Markiz de Custine „Listy z Rosji”, Aneks, Krąg, 1988.
Tylko niektóre fragmenty. Polecam całość.
Bardzo polecam. Części I proszę szukać „w piwnicy”… jakiś krótki żywot miała …
"Listopad 1842 r.
W ciągu ostatniego roku przypadkowo poznałem dwóch ludzi, którzy służyli w armii francuskiej podczas kampanii 1812 roku, zostali pojmani do niewoli i przez długie lata żyli w Rosji… Obaj opowiedzieli mi o zdarzeniach niezwykle do siebie podobnych, które moim zdaniem są na tyle ciekawe, iż zasługują na publikację.
Oto opowiadanie pana Girard:
Podczas odwrotu został wzięty do niewoli i natychmiast odesłany w głab Rosji, pod eskortą korpusu Kozaków. Wraz z nim wywieziono trzy tysiące Francuzów. Z dnia na dzień mróz stawał się coraz dokuczliwszy. Mimo późnej pory roku więźniów skierowano daleko za Moskwę, skąd mieli zostać rozproszeni po rozmaitych guberniach kraju.
Byli głodni i wyczerpani, co chwilę ze zmęczenia przystawali, natychmiast na ich plecy spadały liczne, bolesne uderzenia knuta, które służyć im miały za pożywienie i dodawać sił do drogi – dopóki nie padli. Na każdym etapie kilku spośród owych nieszczęśników, nędznie ubranych, źle odżywionych, pozbawionych wszelkiej pomocy i okrutnie traktowanych, pozostawało na śniegu. Gdy raz upadli, mróz przylkejał ich do ziemi i więcej nie wstawali. Nawet kaci byli przerażeni ogromem ich cierpień.
Żarci przez robactwo, trawieni gorączką, wyniszczeni nędą, wlokący za sobą zarazę, budzili powszechną zgrozę wśród wieśniaków, u których kazano im się od czasu do czasu zatrzymywać. Pod kijem wlekli się do miejsc wyznaczonych jako punkty odpoczynku, gdzie również przyjmowano ich kijem, nie pozwalając zbliżyć się do ludzi ani nawet wejść do domów. Niektórzy doszli do takiej nędzy, iż we wściekłej rozpaczy rzucali się na siebie z pięściami, kijami i kamieniami, w poszukiwaniu ostatniego ratunku wzajemnie się mordowali, gdyż ten, kto z podobnych bijatyk wychodził żywo, zjadał kończyny tych, którzy padli!!!… Do takich oto nieludzkich występków Rosjanie zmuszali naszych nieszczęsnych rodaków.
Ci, którzy na nocnych biwakach czuli nadchodzącą smierć, podnosili się ze zgrozą, by na stojąco walczyć z agonią, zaskoczeni w śmiertelnych konwulsjach przez mróz, umierali oparci o ściany, sztywni i zamarznięci. Ostatnie krople potu zastygały na ich wychudłych ciałach, z otwartymi na zawsze oczami stali w konwulsyjnej pozie, w jakiej ich zastała lodowata śmierć. Rankiem odrywano trupy od ścian i palono – łatwiej było oderwać nogę od stopy, aniżeli podeszwę od ziemi. Kiedy wstawał dzień, ich towarzysze budzili się pod strażą kręgu ledwie ostygłych postaci, które wyglądały jak rozstawieni wokół obozu, przybyli zza światów wartownicy. …
Każdego ranka, przed odmarszem kolumny, Rosjanie palili zwłoki, a czasem – z trudem przychodzi mi o tym pisać – palili również konających!…
Pan Girard nigdy nie zechciał opublikować opisu swych cierpień… ……..
_ Wydając paszport, zalecono mi, abym zachował dyskrecję.
Oto, co dziesięć lat pobytu w Rosji uczynić może z urodzonego Francuza, dzielnego i lojalnego człowieka. Oceń na tej podstawie, jaka musi być moralność, którą z pokolenia na pokolenie przekazują sobie Rosjanie."
"W lutym 1842 r. byłem w Mediolanie, gdzie poznałem pana Grassini /Włoch, brat słynnej śpiewaczki – przyp. mój/ … w roku 1812, służąc w armii wicekróla Włoch, podczas odwrotu został w okolicach Smoleńska wzięty do niewoli. Następne dwa lata spędził w głębi Rosji. …. …………
-Podróżowaliśmy grupami, śpiąc w pobliżu wiosek, do których wstep mieliśmy wzbroniony z powodu panującej wśród nas gorączki. Wieczorem kładliśmy się na ziemi, zawinięci w kapoty, między dwoma wielkimi ogniskami. Rankiem, przed wymarszem, strażnicy liczyli i palili zmarłych. … Chcąc powstrzymać zarazę, palono wszystko, zarówno zwłoki, jak ubranie, ale … zdarzyło się kilkakrotnie, iż żywego człowieka wrzucano w płomienie! Odzyskawszy z bólu przytomność, nieszczęśnicy konali w najstraszniejszych męczarniach! …
-Wiele się tam działo rzeczy równie strasznych. Nocami dziesiątkował nas mróz. Kiedy strażnicy znajdowali jakiś porzucony dom za miastem, czynili z owej ruiny nasze schronienie i wtłaczali nas na wszystkie piętra budynku. Noce spędzane w takim schronieniu nie były jednak mniej srogie aniżeli pod gołym niebem, gdyż w budynku tylko w niektórych miejscach można było rozpalić ognisko, podczas gdy na dworze rozkładaliśmy ognie wokół całego obozowiska. Wielu umierało w pokojach z zimna, nie mając jak sie ogrzać. …
-… Wielekroć widziałem, jak rosyjscy żołnierze ściągali zwłoki z wyższych pięter budynków, które służyły nam za schronienie. Obwiązywali wówczas nogi sznurem i ciągnęli ciała w dół, a głowa obijała sie i podskakiwała na wszystkich stopniach schodów, od góry po sam parter. Oni już nie cierpią – mówiono – są martwi! …. ……….
-Opowiadam, co widziałem, a widywałem nawet gorsze rzeczy: zdarzało się, iż w ten sposób dobijano żywych, których roztrzaskane głowy pozostawiały na zakrwawionych schodach ohydne dowody okrucieństwa rosyjskich żołnierzy. Owym brutalnym egzekucjom przyglądali się czasem oficerowie. ……"
/Grassini, będąc w niewoli, spisywał pamiętniki – dwa tomy faktów i relacji. Uzyskawszy zezwolenie na powrót do Włoch – spalił wszystko przed opuszczeniem Rosji. – przyp. mój./
Na granicy "- Poddano mnie rewizji, gdyby owe papiery znaleziono i przeczytano, zostałbym skazany na knuty, a resztę życia spędziłbym na Syberii, gdzie mój nieszczęsny los nie służyłby lepiej sprawie ludzkości, aniżeli jej służy moje milczenie w ojczyźnie."
De Custine: "- Szczęśliwy jestem, iż tylko kilka miesięcy przebywałem w Rosji.Dostrzegam bowiem, że najbardziej szczerzy ludzie, o najbardziej niezależnych umysłach, spędziwszy w owym kraju kilka lat, przez całą resztę życia zachowują się tak, jakby wciąż byli w Rosji, bądź mogliby tam kiedyś powrócić."
Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...