PDT chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu – zapowiedział, że już za kilka (kilkanaście) lat Warszawa otrzyma południową obwodnicę, której pierwszy odcinek od węzła w Konotopie do ul. Puławskiej właśnie z hukiem otwarto. By być wystarczająco wiarygodny zapewnił, iż pieniądze na to są – wystarczy tylko odsunąć w czasie (ad kalendas graecas) budowę dwóch „wylotówek” z miasta. Cóż za wspaniała dla Warszawiaków wiadomość – raduje się serce – zwłaszcza przed referendum…
Obwodnica w mieście zawsze się przyda – oczywiście, ale zdaje się, że głównym powodem jest chęć domknięcia autostrady A-2 przez Warszawę. Ruch tranzytowy wschód – zachód odbywa się jednak obecnie z wykorzystaniem zmodernizowanej drogi krajowej nr 50 – w istocie obwodnicy stolicy oddalonej od centrum ok 25 km. Jest to rozwiązanie optymalne (można sobie wyobrazić dalszą modernizację tej trasy). Budowa odcinka autostrady przez żywotne obszary miasta – łącznie z tunelem pod całą dzielnicą (Ursynów)i nowym mostem, aby puścić tam międzynarodowy ruch transportu samochodowego, to swoista fanaberia, która dla Warszawy nie będzie udogodnieniem, lecz zmorą.
Rezygnacja z wylotówek – z najbardziej obciążonego kierunku – południowego (Kraków, Katowice) i z trzeciego (po Markach) – kierunku północnego, to przejaw lekceważenia informacji o natężeniu ruchu pojazdów. To zresztą bardzo charakterystyczne dla tej ekipy – przykład to skreślenie modernizacji skrajnie obciążonej „Zakopianki”. Aktualnie czas dojazdu z Krakowa i Katowic do centrum W-wy, to 5 godzin – 2,5 godziny do Janek i 2,5 godziny Krakowską i Grójecką.
Pozostaje jeszcze sprawa kosztów związana z dotychczasowymi planami, (prace studialne, projekty – może już jakieś konkretne działania w terenie). Warto jeszcze zapytać – co przesądziło o priorytecie budowy wylotówek w stosunku do południowej obwodnicy – czyżby kolejni ministrowie infrastruktury i ich ciała doradcze byli niekompetentni – przecież narazili państwo na milionowe straty. Mam nadzieję, iż wielce „światła” decyzja premiera w tej mierze opierała się na rzetelnych przesłankach.
Chyba, że z politycznych (oczywiście najważniejszych) względów – decyzja była arbitralna w stylu ś.p. Jaroszewicza i Gierka, którzy mówili specjalistom i naukowcom wypracowującym decyzję np. lokalizacji fabryki – „ale nam się widzi, że jednak w innym ładnym miejscu” – oczywiście tak, jak w pewnym kultowym filmie: przecież tam jest jezioro, no to jezioro damy tu.