Dodatkową zaletą tej prowokacji w sowieckim stylu jest to, że możemy dziś śmiało, choć z czasowym poślizgiem wskazać za wieszczami Bartoszewskim i Wałęsą prawdziwe „bydło”…
Sprawa bezczelnej podmiany tablicy w Smoleńsku i próba rzucenia Polaków na kolana obnażyła nam jak nigdy dotąd kondycję „polskich elit”. Chyba nigdy kurtyna nad tym towarzystwem wzajemnej adoracji nie uniosła się tak wysoko by nawet najmniej rozgarnięci rodacy mogli nareszcie dostrzec, z kim mamy tu do czynienia.
Obchody rocznicy katastrofy, te nieoficjalne, które zorganizował sobie Naród ukazały nam jak na dłoni, że na kolana ruscy rzucili jedynie „gabinet ciemniaków” i jego popleczników. Dodatkową zaletą tej prowokacji w sowieckim stylu jest to, że możemy dziś śmiało, choć z czasowym poślizgiem wskazać za wieszczami Bartoszewskim i Wałęsą prawdziwe „bydło”, faktycznych „dyplomatołków” i przyznać z pełnym przekonaniem, że rzeczywiście „durnia mamy za prezydenta”.
Na tle tego skandalu z demontażem tablicy przypomnijmy sobie nawoływania Wajdy i „rycerzy wolności” z Czerskiej do palenia w okresie żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej świeczek i zniczy, nie ofiarom smoleńskiej katastrofy, lecz czerwonoarmistom. W tym czasie ich żywi spadkobiercy właśnie opróżniali kieszenie ofiar i biegali do bankomatów korzystając z kart kredytowych, które pochodziły z obrabowanych zwłok.
Chyba już dziś nikt nie ma wątpliwości, kogo owe „elity” reprezentują, a ich poczucie honoru i dumy najbardziej obrazuje reakcja na to jawne plucie Polakom w twarz.
"Rosjanie ws. tablicy okazali się zbyt taktowni" pisze Gazeta Wyborcza i po takich przemyśleniach dziennikarskich każdy poważny rząd i jego służby powinni się dobrze przyjrzeć owej gazecie czy aby nie jest ona coraz mniej zakamuflowanym narzędziem w rękach obcego państwa.
Okazuje się, że błyskotliwy doradca prezydenta Bul-Komorowskiego, profesor Tomasz Nałęcz dobrze przewidział rezultaty polityki ocieplania na siłę polsko-rosyjskich stosunków mówiąc:
„To, że premier Rosji, z taką a nie inną przeszłością, przypomnijmy, z resortu, który przecież robił Katyń, pojawi się z polskim premierem na grobach katyńskich i powie to, co powiedział, powinno być rzeczą tak niesłychanie ważną i tak cenną, że powinniśmy na ołtarzu tej sprawy złożyć każdą ofiarę.
Od czasu PRL-u ciągle Polska nie dorobiła się lepszego eksperta od polityki wschodniej niż Stanisław Ciosek, który za komuny ocieplał nam zawodowo wizerunek Breżniewa i ZSRR, a dziś bohatersko staje w obronie Rosji putinowskiej mówiąc w Polskim Radiu:
Ja rozumiem to, absolutnie, oni mają w stu procentach Rosjanie rację, że my się panoszymy na ich terytorium. Nie wolno, złe wychowanie.
Oczywiście, jak mogą niewychowane barbarzyńskie rodziny ofiar panoszyć się po terenie katastrofy w kraju słynącym z wysokiego stopnia cywilizacji i nienagannych wprost manier jego władz?
Co do niedzielnych obchodów pierwszej rocznicy smoleńskiej tragedii to trzeba przyznać, że doznałem swoistego deja vu. Za komuny media miały również odgórne wytyczne by podczas wizyty papieża nie stosować dalekich planów, a pokazywać głównie zbliżenia. Chodziło o to, aby telewidz nie oglądał nieprzebranych tłumów. Jednocześnie zawsze kilkakrotnie zaniżano ilość wiernych czy uczestników antyrządowych demonstracji. Przeciwników jedynej słusznej partii nie mogło być przecież wielu.
Nigdy bym nie przypuszczał, że dojdzie do aż tak bezczelnej i prostackiej medialnej manipulacji czy mówiąc wprost ordynarnego kłamstwa, co do ilości uczestników niedzielnych obchodów. Znowu aktualności nabrała piosenka Wojciecha Młynarskiego z czasów komuny, która można ogłosić hymnem TVN24 i Gazety Wyborczej:
"… Ten, co szkolił, nie był kiep,
Miał analityczny łeb
(tak przynajmniej sam o sobie twierdził śmiało)
I powiada nam: Chłopaki,
Problem jest ogólnie taki:
Przyjdzie dużo, a pokazać trzeba mało!
Trzeba, chłopcy, zrobić tak
(bo inaczej – tęgi hak
wyląduje w waszych personalnych teczkach):
Będzie tłum stłoczony licznie,
Rozmodlony fanatycznie,
A w kamerze ma mi z tego wyjść garsteczka!…"
Ostatnio po wypowiedzi profesora Tadeusza Iwińskiego z SLD, doszedłem do wniosku, że można znać wszystkie języki świata i trzepać jak z rękawa cytatami, przysłowiami i sentencjami wszystkich ludów ziemi i być jednocześnie zwykłym pożytecznym idiotą żeby nie powiedzieć dosadniej politycznym WSIowym głupkiem.
Mówienie, że w rok po tragedii smoleńskiej nastąpiła poprawa stosunków między Polską i Rosją, kiedy mnożą się bezczelne prowokacje, trwa poniżanie polskiego rządu i narodu, niszczenie dowodów, zaaresztowanie wraku i czarnych skrzynek oraz wymierzono w nas rakiety Iskander, to zaiste pokaz wazeliniarstwa, zidiocenia i kompletny brak jakiegokolwiek kręgosłupa.
Na sam koniec więc zostawiłem sobie podsumowanie korzyści, jakie wyniknęły dla zwykłych Polaków ze wspaniałej polityki polskiego rządu, który doprowadził wraz z „wiodącymi” mediami nie tylko do ocieplenia we wzajemnych stosunkach, ale nawet do pojednania Polski z Rosją. Politykę, bowiem prowadzi się- o ile logicznie rozumuję- dla dobra państwa i swoich obywateli.
Otóż wyszło mi, że jedyną beneficjentką wspaniałej polityki wschodniej duetu Tusk- Komorowski jest Anna Dereszowska nagrodzona Złotym Samowarem i kwotą 50 000 złotych za wykonanie piosenki „Aktrisa” na reaktywowanym właśnie Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze.
Źródła:
http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/349255,Polacy-panosza-sie-w-Rosji-(wideo)
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (15/2011)