Od 2010 r. matematyka znów wróciła do łask. I oczywiście spędza sen z powiek sporej części uczniów. Dlaczego tak się dzieje?
Otóż wyobraź sobie, drogi Czytelniku, mieszkasz dajmy na to w Suwałkach, a masz ciocię w Zakopanem. Zbliżają się wakacje – zaplanowałeś, że całe spędzisz je u cioci i przy okazji zrobisz sobie prawo jazdy. Zapisujesz się na kurs i pewnego dnia pan instruktor mówi: „jedziemy do Bukowiny Tatrzańskiej, ale musimy jechać przez Kraków, bo inaczej się nie da”. Zakładam, że Ty Zakopane znasz tyle o ile, ale nie znasz okolicznych miejscowości i słuchasz poleceń instruktora, jedziesz więc przez Kraków, co trwa ze 4 godziny, powrót oczywiście też przez Kraków. Przychodzi dzień egzaminu, egzaminator mówi: „Jedziemy do Bukowiny Tatrzańskiej.”. Którędy pojedziesz? Przez Kraków, bo tylko taką drogę znasz. Dojedziesz może do Nowego Targu, a pan egzaminator na to ”Nie zdał/a Pan/Pani egzaminu, nie wykonał/a Pan/Pani zadania.”.
Dlaczego o tym piszę? Bo dziś nauka matematyki w szkołach wygląda dokładnie tak samo, jak ów kurs nauki jazdy, a potem matura wygląda jak wyżej opisany egzamin, co roku 15-20 % wszystkich maturzystów oblewa maturę właśnie z matematyki mimo śmiesznie prostego egzaminu, który bardziej przypomina test gimnazjalny niż prawdziwą maturę.
Przyczyną jest spaprana pod względem metodycznym podstawa programowa z matematyki opracowana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Wygląda ona tak, jakby opracował ją pijany szewc do spółki z naćpanym krawcem, a podpisał baletmistrz na haju, nie obrażając przedstawicieli w/w zawodów. No bo jak wytłumaczyć fakt, że uczniowie uczący się na profilach o rozszerzonej matematyce rozwiązują te same zadania z użyciem prostszych i krótszych metod, niż uczniowie na profilu podstawowym, którzy zamiast trzech linijek wykonują żmudne obliczenia nieraz na całą stronę A4 do jednego prostego zadania i trwa to całą lekcję zamiast kilku minut? Dziwię się, że wielu nauczycieli nie prostuje tego spapranego programu, choć mają do tego prawo. Nie bez winy są autorzy podręczników, którzy mogliby zamieszczać te szybsze metody, tylko zaznaczyć w jakiś sposób, że jest to materiał z poziomu rozszerzonego albo materiał nadobowiązkowy, niemniej uczniowie i nauczyciele mieliby dostęp do tych treści i mogliby ten materiał przerobić. Krótko mówiąc, żeby ta podstawa programowa miała ręce i nogi, to należałoby niemal dokładnie zamienić rozszerzenia z podstawami i dokonać niewielkich tylko korekt, wtedy byłoby OK.
Odnoszę wrażenie, ze nikt nie czuwa nad metodyką nauczania matematyki, autorzy programu uparli się na jakieś wg nich proste schematy, które nie do wszystkich typów zadań się nadają, a tymczasem wystarczyłoby pokazać kilka prostych metod, które są zrozumiale dla większości uczniów i jestem na 100 % pewien, że zdawalność matury z matematyki wzrosłaby z tych 80 % do ponad 90. No chyba, że towarzyszom z PO zależy na kształceniu idiotów. Wygląda na to, że tak. Wystarczy przejrzeć podręcznik z chemii do I klasy liceum – przypomina on podręcznik z przyrody do V klasy szkoły podstawowej. Uczniowie w liceum zamiast uczyć się reakcji, prostych obliczeń chemicznych, opartych na zwykłych proporcjach, czy obliczania stężeń procentowych roztworów uczą się o składzie gleby, o wartościach odżywczych sałaty, uczą się z czego wykonuje się kartoniki na napoje, tusze do rzęs czy szminki, do czego w zasadzie wystarczy Dr Google. Tam chemii jest może ze 20 %, reszta to po trosze geografia, po trosze biologia, po trosze przyroda. ZGROZA !!!
Podobnie zaczyna to wyglądać z fizyką, historia i wieloma innymi przedmiotami. Czy Pan, Panie Premierze Donaldzie Tusk chce wykształcić społeczeństwo idiotów?!!!
Fot.: internet