W chaotycznym i kokieteryjnym nieco tekście naszego gospodarza rzucają się w oczy dwie kwestie, które budzą mój sprzeciw.
W chaotycznym i kokieteryjnym tekście naszego gospodarza rzucają się w oczy dwie kwestie, które budzą mój sprzeciw. Pierwsza to niechęć do Niemiec, a drugie to wiara w to, że tani kredyt zastąpi w dzisiejszych czasach karabin i masowe egzekucje znane nam z filmów o kapitanie Klossie.
Najpierw Niemcy. Można nie lubić Niemiec, zarzucać im wiele i pamiętać o niemieckich zbrodniach. Tyle, że w dzisiejszym świecie to działanie jałowe i postawa wtórna. Niemcy sami sobie zarzucają od lat tyle, że wykształcili szalenie istotny z naszego punktu widzenia mechanizm obronny pozwalający im omijać kwestie sumienia, lub wręcz używać ich jako argumentów przetargowych – Niemcy zawiniły, to fakt, ale Niemcy już więcej nikomu nie będą nic winne. Na tym opiera się niemiecka propaganda i niemiecki sukces. Ekspansja Niemiec jest faktem i nie zmienimy tego w żadne sposób, bo nie mamy żadnego sojusznika, który by nam w tym pomógł. Wobec postawy naszych zachodnich sąsiadów, którą opisuje, nie tak do końca prawdziwie, pan Ryszard Opara musimy przyjąć jakąś pozycje, która zapewni nam maksimum korzyści. Moim zdaniem pozycja jaką przyjął Donald Tusk jest słaba.
Niemcy to nie są ludzie, którzy zwracaliby uwagę na klęczących. Za to można oczywiście dostać jakieś świecidełko do klapy, jakiś order Karola Wielkiego czy inny zbędny i śmieszny gadżet, ale nic poza tym. To prawda, że Niemcy przejmują polską gospodarkę i podporządkowują ją swojej, to prawda, że chcą zamienić nasz kraj w analogię Wielkiego Księstwa Poznańskiego z czasów Bismarcka. Jest to jednak wszystko wynikiem zaniechań poprzednich ekip rządzących w Polsce, które to ekipy zwracały uwagę na wiele rzeczy, ale bynajmniej nie na lustrację i dekomunizację jak to sugeruje pan Ryszard Opara.
To rządy nie zwracające uwagi na te kwestie wprowadziły Polskę do Unii i dla nich Unia była priorytetem. Traktaty podpisywał Leszek Miller, któremu trudno zarzucić chęć dekomunizowania Polski. Unia miała być rajem, a w rzeczywistości uczyniła z Polski uprawne pole, na którym szaleją ekolodzy i faceci produkujący randap, z kieszeniami pełnymi modyfikowanych genetycznie ziaren kukurydzy. Pan Opara ma rację – nie ma przemysłu, a Niemcy chcą nas podporządkować sobie za pomocą tanich kredytów. Tyle, że w obecnej sytuacji, wobec postawy USA i zbliżenia niemiecko – rosyjskiego nie mamy zbyt wielkiego pola manewru. Kredyt zaś to oferta, można z niej skorzystać, ale można ją także odrzucić. Nikt nikomu na siłę pieniędzy nie wciska. Obawiam się, że w obecnych czasach jest to, póki co oczywiście, jedyna dostępna oferta, która pozwoli nam przetrwać. Pozostaje kwestia jaką postawę wobec niej przyjąć.
Nie rozumiem więc całkowicie dramatycznego i profetycznego tonu w jakim napisany został tekst pana Opary. Przyszłość nie rysuje się bowiem różowo, ale do czerni też jej daleko. Pan Ryszard Opara twierdzi, że UE się rozpadnie niczym domek z kart kredytowych. „Przypuszczam, że wątpię” jak mawiał Adolf Nowaczyński. Albo bowiem – jak napisał nasz gospodarz – Niemcy trzymają klucze do UE mocno w garści – albo – jak napisał nasz gospodarz – UE się rozpadnie niczym domek z kart. Te dwie rzeczy wykluczają się w mojej ocenie.
Historia uczy, że nic, póki co, czego trzymali się Niemcy nie rozpadło się jak domek z kart. Nawet święte cesarstwo dawno temu. Niemcy można podzielić, można je okroić, można je zamienić w bazę wojskową, ale to niczego nie zmienia, bo Niemcy są i grają na sukces. Zawsze. A skoro grają na sukces to trzeba się im przyglądać i pilnować, by nie zaczęli ostro grać przeciwko nam. Kredyt zaś, nawet tani, to nie jest ostra gra, tym bardziej, że nie ma alternatywy, a winę za sytuację, w której mamy znów mocnego, niemieckiego gracza, ponoszą ludzie z rządów Polski, kierujący krajem od roku 1989 do 2005.
Jedyną postawą wobec Niemiec realizujących politykę w taki sposób jak obecnie jest twarda obrona interesów Polski, taka jaką mieliśmy za rządów PiS. Niemcy nie wycofają się nagle ani z tanich kredytów, ani z niczego, bo po prostu nie mogą tego zrobić. Muszą dalej grać w sposób taki jaki opisał pan Opara, tyle że nie należy z tego robić dramatu, należy się postawić, bo oni tej swojej strategii nie zmienią. Nie zaczną strzelać, muszą rozmawiać.
Jeśli zaś dalej będziemy klęczeć i cieszyć się orderami do strzelaniny może dojść bardzo łatwo. Wytłumaczę to na przykładzie tradycyjnym, wojennym. Kiedy dawniej jakiś kraj nie miał odpowiednich sił by prowadzić wojnę, wynajmował profesjonalistów, na przykład szkocka piechotę jak Radziwiłłowie na Litwie w roku 1655 lub piechotę francuską jak car rosyjski parę lat wcześniej. Profesjonaliści robili co do nich należało, brali pieniądze i szli sobie precz.
Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację – Niemcy próbują podporządkować nas sobie ekonomicznie dokładnie tak, jak to ujął nasz gospodarz. My patrzymy na to jak te barany i przyjmujemy wszystko jak leci. Rząd Tuska ogłasza sukces, za sukcesem. Ludzie jednak sukcesów nie widzą, tylko postępującą ruinę coraz mniej miejsc pracy, kolejne fale emigracji i niewiarygodnie już bezczelnych windykatorów bankowych, którzy przychodzą po odsetki. I wtedy pojawiają się profesjonaliści. Mają oni źle dobrane garnitury, skośne oczy i żółtawą cerę. Macie – mówią – jeszcze tańszy kredyt – a spłacać nie musicie go wcale. Rząd może się na to nie zgodzić, ale wobec ogólnego niezadowolenia nie musi mieć ten rząd już wiele do gadania. Rządy można zmieniać, nieraz w bardzo dramatycznych okolicznościach. – Warum – pytają nasi niemieccy sojusznicy – mówiliście, że jest świetnie i kredyt wam pasuje? Rząd uśmiecha się głupawo, a profesjonaliści kiwają głowami, co znamionuje słynny na cały świat orientalny spokój.
Wobec zadzierzgniętych więzów przyjaźni z Rosją może się nasz niemiecki sojusznik i jego rosyjski przyjaciel nie zgodzić na obecność tańszych kredytów w naszym kraju i to jest właśnie to niebezpieczeństwo, o którym nie było mowy w tekście Ryszarda Opary. Nie jest bowiem tak, że już nikt nigdy nie sięgnie po broń. Wszystko jest kwestią oferty. Jeśli będzie atrakcyjna, a Niemcy nie znajdą innego sposobu na jej przebicie, może być różnie.
Tak więc nie łudźmy się i nie zapominajmy o wojnie, nie łudźmy się, że podporządkowany, skredytowany i regularnie strzyżony baran na łące jest bezpieczny. Bo jeszcze nigdy żaden baran nie był bezpieczny. Mamy teraz niesamowitą wręcz okazję by przyjrzeć się w jaki sposób nasz niemiecki partner i sojusznik zareaguje na wystąpienie profesjonalistów. Pojawili się oni bowiem właśnie na Węgrzech. Będziemy więc mieli to co tak lubię i czego znaczenie zawsze podkreślam w swoich tekstach – eksperyment w skali mikro. Musimy jednak pamiętać o jednym. Historia uczy, że eksperymenty w skali mikro przeważnie są udane, próba zaś ich powtórzenia w kraju większym, o trochę tylko bardziej złożonej sytuacji, kończy się zaś klęską. Poczekamy, zobaczymy.
Pozdrawiam oczywiście naszego gospodarza i jak zwykle, z tradycyjną już wiarą w sukces i własne siły, nazywaną tu w NE bufonadą i narcyzmem, zapraszam wszystkich na moją stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje nowe książki „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” oraz „Dzieci peerelu” i ostatnie egzemplarze „Pitavala prowincjonalnego”. Można tam także nabyć tomik wierszy Ojca Antoniego Rachmajdy” zatytułowany „Pustelnik Północnego Ogrodu”. Ojciec Antoni Rachmajda jest zakonnikiem Karmelitą, redaktorem naczelnym kwartalnika „Zeszyty Karmelitańskie”. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy