Po setkach (tak setkach!) filmów, które promują antypolski stereotyp i polonofobiczne uprzedzenia, pojawił się film zadziwiający. Nie dosyć, że mówi niewygodną dla wielu prawdę o sowieckim totalitaryzmie, to mówi dobrze o Polakach.
Oglądanie filmu "Niepokonani" ("The Way Back") w reż. Petera Weira jest w jakimś sensie, co może dziwić z racji tego, że film opowiada smutną historię, nieustannie zaskakującą przyjemnością. Opowieść o grupie uciekinierów z sowieckiego łagru (podstawą jest książka S. Rawicza "Długi marsz") jest bowiem chyba pierwszym niepolskim filmem, w którym widz nie tylko otrzymuje rzetelną prawdę o historii wojennej Polaków, ale w którym nie pojawiają się żadne negatywne stereotypy o Polakach (jak w innnych – czasem zaskakujących konfiguracjach narracyjnych). W "Niepokonanych" Polacy zesłani na nieludzką ziemię są ofiarami, które walcząc o przetrwanie nie wyrzekają się swojego człowieczeństwa. W obrazie Australijczyka Weiera jesteśmy dzielni (nie poddajemy się obozowej rzeczywistości, stajemy oko w oko z brutalnym światem dzikiej przyrody i ludzkiej niegodziwości), jesteśmy skłonni do poświęceń, jesteśmy mądrzy (planujemy, działamy zespołowo), jesteśmy dobrzy i moralni. Jesteśmy ofiarami działań sąsiadów i totalitaryzmów, ofiarami, które do końca nie dają zabrać sobie duszy.
"Niepokonani" jako dzieło filmowe być może mają jakieś wady czy niedociągnięcia konstrukcji scenaiusza – ale w warstwie oddziaływania, które w Polsce nazywa się od dawna "ku pokrzepieniu serc", są dziełem wspaniałym. Film jest bardzo poruszający – pokazuje bowiem, jak system sowiecki niszczył wszystko i wszystkich. Mamy bohaterów o różnych przeszłościach, o różnym pochodzeniu, których łączy we wspólnym nieszczęściu ten nieludzki system. Jest aktor Rosjanin skazany za zbyt trafne odegranie roli arystokraty w filmie, jest rosyjski przestępca, który do końca pozostanie duchowym niewolnikiem. Jest łotewski ksiądz skazany za wiarę, Amerykanin skazany za paszport. Jest Polka – dziecko komunistów z KPP wybitych w czystkach lat 30-tych – która niczym córka dr. Żywago i Lary trafia do kołchozu i staje się sierotą. Poprzez tych bohaterów widzimy panoramę obsesji i paranoi, jaką był przesiąknięty system sowiecki. I mamy wreszcie Polaków – żołnierzy, dzieciaki z Kresów – skazanych na śmierć w kopalniach, na ślepotę z niedożywienia, na odmrożenia i upokorzenia z dala od domu, chleba i ukochanych najbliższych.
Reżyser przede wszystkim pokazuje nam walkę z przyrodą, z zimnem, pustynią i górami. Ale to metafora długiego marszu do wolności i godności (zdradzę tylko, że film pokazuje, że dopiero po 1989 roku nasz bohater może naprawdę wrócić do domu). Polskich widzów powinno więc cieszyć, że taki film powstał, że w filmie tym jesteśmy tacy, jakimi chcemy siebie widzieć z racji tysiąca historii o bohaterstwie Polaków w ciężkich czasach. "Niepokonani" budują pozytywny autostereotyp i to bez odwoływania się do wydumanych historii – tu mamy opowieść bazującą na prawdziwych wydarzeniach. Ten film powinniśmy wszyscy obejrzeć, powinniśmy o nim mówić i promować w świecie. Powinni go obejrzeć Francuzi, Amerykanie, Anglicy, którzy poszli na wspołpracę z Sowietami i ci wszyscy, którzy mają wątpliwość co do tego, czy ZSRR był totalitaryzmem. Reżyser z Antypodów nie wiem czy świadomie, nie wiem czy celowo, ale zrobił nam piękny prezent – teraz od nas zależy, jak z tego prezentu skorzystamy.
Pomimo ludobójstwa, niszczenia polskiego panstwa i kultury przez totalitaryzmy XX. wieku, problem dyskryminacji, oczerniania, zlych stereotypów na temat Polaków nie zostal w zinstytucjonalizowany sposób podjety. Problem ma nazwe: antypolonizm.