Naturalnym zjawiskiem w skupiskach ludzkich jest nierównomierna alokacja praw rzeczowych pośród ich członków. W takim układzie rzeczy (również w sposób najzupełniej naturalny) pojawia się zazdrość, która ludzi poprawnie ukształtowanych moralnie pcha do tego, by przy użyciu swoich umiejętności dorównać w bogactwie owym obiektom zazdrości, nie szkodząc przy tym nikomu. Świat niestety nie jest pozbawiony wad, toteż ludzie nikczemni także w nim występują (nie mnie oceniać czy jest to efektem jakiegoś boskiego planu, czy też dziełem przypadku). Owi nikczemnicy podobnie jak i ludzie zacni poddają się emocjom, czyli także zazdrości, swoje pragnienia jednak zaspokajają w sposób z goła inny (co jest cechą konstytutywną ich nikczemności), kradnąc osobiście czy poprzez wykorzystanie państwowego aparatu przymusu, co z punktu widzenia moralności niewiele się różni. […]
Naturalnym zjawiskiem w skupiskach ludzkich jest nierównomierna alokacja praw rzeczowych pośród ich członków. W takim układzie rzeczy (również w sposób najzupełniej naturalny) pojawia się zazdrość, która ludzi poprawnie ukształtowanych moralnie pcha do tego, by przy użyciu swoich umiejętności dorównać w bogactwie owym obiektom zazdrości, nie szkodząc przy tym nikomu. Świat niestety nie jest pozbawiony wad, toteż ludzie nikczemni także w nim występują (nie mnie oceniać czy jest to efektem jakiegoś boskiego planu, czy też dziełem przypadku). Owi nikczemnicy podobnie jak i ludzie zacni poddają się emocjom, czyli także zazdrości, swoje pragnienia jednak zaspokajają w sposób z goła inny (co jest cechą konstytutywną ich nikczemności), kradnąc osobiście czy poprzez wykorzystanie państwowego aparatu przymusu, co z punktu widzenia moralności niewiele się różni.
Niestety u podstaw ustroju państwa w którym przyszło nam żyć, leży osobliwe przeświadczenie o słuszności decyzji podejmowanych przez kolektyw, bez względu na argumenty jakimi ów się posługuje. Jak dobrze wiadomo niemal wszystkim, różnice światopoglądowe tego kolektywu, który by obrać władzę w państwie musi zdobyć poparcie ponad połowy wyborców są znaczne. Rzekłbym nawet – są tak znaczne, że jednomyślność tego kolektywu w jakiejkolwiek nieoczywistej sprawie staje się z uwagi na jego rozmiary niemożliwa do osiągnięcia, tutaj zaś pojawia się kolejny problem. Otóż problem ten można pokrótce scharakteryzować jako „konieczność kompromisu”, ta konieczność wynika z systemu demokratycznego. Dlatego też część kolektywu uważając X za słuszne, a Y za niesłuszne, musi pogodzić się z inną częścią, która uważa na odwrót. Oznacza to wyrzeczenie się moralności, tolerowanie rzeczy niewybaczalnych tylko po to, by w innej kwestii do takiego samego moralnego upodlenia móc doprowadzić drugą stronę koalicji.
Opisałem tutaj pozornie dwie różne kwestie, jednak wspólnym dla obu zjawisk jest pojęcie „równości”. W drugim przypadku chodzi rzecz jasna o mylne przeświadczenie, wedle którego głos każdego wyborcy jest wart tyle samo, w obu przypadkach pożądanie równości prowadzi do wypaczeń.
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie junta.pl.
Od urodzenia skazany na sukces, a jeśli teza o zaostrzaniu się walki klasowej w miarę postępu socjalizmu jest prawdziwa, to w przyszłości także na więzienie. Trochę czytam i czasem coś napiszę. Poza tym studiuję prawo.