Globalnie i Lokalnie
Like

Grzechów odpuszczenie i win przebaczanie kolesiom

18/12/2013
703 Wyświetlenia
1 Komentarze
12 minut czytania
Grzechów odpuszczenie i win przebaczanie kolesiom

Być może ta książka otworzy ludziom oczy nieco szerzej. Być może ludzie rozejrzą się wokół i spróbują dostrzec ten sam mechanizm niżej w województwach, powiatach i gminach.
Piszę „być może”, gdyż uważam nasze polskie społeczeństwo jako leniwe, które dało się spacyfikować przez „ministerstwo prawdy” i inne „ministerstwa” powołane do ogłupiania ludzi.

0


Do popełnienia tego wpisu pchnęła mnie notka, jaką zamieściła Wirtualna Polska, poświęcona kontrowersyjnej książce „Resortowe dzieci. Media”.  Współautorem książki jest Dorota Kania, dziennikarka, którą „Wprost” wyrzucił po ujawieniu faktów płatnej protekcji i kontaktów z lobbystą Markiem Dochnalem.

W tej książce nie ma nic nadzwyczajnego, nic, czego bym już wiedział. Jak na mój gust jej autorzy, obok wspomnianej pani Doroty, Jerzy Targalski i Maciej Marosz, nie wysili się zbytnio, a nawet ośmielę się stwierdzić, że wcale. Poszli na łatwiznę, postanowili sięgnąć po „rewelacje” znane od lat, a od prawie dwóch dekad krążące w internetowej sieci.
Promocję i wydanie książki przed świętami Bożego Narodzenia należy traktować jako prezent pod choinkę, jaki proponują Polakom autorzy.

Być może ta książka otworzy ludziom oczy nieco szerzej. Być może ludzie rozejrzą się wokół i spróbują dostrzec ten sam mechanizm niżej w województwach, powiatach i gminach.
Piszę „być może”, gdyż uważam nasze polskie społeczeństwo jako leniwe, które dało się spacyfikować przez „ministerstwo prawdy” i inne „ministerstwa” powołane do ogłupiania ludzi.

Strach i konformizm, to jeden z grzechów głównych, lenistwo i pragnienie „świętego spokoju”, kolejny. Jeśli ludzi można łatwo ogłupić i wmówić im „inni mają gorzej”, to oznaczać może tylko jedno, że obok łatwowierności, my Polacy, mamy coś jeszcze, a mianowicie niezwykły gen głupoty upasionej przed telewizorem i przy grillu.

„Telewizja kłamie”. W tym miejscu trzeba jasno powiedzieć, że telewizja nie mogłaby (tyle) kłamać, gdyby widz był logiczny i mądry. Polski widz jednak woli seriale, woli teleshow i woli jak z rządzących naśmiewają się satyrycy w kabaretach. Polski widz dobrowolnie poddał się ogólnonarodowej narkozie, dał się zahipnotyzować i, żeby było jeszcze bardziej tragikomicznie, dobrowolnie za tę „usługę” płaci.

Nie lepiej ma się rzecz z czytelnikami: dane na temat spadku zainteresowania czytelnictwem są alarmujące, a jeśli do spadającej wciąż liczby zainteresowania książką, dodamy tych, którzy owszem kupują, bo wypada mieć, ale niekoniecznie czytają, to obraz jest raczej smutny. I taki, smutny koniec, czeka nas Polaków.

Nikt za nas nie załatwi naszych spraw. Nikt za nas nie pójdzie walczyć, nie przeleje choćby kropli krwi, nie spoci się nawet i nie uroni łzy. O tym zdają się wiedzieć wszyscy zainteresowani Polską, nie mylić z Polakami.

Obok wspominanego genu głupoty cierpimy jeszcze na objawy zespołu odstawienia. Część społeczeństwa tak bardzo uzależniła się od PRL, że do dziś nie potrafi się odnaleźć. Jedni stali się bezradni, inni wciąż wyciągają duchy przeszłości z szafy. Jednym i drugim ta swoista abstynencja nie służy, nie przynosi ulgi.

Pozostajemy nieuczciwi wobec samych siebie, bowiem jak inaczej pojmować sytuację, kiedy Oni idą do swoich po pomoc? Czy My idąc po taką do swoich oczekujemy, że ci Nasi, Swoi nas ośmieszą, zadziałają przeciwko nam?
Nie.
Oczekujemy dokładnie tego samego, czego oczekuje polityk, urzędnik państwowy przynależący do grupy „Oni” przyłapany na przestępstwie, kiedy sprawa się rypła i wyszła na światło dzienne i liczy na to, że sprawę uda się jakoś naprostować, tak aby przestępstwo nie było przestępstwem. Patrz ostatnie doniesienia prasowe: prezydent Sopotu, Karnowski i były senator, znany adwokat Piesiewicz, niewinni.
Czy my, mając w rodzinie lub wśród dobrych znajomych kogoś, kto dajmy na to ma firmę, albo kogoś, kto jest dobrze usytuowany i dużo może, posyłamy własne dziecko do urzędu pracy, czy raczej staramy się załatwić pracę przez swoich? Czyż nie inaczej postępujemy w innych przypadkach?
Odpowiedź jest banalnie prosta: w posobnych sytuacjach, i w przeważającej większości, postępujemy dokładnie tak samo, kiedy sprawa niecierpiąca zwłoki (nagła choroba bliskiej osoby, strata pracy, czy groźba poniesienia odpowiedzialności karnej) wymaga pilnych starań, aby problemowi skutecznie zaradzić.

Istnieje jeszcze jedna przyczyna naszych słabostek, które choć wstydliwe, to jednak istnieją i pozostawią swoiste piętno. Znaczna część nas cierpi na dolegliwość, jaką jest syndrom frajera.
Wymieniając syndrom frajera, jako jeden z grzechów głównych części polskiego społeczeństwa, nie mam bynajmniej na myśli podkultury więziennej, czy zachowań w szkolnych grupach rówieśniczych. Tę przypadłość można przypisać tej części społeczeństwa, która mimo, że stanowi większość pozwala sobie narzucić trudniejsze warunki egzystencjalne, a także pewnego rodzaju upokorzenie przez mniej licznych, ale silniejszych i lepiej sytuowanych.

Ogarnięci jakąś zbiorową niemocą, nie są w stanie zawalczyć o własną godność czy choćby poprawę swojej sytuacji. Oczywiście często problemem jest dostępność środków, których przewagą dysponuje zwykle grupa dominująca, ale daleko większym problemem stają się pewne specyficzne strategie adaptacyjne, utrwalone w psychice osób znajdujących się w gorszym położeniu i powodujące, mówiąc najogólniej, brak wewnętrznej gotowości do podjęcia stosownych działań.  „Tożsamość grupowa dewiantów a ich reintegracja społeczna” Wydawnictwo Impuls, Kraków 2012.

Od wielu lat obserwuję to, co ma miejsce w różnorakich grupach skupionych wokół rozmaitych projektów, które odzwierciedlają aktywność społeczeństwa obywatelskiego. Jedną z takich dziedzin niewątpliwie jest polityka, a drugą, że pozwolę sobie zauważyć, jej komentowanie.

Dziś już chyba nikogo nie dziwią sojusze i podziały na polskiej scenie politycznej. Zaczęło się od ASW, a skończy na rozpadzie PO i PiS.
Czy to oznacza, że te nowe, naprędce tworzone przez zdesperowanych założycieli odniosą sukces? Nie. To oznacza tylko tyle i aż tyle, że drenaż państwa polskiego jest skutecznie realizowany przez KTO(Ś)ÓW.

Podobnie rzecz się ma w tzw. polskiej blogosferze, w której od tuzina i trochę różnych roi się wortali, portali i witryn. I tutaj mamy regularną wojnę: tworzenie przez podział. Obok permanentnego stosowania cenzury, w czym przoduje „Salon 24”, mamy sezon na rozwalanie ciekawych miejsc i wolnych, zdawałoby się, mediów.

Kto i w jakim celu tworzy ową wolność, te zapowiadane jako opiniotwórcze środowiska, w których prym zazwyczaj wiodą znani, ciekawie piszący blogerzy i dziennikarze obywatelscy, by za czas jakiś doprowadzić do totalnej rozpierduchy wywalając w powietrze to, co z wielkim mozołem było budowane latami? Tutaj, podobnie jak w polityce, scenariusz jest realizowany przez wspomnianych już KTO(Ś)ÓW.

Wydaje się, że to taki nasz znak rozpoznawczy, taki swoisty rodowód Polaka, który jak nie cierpi, to cierpi dwa razy. Nasze bohaterstwo znane szeroko w świecie odnosi się do naszej waleczności, zwłaszcza za „wolność waszą”.  O naszą jakoś nie potrafimy skutecznie zadbać.
Dajemy się takim różnym Dyzmom dymać na wszystkie możliwe sposoby, na niemożliwe nawet dwa razy. I to, co chyba najbardziej istotne – nie mamy niestety szczęścia do polityków, którzy okazują się być ludźmi małymi i miałkimi; kierują się głównie własnymi chorymi ambicjami.

W praktyce mamy jeszcze tworzenie sytuacji kuriozalnych, już nawet o miejsce w przedszkolu trzeba sięgać po znajomości, a nawet przekupstwo, to paradoksalnie nie jest przypadek.
Wystarczy się uważniej przyjrzeć działającym mechanizmom, które te „przypadki” tworzą, a szybko dojdziemy do wniosku, że są one działaniami przemyślanymi, a co za tym idzie, dobrze zaplanowanymi.

Trzeba mieć świadomość, że państwo to nie zbiór kolesiów, a tym którzy ten zbiór tworzą trzeba tę nieprawidłowość skutecznie wyłuszczać. Ale nasza niemoc utrwalona w psychice paraliżuje spiritus movens i tkwimy niczym te poruszane (jedynie) podmuchami wiatru kołki w przydużych otworach sztachet płotu dawno zapomnianej wiejskiej zagrody.     

Wydaje mi się, że oparcie się, zawierzenie jednemu medium wiara w jeden nurt prawdy objawionej, to kanał, w który dajemy się wciąż wpuszczać. Spora część Polaków skupiona wokół jednego autorytetu, jednego źródła po jego upadku nie potrafi się odnaleźć: porzuconych, często zdradzonych ludzi pogłębia apatia i rodzi się w nich totalna rezygnacja.
Człowiek ma wolną wolę i rozum, a co za tym idzie powinien być oczytany i otrzaskany w tym co istotne niczym świński ryj o koryto. Ci którzy nie są otrzaskani zostają sami lub idą jak te barany za nowym liderem, który się objawił i zakłada kolejne cuś…

Czy „prezent” pod choinkę, autorów książki „Resortowe dzieci. Media” okaże się być jakimś pożytkiem, czy zda się, jak psu na budę, to dopiero czas pokaże.
Ja jednak twardo obstaję przy swoim pesymizmie, a pesymista wiadomo, to dobrze poinformowany optymista.

Ostatnio miałem sen, śniło mi się, że na Krakowskim Przedmieściu swój majdan wyłożyli 460 posłów i 100 senatorów oraz prawie 800 tysięcy urzędników wszystkich resortów i szczebli, żądali lepszego traktowania i przywrócenia prawa do pracy…
Sny nieraz bywają prorocze, ale ten w obecnej sytuacji raczej się nie spełni.

Tyle ode mnie dla Was, pod choinkę

0

Wiktor Smol

Copyright © 2011-2014 Wiktor Smol

369 publikacje
3 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758