Są dwie szkoły badania kręgosłupa moralnego artystów. Jedna zakłada niezależność dzieła od postawy twórcy i na wszelkie skrzywienia patrzy przez palce.
Są dwie szkoły badania kręgosłupa moralnego artystów. Jedna zakłada niezależność dzieła od postawy twórcy i na wszelkie skrzywienia patrzy przez palce. Jej wyznawcy twierdzą, że nawet kanalii można wybaczyć wszystko, jeżeli swoje winy odkupiła arcydziełem. Esteci z kolei wierzą w dobry smak intelektualisty i chcieliby widzieć jego nazwisko nie tylko na liście obowiązkowych lektur, ale także na liście porządnych ludzi. Historia kultury pełna jest życiorysów, których fragmenty życzliwie, albo wstydliwie się przemilcza. Z reguły jednak bardziej surowo ocenia się twórców, którzy przeżyli epizod fascynacji faszyzmem, niż tych zakażonych ideologią komunistyczną w sowieckiej wersji. Całe watahy pielgrzymowały w latach międzywojennych do Moskwy i prawie wszyscy milczeli o tym, czego nie chcieli zauważyć.
"Elity" intelektualne i artystyczne współczesnej Polski (zapisałem słowo "elity" w cudzysłowie, ponieważ rzeczywiście niegdyś chodziło o najwybitniejsze jednostki, dzisiaj pozbawione twarzy – z głowami schowanymi w piasku) doskonale sobie zdają sprawę z zagrożeń, płynących z mieszania w "gównie" polityki (dosyć popularny pogląd, zmierzający do zanegowania wszystkich opcji politycznych). W znacznej większości wywodzą się z niepodległościowego nurtu kultury niezależnej, mają więc poczucie dobrze spełnionego obowiązku i kombatanckie blizny. Po zachwycie nad złudną wizją odzyskania niepodległości, po pozorowanym upadku komunizmu stanęli z dala od problematyki, nie dorastającej do wyżyn artystycznych subtelności i prawdziwej istoty egzystencjalnych dylematów. Dołączyli do nich młodzi, "gniewni" inaczej, skupieni na indywidualizmie, odwróceni od przeszłości (uważanej za największą zarazę..) i historii. Wspólnie zachłysnęli się wolnością, możliwością nieograniczonych podróży, artystycznych wymian, powrotem do kawiarnianego stolika i niezagrożoną pozycją przy bufecie. Po latach okazało się, że ostrożność i obojętność zaprowadziła ich na pasek władzy i przestronne salony konformizmu. Salony te już nie są zaściankowo-polskie, ale światowo-europejskie, można się w nich swobodnie poruszać, patrząc przez okna tak, by ani cierpienie i krzywda, ani Bóg, Honor, Ojczyzna nie musiały być twórczą inspiracją.
Wchodząc na namaszczony przez środowisko Michnika parnas zapewnili sobie wygodne życie, pozycję w środowisku i metkę towaru eksportowego. Bez zakłopotania patrzą w krzywe, medialne lustra, prostujące ich wykrzywione gęby w politycznie poprawne konterfekty. By jednak portrecik był eksponowany w Panteonie wielkości III RP, nie wystarczy już siedzieć cicho. Najbardziej gorliwi i zacietrzewieni czują się zobowiązani do publicznego i spektakularnego wyznawania wiary. Ich żenujące wypowiedzi na temat opozycyjnej partii i Jarosława Kaczyńskiego, jak choćby ostatnia Andrzeja Stasiuka, porównująca premiera PiS do palącego Rzym Nerona, cytowane są, jako wiadomości dnia, nawet, jeżeli wypada to w święto Wielkiej Nocy.
Pisarze na wyścigi z filmowcami, szansonistami i komediantami starają się dołożyć swoją szczapę do stosu, na którym mają spłonąć wyznawcy polskiego patriotyzmu, zwanego dzisiaj z namaszczeniem faszyzmem. Docenieni, dopieszczeni przez władzę i wzajemnie adorowani "artyści" nie zauważają nawet, że coraz liczniejsze grono konsumentów sztuki nie ma więcej ochoty oglądać ich filmów, czytać ich wierszy, ani analizować fabuł, zanurzonych w próżni powieści. Ponieważ są jeszcze przyzwoici ludzie: wybitniejsi malarze, wybitniejsi filmowcy, wybitniejsi pisarze, których poglądami nie trzeba być zażenowanym.
Próbuje ocalic niepodleglosc i zachowac wiernosc przekonaniom. Czasami wymaga to uczciwosci wobec siebie i innych.