Obecne postanowienia sądowe w sprawie Trynkiewicza i emocje z nim związane (Wyjdzie, czy nie wyjdzie? Zabije, nie zabije?) zupełnie mnie nie interesują. Oczywiście to, co postanowi Sąd jest ważne dla opinii publicznej i samego Trynkiewicza, ale chciałbym zwrócić uwagę na kilka aspektów, które są moim zdaniem ważniejsze, niż jednostkowy los tego konkretnego skazanego, który wiele lat temu popełnił zbrodnię, a po odbyciu zasądzonej kary powinien, lub nie powinien, wyjść na wolność.
Człowiek popełnia straszliwą zbrodnię, bo gwałt i zabójstwo małego, bezbronnego dziecka, to coś niewyobrażalnie strasznego, więc zastanówmy się nie tylko nad tym, co zrobić w dniu, który jest terminem jego wyjścia z więzienia, ale co powinno stać się między schwytaniem każdego sprawcy, a jego ewentualnym wyjściem na wolność? Zastanówmy się, co działo i dzieje się z setkami sprawców takich strasznych czynów w okresie, kiedy kuratelę nad nimi sprawuje instytucja państwa.
Jeśli sprawca gwałtu i zabójstwa dziecka (podobnie jak sprawca gwałtu/zabójstwa osoby dorosłej) jest osobą poczytalną w chwili popełniania zbrodni, w czasie przewodu sądowego oraz podczas odbywania zasądzonej kary, to po odbyciu tej kary musi wyjść na wolność, bowiem nie do zaakceptowania jest arbitralne, powtórne karanie, i to w wiele lat po zasądzeniu pierwotnej kary, kara została właśnie odbyta.
Jeśli sprawca zbrodni w chwili jej popełniania, w czasie postępowania sądowego lub podczas odbywania kary jest lub stał się osobą niepoczytalną, to trudno zaakceptować sytuację, że jest sądzony i osadzany w więzieniu na równi z przestępcami poczytalnymi. Miejscem właściwym dla niepoczytalnego zwyrodnialca jest zamknięty ośrodek psychiatryczny, gdzie wyspecjalizowany personel zapewni mu funkcjonowanie nie zagrażające ani jemu, ani innym osobom, co w innym miejscu (więzienie, warunki wolności) jest trudne lub niemożliwe.
Jeśli sprawca zbrodni podczas odbywania kary staje się osobą niepoczytalną, to odbywanie kary więzienia powinno zostać przerwane i również powinien trafić do zamkniętego ośrodka psychiatrycznego, czyli miejsca właściwego dla osób niepoczytalnych i niebezpiecznych dla otoczenia.
Co zatem dzieje się w realiach III RP ze zwyrodnialcem, który uznany został za poczytalnego, a zatem kwalifikującego się do osądzenia i ukarania pobytem w więzieniu, że komukolwiek przychodzi do głowy pomysł, by po odbyciu całości kary izolować go nadal? Co dzieje się, a raczej co się nie dzieje podczas kilku-kilkunastoletniego pobytu w więzieniu takiej osoby, że w chwili zakończenia odbywania przez nią kary, jedyny pomysł, jaki przychodzi niektórym do głowy to taki, by siedziała dalej?
Odpowiedź jest arcyboleśnie prosta: Nic sensownego nie dzieje się z osadzonym podczas jego pobytu w więzieniu!
Oczywiście różnego rodzaju służby i specjaliści z różnych dziedzin są zatrudniani w zakładach karnych, ale albo nie wykonują należycie swoich powinności, albo wykonują je w sposób niezadowalający. Strażnicy, wychowawcy, lekarze, psychologowie, terapeuci, kapelani, to osoby, które powinny na bieżąco monitorować stan fizyczny i psychiczny osadzonych, a w razie stwierdzenia zmian wskazujących na pojawienie się choroby/zaburzenia fizycznego lub psychicznego reagować, czyli leczyć, stosować terapię na miejscu itp., a w uzasadnionym przypadku zgłaszać, że osadzony w ich ocenie powinien zostać objęty innym działaniom, których warunki więzienne nie sprzyjają, bowiem więzienna cela nie jest właściwym miejscem do leczenia ciężkich dolegliwości, zarówno fizycznych, jak i psychicznych.
Oczywiście decyzja, co z takim osadzonym dalej powinno się dziać (pozostanie w więzieniu, leczenie szpitalne, przerwa w odbywaniu kary, zamknięcie w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym czy coś jeszcze innego) zależy od innych osób i instytucji (lekarz specjalista, konsylium lekarskie, sąd itp.), ale inicjatywa, sygnał o potrzebie szczególnego przyjrzenia się danemu więźniowi, musi wyjść z samego więzienia, bo skazanego odbywającego karę pozbawienia wolności obserwuje się w więzieniu, a nie w studiu telewizyjnym, podczas kolegium redakcyjnego kolorowego magazynu czy podczas obrad Sejmu.
W analizie, jak należy postępować z mordercami i gwałcicielami, nie pomagają media, które zapraszają specjalistów i „specjalistów” od zabójstw, gwałtów, ludzkiej psychiki, więziennictwa, kary śmierci, zaostrzania i łagodzenia kar, a przede wszystkim media żerujące na ludzkim nieszczęściu poprzez pokazywanie zbrodniarzy i ofiar ich zbrodni.
Mitem jest pogląd, że epatując” Trynkiewiczami” ochronimy społeczeństwo przed chodzącymi na wolności pedofilami-zabójcami, bowiem nie jest sensowne, a przede wszystkim nie jest możliwe, upublicznienie wizerunków wszystkich tych osób (czy arbitralnie wybranej ich części) w sposób umożliwiający ogółowi rozpoznanie ich na ulicy.
Ostatnią rzeczą jaką bym chciał, to by moje własne dzieci (8 i 12 lat) miały wdrukowane w pamięć wizerunki gwałcicieli-morderców innych dzieci i odświeżały tą pamięć przy każdym kontakcie z nieznajomą sobie osobą, czyli każdorazowo w drodze do szkoły, na boisku szkolnym, na podwórku, w domu kultury, w klubie sportowym, w kinie, w kościele, na wycieczce, na spacerze, podczas kupowania lodów, podczas jazdy na rowerze… To byłby koszmar dla nich i dla mnie, a pożytek zerowy.
Ale strach przed zboczeńcami jest realny i realne jest zagrożenie z ich strony. Co zatem robić, jak reagować?
Przede wszystkim osoba niepoczytalna, czyli taka, która nie panuje nad swoimi odruchami i popędami, osoba mogąca w każdej chwili zgwałcić i zabić, musi być stale izolowana od społeczeństwa, a właściwym miejscem dla takiej izolacji jest zamknięty ośrodek psychiatryczny, czyli miejsce, gdzie przy zachowaniu określonych standardów nikomu (ani chorym, ani personelowi) nie grozi żadne niebezpieczeństwo.
Więzienie powinno być miejscem, gdzie karę odbywa poczytalny przestępca, w tym poczytalny – w chwili odbywania kary – gwałciciel-morderca. Ale wiezienie powinno być miejscem, gdzie podejmuje się próbę sprawienia, że osadzony zmienia swoje przestępcze czy zbrodnicze skłonności. Terapia, resocjalizacja i temu podobne słowa, nie powinny być jedynie pojęciami zapisanymi w medycznych podręcznikach, ustawach i ministerialnych rozporządzeniach, ale powinny być to w praktyce realizowane programy socjalizujące osadzonych, bo mimo swoich skłonności i popełnianych w przeszłości czynów są to ludzie, którzy nawet jeśli nie staną się lepsi, to mogą stać się bezpieczniejsi dla otoczenia, zarówno w miejscu odbywania kary, jak i na wolności.
W polskich więzieniach dzieje się bardzo źle, co potwierdzają doświadczenia ostatnich godzin (cela więźnia, o którym mówi cała Polska, jest albo niewłaściwie zabezpieczana, albo… pracownicy więzienia sami są przestępcami). Terapia i resocjalizacja w polskim wymiarze sprawiedliwości to fikcja – więzień po odsiedzeniu wieloletniego wyroku jest jeszcze raz skazany, tym razem na bezowocne poszukiwanie pracy zarobkowej (o ile w ogóle chce podjąć legalną pracę), na samodzielną adaptację w nowym otoczeniu, na odnalezienie się w nowych dla siebie realiach społecznych i technologicznych. I często jedynym środowiskiem, gdzie czuje się dobrze, gdzie znajduje oparcie i pomoc, jest środowisko kryminalistów będących na wolności.
Nie chcę uchodzić za liberała, który współczuje przestępcom, ale jestem przekonany, że sztukowanie prawa polegające na powtórnym karaniu, lub na izolowaniu po odbyciu pełnej kary, to wyraz bezsilności instytucji państwa, której zadaniem nie jest represjonowanie zwyrodnialców, ale ich uczciwe karanie, izolowanie i resocjalizowanie.
Gwałciciel-morderca, który odbył zasądzoną karę, musi bezwarunkowo wyjść na wolność. Jeśli chcemy, by nasze dzieci były bezpieczne, to monitorujmy kroki pedofila-mordercy – od tego mamy Policję, techniki operacyjne i inne legalne i skuteczne metody. Jeśli obecne prawo nie stwarza optymalnych ku temu warunków, to zmieniajmy prawo, ale nie pod pojedynczego zwyrodnialca, ale uniwersalnie, dla wielu osób i różnych zdarzeń.
Efektywny wymiar sprawiedliwości, wyrafinowane techniki operacyjne, dobrze przeszkoleni funkcjonariusze, to wyższe niż obecnie koszty dla budżetu państwa. Jeśli jednak akceptujemy – jako społeczeństwo – że wojskowy helikopter może być wykorzystywany do zrzucania ulotek, wojskowy odrzutowiec F-16 lub łódź podwodna marynarki wojennej może służyć społecznikowi-celebrycie za taksówkę, a z budżetu Ministerstwa Sportu może być dofinansowany koncert Madonny, to zgódźmy się na to, że policjanci czy wywiadowcy będą chodzić krok w krok za Mariuszem Trynkiewiczem i jemu podobnymi, bo większe bezpieczeństwo obywateli wynikające na neutralizacji osób niebezpiecznych, jest i będzie kosztowne.
A jeśli nie chcemy ponosić ciężarów takiej kosztownej ochrony, to zgódźmy się, że w więzieniach siedzą wyłącznie ludzie poczytalni, których można i warto resocjalizować, a osoby niepoczytalne, gwałciciele i mordercy, których psychika nie pozwala na obecność wśród małych dzieci, nigdy nie znajdą się w ich pobliżu, nigdy nie będą zagrażać ani dzieciom, ani dorosłym, bo takie zagrożenie, w dobrze prowadzonym zakładzie psychiatrycznym, nie istnieje.
Mąż Agnieszki, ojciec Jana i Joanny, mgr politologii, wiceprzewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej na Mazowszu, radny Sejmiku Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmów dokumentalnych i fabularnych, miłośnik ogrodów botanicznych.