W pokoju panował półmrok. Woland zbliżył się do swojego tronu, poprawił poduszkę na siedzisku i usiadł, wyciągając lśniące kopyta na niewielkim podnóżku. Zawsze gdy tak się rozsiadał pachniało awanturą. Korowiow skulił się w sobie i wbił wzrok w podłogę. Także Behemot zwąchał pismo nosem i czmychnął pod szafę, łypiąc w ciemności swoim jednym okiem i czekając na rozwój wydarzeń.
– Kto spuścił z łańcucha tego Makowskiego? – zagaił łagodnie Woland.
– To ja szefie – drżącym głosem odpowiedział Korowiow.
– A kto przeciął przewody hamulcowe Wosztylowi?
– Też ja – a mówiąc to z Korowiowa jakby uszło powietrze i zrobił się dwa razy mniejszy niż normalnie. Behemot przestał łypać krwawym ślepiem i tyle go było widać pod szafą. Na chwilę zapadła cisza, która nie zwiastowała nic dobrego.
Woland zaczął wygrzebywać pazurami zaschniętą sadzę z chrap i stuknął kopytem o kopyto aż snop iskier posypał się na posadzkę.
– Korowiow zaczynasz mi się szarogęsić – wycedził ze złością Woland – Tego pilota Musia powiesiłeś bez rozkazu i co nam z tego przyszło? Trafił prosto do tego Starego Nudziarza, bo ci się nie chciało Musiowi podetknąć mu pod nos cyrografu przed śmiercią.
– Szefie miałem cyrograf, wypieszczony, czyściutki, ale on się zaparł na amen, nomen omen, i nie mogłem z niego wydusić zgody na współpracę… Pluł mi krwią w pysk i rzygał za kołnierz, a jak zdychał na sznurze, to jeszcze ze mnie szydził wniebogłosy… Tfu, przez cały wieczór nie mogłem doczyścić surduta…, ale, koniec końców, mołodiec…
– Mięczak jesteś Korowiow i na dodatek głupek. Odeślę cię niedługo do wszystkich diabłów. Smołę ci mieszać w kadzi, a nie politykę uprawiać w Polsce. To nie wiesz, że u Lachów ciągle kropielnice pełne wody świeconej?
– Wiem szefie…
– Gówno wiesz, Korowiow i wtrącasz się w nie swoje sprawy. Teraz Wosztyla będą chronić jak źrenicy oka, a Makowskiemu koledzy ze służby jeszcze facjatę naruszą, bo zrobił z siebie idiotę w tefałenie. Amatorszczyzna, Korowiow, amatorszczyzna. Jak posłałem Behemota do Smoleńska, to wrócił uśmiechnięty od ucha do ucha, a łapy swobodnyje i towarzysze zadowoleni. I do końca świata nikt się nie dowie, co było grane. Nawet Lucyfer zadzwonił z gratulacjami i ruską Belugę postawił, jeszcze z zapasów Breżniewa…
Słysząc te słowa Behemot dumnie wyczołgał się spod szafy i puścił oko do Korowiowa.
– Won śmierdzielu – Woland tupnął kopytem i Behemot dał znowu susa pod szafę.
– Myślałem, Korowiow, że słuchałeś uważnie wykładów Goldberga i nie spałeś na zajęciach praktycznych. Ten to był prawdziwy czort. I oddany sprawie. Ty możesz, Korowiow, tylko pomarzyć o jego skuteczności. Jak wyrywał paznokcie na Mokotowie, to od razu wszystkie i z korzeniami. I nie dał sobie pluć w twarz. A Lachom wmówił, że się Różański nazywa. Ha, ha, ha… Korowiow uważaj, bo do piekła wrócisz i tyle cię na Kremlu zobaczą. Fraki, przyjęcia, burdele, o wszystkim przyjdzie zapomnieć na wieki. Widły i do gnoju, Korowiow, razem z całą Armią Czerwoną… Syf i mogiła, Korowiow, do końca świata!
– Szefie, ale ten Makowski wyglądał na rozgarniętego. Nakradł się w Afganistanie i w ciula zrobił resortowych. Ruscy go chwalili…
– Ale ty nie Ruskich masz słuchać, Korowiow, tylko mnie. Z Ruskimi to ja ustalam, a nie ty. Ten Makowski jest głupszy niż ustawa przewiduje, jeszcze nam biedy napyta. Od dzisiaj Behemot nie będzie cię opuszczał nawet na krok, żebyś znowu jakiegoś głupstwa nie palnął. Wosztyla zostawić mi na razie w spokoju. Teraz trzeba postraszyć trochę archeologów, bo chyba nic nie zrozumieli z wypadku Dulinicza i kłapią jęzorami na prawo i lewo. Zrozumiano, Korowiow?
– Szefie, zrozumiano, ale oszczędź mi towarzystwa Behemota, bo cuchnie padliną na odległość.
– Ty wszarzu zajebany, jak śmiesz – wycharczał Behemot i skoczył z pazurami na kark Korowiowa – teraz będziesz tańczył pod moje dyktando, fircyku z piekła rodem – Chodź, opowiem ci jak to było z Duliniczem… Może się wreszcie czegoś nauczysz, gnoju.
W pokoju zahuczało, zagrzmiało i zrobiło się zupełnie pusto. Ktoś tylko nie wyłączył telewizora. Jarosław Kuźniar nadawał kolejną relację na żywo z Placu Czerwonego. Nieopodal na murku siedział, chyba bezpański, czarny kot. Operator TVN-u chciał go wcześniej przepędzić, bo mu do kadru nie pasował, ale uparciuch ciągle wracał na stare miejsce. I patrzył prosto w obiektyw kamery. Taki mały, czarny, moskiewski przybłęda, ale słodki. I nawet dał się po nagraniu pogłaskać, chociaż tylko Kuźniarowi.
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.