Na szczęście ktoś pomyślał i wysłał wraz z Wałęsą Aleksandra Smolara. Tak w zasadzie to do końca nie wiadomo, który z nich jest osobą towarzyszącą…
Nie wiem, dlaczego media, a szczególnie blogerzy zupełnie nonszalancko i bez należytej powagi podeszli do tunezyjskiej wyprawy Lecha Wałęsy. Nikt nie pisze o ryzykach i zagrożeniach dla mędrca, a przecież specjaliści od spraw międzynarodowych jak i służby specjalne wiedzą doskonale, że życie polskiej „Nokii” może zawisnąć na włosku.
Jak przekonaliśmy się naocznie Tunezyjczycy to lud gniewny, który pogonił swojego dyktatora na cztery wiatry. Co się stanie, jeżeli nasz skarb narodowy wyjdzie przed ten rozemocjonowany tłum i jak rewolucjonista rewolucjonistom szczerze przekaże polską receptę na wyjście z totalitaryzmu?
Jak wiemy Wałęsa wśród potoku kłamstw, jakie od lat wylewają się z jego słodkich ust potrafi czasami tak się zapędzić, że palnie jakąś nieodpowiedzialną prawdę. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że stanie przed tym tłumem i powie mu, żeby, czym prędzej Al-Abidin Ben Ali wrócił do kraju zatrzymując przy sobie wszystkie ukradzione Tunezyjczykom pieniądze nie wyłączając owych 1500 kilogramów złota wywiezionych przez małżonkę.
Następnie nasz rewolucjonista zaproponuje okrągły stół, który zorganizuje szef bezpieki z czasów dyktatury Ben Alego i to on wyłoni spośród ludu tych najbardziej konstruktywnych opozycjonistów.
Już widzę ten narastający szmer przechodzący w gniewne buczenie i gwizdy, podczas gdy nasz główny produkt eksportowy nie zdając sobie sprawy ze śmiertelnego niebezpieczeństwa wyciągnie rękę z palcami ukształtowanymi w literę V i wykrzyczy, że pierwszym prezydentem demokratycznej Tunezji ma zostać obalony dyktator, a Tunezyjczycy otrzymają w nowo powołanym parlamencie aż 35% miejsc.
Aż strach brnąć dalej w ten makabryczny scenariusz.
Na szczęście ktoś pomyślał i wysłał wraz z Wałęsą Aleksandra Smolara. Tak w zasadzie to do końca nie wiadomo, który z nich jest osobą towarzyszącą.
Mam nadzieję, że wszystkie głupoty, jakie wypowie potomek cesarskiego rodu Walenzów, zanim dotrą przez tłumacza do tunezyjskiego ludu zostaną ocenzurowane i w porwanym politycznie pokrętnym języku przekazane przez wyspecjalizowanego w tej materii prezesa Fundacji Batorego.