Protesty związkowe w Warszawie zgromadziły 100 tysięcy, a według niektórych źródeł nawet 150 tysięcy, członków NSZZ „Solidarność”, OPZZ a także obywateli niezrzeszonych. Uczestnicy wykrzyczeli swoje roszczenia do rządu Donalda Tuska i rozjechali się do domów. Jakkolwiek każdy protest skierowany pod adresem antypolskiej formacji, zwanej Platformą Obywatelską, która od 6 lat dewastuje ten kraj, wzbudza moją sympatię, to jednak zeszłotygodniowe demonstracje skumulowały we mnie mieszane uczucia. W życiu publicznym liczy się skuteczność. A w tym wypadku o wymiernych korzyściach, wynikających z inicjatywy przewodniczących central związkowych Piotra Dudy i Jana Guza, trudno mówić.
Żaden z ministrów nie wyszedł do demonstrantów, o premierze nie wspominając. Kosiniak-Kamysz nie wpadł na pomysł, żeby dla dobra wspólnego podać się do dymisji i ułatwić stronom podjęcie dialogu w Komisji Trójstronnej. Władza skutecznie zamiotła pod dywan protest związkowy i bez wysiłku przegłosowała w sejmie nowelizację ustawy budżetowej, przy dość głupim, dodajmy, bojkocie głosowania posłów Prawa i Sprawiedliwości. Dzięki bojkotowi padła też inicjatywa uchwalenia Dnia Sybiraka, bo poseł sprawozdawca z PiS-u manifestował sobie w tym czasie przed kancelarią premiera, a premier spokojnie siedział w tym czasie w sejmie i śmiał się z PiS-u w kułak. Wróćmy jednak do związkowej manifestacji.
Musiała kosztować krocie, setki tysięcy złotych. Sprowadzenie do Warszawy takiego tłumu ludzi, transparenty, flagi i inne akcesoria, stanowiące ekwipunek demonstranta, ubiory, pomnik Tuska, wyżywienie etc., to górka pieniędzy. I ten cały finansowy wysiłek odbił się od ściany lekceważenia, okazanego przez władzę związkowym postulatom. Mało tego, w wymiarze propagandowym, także zanotowano porażkę. Media mainstreamowe relacjonowały wydarzenia bez większej atencji, podkreślając uciążliwości życia „szaraka warszawiaka”, związane z blokadą wielu ulic. Prasa zachodnia albo w ogóle nie zauważyła związkowców w Warszawie, albo oceniła, że protesty skierowane były przeciwko reformom rządu Donalda Tuska. Imaginujecie sobie, ten rząd nic innego nie robi tylko reformuje Polskę!
W planie Dudy i Guza zabrakło stanowczości. Żeby zmienić rząd nie wystarczy pokojowa manifestacja i na nikim nie robiące wrażenia okrzyki, że rządzą nami złodzieje. Szkoda czasu, atłasu i pieniędzy. Jeśli Duda z Guzem myśleli, że w sobotę 14 września 2013 roku mafia Donalda Tuska poda się do dymisji, a sejm podejmie uchwałę o samorozwiązaniu, to się srodze przeliczyli. Miarą bezsilności przywódców związkowych stało się nawoływanie Dudy do zbierania podpisów w sprawie rozwiązania sejmu obecnej kadencji. W jakim trybie, powiedzmy, dwa miliony podpisów pod taką petycją miałoby zmusić Tusków, Millerów, Palikotów i inne poselskie badziewie do rozejścia się, już nie wiadomo.
Od czasów wielkich demonstracji w obronie Telewizji Trwam wiemy, że znaczna część polskiego społeczeństwa kontestuje rządy Platformy Obywatelskiej. Nie musimy sobie tego po raz kolejny udowadniać. Nie warto trwonić środków materialnych i ludzkiej determinacji. Potrzebne są kroki, które w rzeczywisty sposób postawią rządzących pod ścianą z zastosowaniem metod biernego, społecznego oporu do strajku generalnego włącznie. Inna sprawa, czy współczesne związki zawodowe dysponują takimi możliwościami. Być może „Solidarność” Dudy, to jest kolos na glinianych nogach. Tym bardziej nie należy wyrzucać w błoto pieniędzy na kolejne wielkie demonstracje w Warszawie, czy gdziekolwiek.
Napisałem o biernym oporze, bo oczywiście nie zamierzam nawoływać Polaków do oporu czynnego i rzucania kamieniami. Władza ciągle dysponuje wystarczającymi siłami i środkami, żeby strzelać do demonstrantów nie tylko gumowymi kulami. Mogę sobie jednak wyobrazić pokojową blokadę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów od czwartku do soboty przez, powiedzmy, 50 tysięcy związkowców. Taką grupę, pokojowo nastawionych osób, oczywiście można spacyfikować, ale wcale nie jest to takie proste. Zwłaszcza, że gaz łzawiący i armatki wodne źle się kojarzą. A premier musiałby siedzieć w swoim gabinecie i marzyć o wylocie do Sopotu, o głosowaniu w sejmie nie wspominając. Podaję taki przykład, może trochę żartobliwie, a może nie, ale nie ulega wątpliwości, że najłatwiej byłoby sparaliżować, pokojowo, w Polsce infrastrukturę: linie kolejowe, kluczowe szlaki drogowe. Tak zwany strajk generalny także można dopracować w najdrobniejszych szczegółach, żeby wymusić na władzy ustępstwa. Podjęte kroki muszą zwrócić uwagę Brukseli i Berlina, bo przecież nie będą tam biernie przyglądać się jak „warcholstwo” z Polski destabilizuje sytuację w regionie. I mogliby wezwać Tuska na dywanik.
Abstrahując od powyższych uwag, odnoszę wrażenie, że ostatnie manifestacje związkowe w Warszawie paradoksalnie dowiodły raczej słabości naszego ruchu związkowego, niż jego siły. Ciągle nie dopracowaliśmy się koncepcji strukturalnych zmian systemowych w Polsce. I szamoczemy się w potrzasku. Możemy oczywiście wznieść kilka okrzyków antyrządowych, ale za ich werbalną emocją nie stoi pracowniczy i ekonomiczny plan. A władza dobrze o tym wie i wodzi związkowców za nos.
Czasami odnoszę także nieodparte wrażenie, że żyjemy w świecie pozorów. Słowem, czy Duda z Guzem rzeczywiście pragną zmian? Już tyle razy oszukano to społeczeństwo. Nie mam po ostatnich manifestacjach w Warszawie przekonania, że wierchuszka związkowa działa z pełną determinacją i bezkompromisowo. Cała para poszła na razie tylko w gwizdek. Po zlekceważeniu przez większość sejmową półtora miliona podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie przedłużenia granicy wieku emerytalnego, „Solidarność” i OPZZ winny były podjąć już wtedy zdecydowane protestacyjne kroki i chyba nie maszerować pokojowo po Warszawie.
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.