Polacy mogą się bezkarnie zachowywać absurdalnie i niemądrze dziś, gdy nic im za to nie grozi, poza śmiesznością. Której nie dostrzegają, pozbawieni będąc inteligentnego poczucia humoru, które mieli jeszcze przed wojną, a także w jakiś czas po. Nawet wiem, kiedy Polacy poczucie humoru, a więc zdolność do racjonalnej oceny rzeczywistości, utracili. Zbiegło się to z początkiem pontyfikatu JP2. Na co wskazują obserwacje, że najmniej poczucia humoru ma polska prawica, a już katoprawica cierpi na ten deficyt w szczególności.
Zresztą dlatego Franciszek, obdarzony niepospolitym poczuciem humoru, a więc traktujący swą funkcję z odpowiednim dystansem, jak każdy inteligentny człowiek, tak jest w Polsce mało poważany.
Zresztą… najlepszy dowód na uwiąd polskiego poczucia humoru, a więc i poczucia rzeczywistości, to traktowanie przez wielu z Was całkiem serio tego, co piszę tu tylko w jakiejś części serio.
Bo śmiech rodzi się w mózgu, nie w brzuchu, i tylko wtedy, gdy część serio skonfrontujemy z częścią mniej serio. To jak z krzywym lustrem w lunaparku – tylko tego śmieszy własne zniekształcone odbicie, kto wie, że naprawdę wygląda inaczej, co może sprawdzić w prostym lustrze, jeśli potrafi odróżnić jedno od drugiego. Małpy na przykład jej własne oblicze w krzywym lustrze nie rozśmieszy, nawet gdyby potrafiła się śmiać, bo jej mózg nie zrozumie żartu. Między innymi dlatego produkcje Monty Pythona takim powodzeniem cieszą się w krajach anglosaskich, a mało kto rozumie je w Polsce. I na odwrót – Polska zarykuje się na Kiepskich, ale nie wie, że to jej obraz w zwierciadle całkiem i do bólu płaskim. Polska publika w tym wypadku zarykuje się, bo sądzi, że patrzy w zwierciadło krzywe.
Polacy nie mogli się zachowywać absurdalnie, niemądrze i nieadekwatnie do sytuacji w epoce Breżniewa, bo nie była to epoka krzywych luster. Po niedawnej Zagładzie jednego narodu świat stał na krawędzi zagłady wielu narodów, a to za sprawą broni jaką wymyślił i wyprodukował. Zaś Breżniew na pewno poczucia humoru nie miał, jeśli zaś miał, to niedostępne Polakom. Tyle w kwestii stanu wojennego. Na który zgodzili się bez szemrania nawet Reagan i Thatcher, bo oni – w przeciwieństwie do Polaków – wiedzieli, że nie patrzą w krzywe lecz w do bólu proste lustro ówczesnej rzeczywistości i układu sił. Poza tym rozumieli skecze Monty Pythona.
W Polsce zwanej ludową, w której mieszkali wyłącznie ocalali i ocaleni, a więc zwycięzcy bardzo specyficznej selekcji naturalnej, z rzeczy niezbędnych brakowało szynki, jak pamiętam, mieszkań i wolności publicznego kłapania dziobem, ale tylko z powodu braku internetu. Bo i dziś nikt mi nie pozwoli kłapać dziobem w telewizji na przykład. Nie ma obaw. Poza tym w Polsce ludowej rynek był tylko na rynku, gdzie baby sprzedawały jaja i śmietanę, często – zupełnie jak dziś – zagęszczaną mąką, co, jak pamiętam, sprawdzało się przy pomocy jodyny. Zmieniającej kolor w zetknięciu ze skrobią, zupełnie jak czerwoni, którzy zmienili kolor w zetknięciu z kapitałem.
Po upadku muru berlińskiego i tak zwanego komunizmu, w Polsce giełdowej urynkowiono wszystko, z pracą, a więc z wykonującymi ją ludźmi, włącznie. O ile jednak w wypadku szynki urynkowienie przyniosło jakiś częściowo pozytywny rezultat, o tyle w wypadku ludzi i ich pracy mamy do czynienia wręcz z zapaścią. Dziś o pracę pozwalającą utrzymać rodzinę jest nawet trudniej, niż w w Polsce ludowej było o szynkę. Też wydziela się ją po znajomości lub kartki z urzędów pracy. Co do mieszkań, to szansa zamieszkania we własnym M, jaką ma młoda rodzina przeciętnie i słabo uposażona, a te przeważają „na rynku”, równa jest wielkiemu okrągłemu zeru. Tu urynkowienie, prawa podaży i popytu, przyniosły skutek katastrofalny, bo naród polski pozbawiony mieszkań zaczął wymierać. Poza tym każdy rozsądny człowiek, nawet Polak, by przeżyć kupuje raczej coraz droższą żywność niż myśli o potomstwie.
Więc nie do końca wiem, czy jest się z czego cieszyć. No ale, jako się rzekło, Polacy patrząc na rzeczywistość sądzą, że odbija się ona w krzywym zwierciadle, więc zachowują spokój. Ci zaś, którzy przejrzeli na oczy, lada moment będą zamykani w klinikach bez klamek. Tyle że ta reszta, pozostając na swej umiłowanej wolności, dobrze bawić będzie się tylko do czasu, bo rzeczywistość się o nią upomni jak o swoje.
A teraz pora na konkluzję, jak na mnie – całkiem serio. Bez poczucia humoru żyć się da, choć co to za życie. Bez szynki, a nawet mięsa, też, podobno nawet zdrowiej. Bez mieszkań, jak dowodzi nasz przykład – żyje się śpiewająco, choć naród wymiera, co – w przypadku Polski wielką szkodą dla ludzkości nie jest. Niestety – bez pracy, przynajmniej w naszym świecie, żyć nie sposób.
Jeden komentarz