Plac Piłsudskiego zawsze będzie dla mnie Placem Jana Pawła II.
Może nie tylko dla mnie.
Ówczesny Blondyn zaciekawiony wchodzi na Plac Zwycięstwa.
Zaciekawiony, bo po raz pierwszy na żywo będzie widział papieża,
bo po raz pierwszy będzie na żywo widział psikusa,
jakiego Watykan zrobił komuchom,
bo mówią, że Karol Wojtyła to łebski facet i warto go posłuchać,
bo na pewno powie coś, co komuchom pójdzie w pięty.
Ówczesny Blondyn, czyli zatwardziały ateista, a raczej poganin przekonany o nieograniczonej potędze własnego rozumu, potrafiącego bez trudu uporać się z ciemnotą i zakłamaniem wszystkich chrześcijan.
Poganin, bo mimo że w żadnego tam głupiego Boga nie wierzył,
to w jego miejsce wstawił sobie rozum.
Niekoniecznie własny.
Ten wstawiony rozum kazał Ówczesnemu wierzyć,
że idzie tam bez Boga.
Że idzie spotkać człowieka.
Że idzie spotkać zdarzenie.
Że idzie spotkać tłum.
Patrzył Ówczesny na tłum ciemniaków z wyższością,
ale jednak z nadzieją.
Ten Wojtyła dał Polakom sygnał, że Polak naprawdę potrafi.
Że potrafi nie tylko dążyć do średniej europejskiej,
że nie musi korzystać z pomocy silniejszych, bogatszych,
nie musi podpierać się znajomościami.
Wielu z nas miało w czasie konklawe cień nadziei,
że papieżem zostanie kardynał Wyszyński,
ale ten cień wynikał bardziej z chęci niż z wiary.
Mimo wszystko duma rozpierała Ówczesnego.
Nie tylko dlatego, że to Polak został papieżem,
dlatego duma rozpierała,
bo tylu Polaków odważyło się pokazać komuchom na żywo,
że uważają komunizm za zło.
Pierwszy raz w życiu widział wtedy Ówczesny taką masę sprzeciwu.
Otwarcie pokazywanego sprzeciwu.
Wcześniejsze sprzeciwy w 68, w 70, w 76,
mimo że krwią zapłaciły, jednak nie były tym samym.
Więc na sprzeciw zwracał uwagę, a nie na ciemne zabobony.
I nagłe usłyszał:
„Nie lękajcie się!”
I nagłe usłyszał:
„Niech zstąpi duch Twój!”
I w piersiach poczuł Ówczesny coś
Coś, czego nie potrafi opisać,
mimo że trochę słów opisujących najrozmaitsze rzeczy już zdążył poznać.
I z klatki piersiowej coś zaczęło się rozchodzić po całym ciele.
A gdy po czasiecoś ostygło,
na samo wspomnienie tego zdarzenia,
pojawiało się znowu i znowu, i znowu.
Z taką samą siłą się pojawiało.
I coraz to nowe myśli przynosiło.
Nigdy wcześniej i nigdy później Ówczesny czegoś takiego nie przeżył.
Ale ateistą, a tak naprawdę poganinem, pozostał jeszcze na długo.
Plac Zwycięstwa, potem Piłsudskiego, kiedyś Plac Saski,
tak naprawdę pozostanie dla mnie Placem Jan Pawła II.
Wszystko ważne na tym placu miało związek z Janem Pawłem II.
I wizyty Ojca Świętego,
i kwiaty kładzione ukradkiem, żeby ZOMO nie widziało,
i krzyż układany.
Inne zdarzenia były jakoś mniej ważne.
A może by skorzystać z okazji
i nazwać w końcu rzecz po imieniu:
Plac Jana Pawła II, błogosławionego Karola Wojtyły?
I mało mnie obchodzi, co myślą na ten temat władze Warszawy!
Ten Plac już zawsze będzie Placem Jan Pawła II.
Nie zapomnij!
Bledne zalozenia sprawiaja, ze wnioski sa nic nie warte. Klamstwo, bardzo sprawnie potrafi udawac prawde. No i mamy lodowa góre nieporozumien. Góra lodowa ozdobiona jest emocjami, które utrudniaja logice i kulturze wydostac sie na powie