedę we wnętrzu chat kurnych, ludzi żyjących na zapieckach.
Młodych, powabnych i zgrabnych i tych, których bezlitosny Chronos do ziemi zgarbionych przydusił. W pracach malarskich pokazał urok huculskich strojów – tych kobiecych długich barwnych spódnic, kaftanów z wymyślnymi haftami, serdakami na piersiach, z głowami w czepki zdobnymi,
A i męskich, wielobarwnych – jak np. w kompozycji „Niedziela w górach”. Szlak wędrówek plenerowych zaznaczony jest na szkicownikach nazwami miejscowości – Delatyń, Gwoździec, Mikuliczyn, Stryj, Tyszkowice, Żabie…
Huculi podobali mu się. Mężczyzn malował w różnym wieku. I tych w wielce już latach dojrzałych, i młodych chłopaków. Wrocławska wystawa z 1966 roku przypomniała te typy.
Był tam i obraz „Siedzący Hucuł”. Stary gazda, pełen dostojeństwa, o długich włosach na boki rozczesanych, z miotłami wąsów, z łagodnym, serdecznym spojrzeniem.
Ubrany w serdak, co białą koszulę – do kolan sięgająca – skrywał, a białe bufiaste rękawy mocne okrywały ręce. Prawa kij pasterski przytrzymywała, lewa spoczywała na kolanie. Przez prawe ramię przewieszony był szeroki pas, co torbę pasterską podtrzymywał.
Pobyt w Kołomyi był dla Dębickiego owocny pod każdym względem – nabył malarskiego doświadczenia, poznał bogactwo kolorytu świata Hucułów, mistrzowsko się wprawił – w opanowaną już z dawna – sztukę rysunku, spróbował kromki smaku nauczycielskiego chleba.
Z bagażem tym wyjeżdżał znów w świat. A Paris! Kochał bardzo kraj, a już do Lwowa był szczególnie przywiązany. W stołecznym mieście Galicji zamieszkał Dębicki po powrocie z Francji i tu wkrótce w grupie artystów prym wodzić zaczął, a środowisko zaakceptowało go serdecznie.
„Posiada Lwów bardzo utalentowanego artystę, zwłaszcza w kierunku dekoracyjnym – Stanisława Dębickiego”, tak na łamach warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego” pisał Paweł Ettinger.
Stanisław Wasylewski wspaniały piewca rangi lwiego grodu omawiając lata 1900 – 1915 w swej księdze „Lwów”, tak oto prezentował rolę lwowską Stanisława Dębickiego:
„Czołowa postacią cyganerii lwowskiej jest artysta, bez którego, jak ktoś powiedział, nie wyobrazić sobie świata artystycznego w tej dobie. Stanisław Dębicki czyni na mniejszą skalę to, co w Krakowie Wyspiański. Kładzie fundamenty pod zdobnictwo książki.
Bo i rzeczywiście – na lwowskim terenie dał się wkrótce poznać nie tylko jako uczestnik wystaw tamtejszego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych i jego działacz, ale jako współtwórca Stowarzyszenia Malarzy dla Podniesienia Sztuki Religijnej; czynny członek Sokolstwa, pomysłodawca kartek pocztowych, najwybitniejszy w Galicji, obok Feliksa Jasieńskiego – zbieracz i znawca japońskich drzeworytów; współpracownik – jako scenograf i kostiumolog – sceny lwowskiej; wielostronny grafik – twórca całego wystroju książek: od projektu okładki, rysunków w tekście, ozdobników, po inicjały; projektant plakatów, afiszy, ekslibrisów, nalepek firmowych, reklam; ozdobników i inicjałów w prasie literackiej i artystycznej; wykładowca szkoły malarskiej Marcelego Harasimowicza; projektodawca i wykonawca panneau dekoracyjnych do cennych obiektów – sakralnych i świeckich.
Jak wspomniałem Dębicki wystawiał jako portrecista, pejzażysta, wedutysta w lwowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych. I tu warto przytoczyć notatkę Stanisława Wyspiańskiego, który odwiedzając lwowską wystawę TPSP 25 października 1892 roku – zapisał w swoim raptularzu, iż oglądał akwarele Makarewicza, oraz piękne pejzaże Stanisława Dębickiego, o których Łoziński powiedział:
„To jest genialny człowiek”. O związkach Dębickiego z lwowskim Sokolstwem przypominają Wacława Milewska i Maria Zientara w pracy o sztuce Legionów „Sztuka Legionów Polskich i jej twórcy 1914 – 1918”.
We Lwowie, jak i w Kołomyi dojrzewał talent pedagoga artysty.
W czasie promocji książki w dniu 19 maja 2009 roku istotne jej fragmenty czytali na przemiennie autorzy Zofia Bednarska i Tadeusz Zygmunt Bednarski honorowi kustosze Biblioteki Jagiellońskiej.
Prezentację tekstu bogato wypełniły wyświetlane ilustracje z książki. Jak zwykle przy takich wydarzeniach laudację złożyli przedstawiciele burmistrza Miasta i Gminy Szczawnicy.
Należy w zakończeniu przypomnieć, iż Tadeusz Zygmunt Bednarski jest honorowym obywatelem m. Szczawnicy, członkiem bractwa Wawelskiego Dzwonu Spiżowego, Zasłużonym Członkiem Związku Podhalan. Nagrodzony został m. In. Złotym Laurem Fundacji Kultury Polskiej, Złotym Krzyżem Zasługi, Statuetką Józefa Piłsudskiego, Medalem Jana Matejki, Odznaką „Honoris Gratia”, Odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.
Po zakończeniu promocji goście zostali zaproszeni na oglądnięcie ekspozycji wydawnictw, które zamieściły teksty Tadeusza Zygmunta Bednarskiego, również uznanego poety. Gości poczęstowano również lampką wina.
I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem, a com widział i słyszał w księgi umieściłem”.
Aleksander Szumański „Kurier Codzienny” Chicago
Fot.: pl.wikipedia.org
4 komentarz