„Nawet tak niewinna rzecz jak koncert studentów, jeżeli tylko odbywa się po 22, spotyka się z niechęcią” – dziwi się gazeta wyborców PO. Gazeta jak to gazeta, trudno oczekiwać po niej głębszej refleksji nad obyczajami, czy choćby śladowej empatii. Użyjmy jednak argumentów zrozumiałych dla koncertujących przyszłych neoliberałów. Chodzi bowiem o koncert na ulicy, wśród nocnej ciszy, pod oknami mieszkańców, którzy, być może – by ratować gospodarkę utrzymującą przy życiu także studentów i dziennikarzy – o 6 rano muszą udać się do pracy. Jeśli udadzą się tam niewyspani, być może zginą pod kołami jakiegoś rozpędzonego dźwigu, spadną z rusztowania lub z suwnicy, a na pewno z powodu zmęczenia będą mniej wydajni i wzrost za cholerę nie przekroczy 0,4… czegokolwiek. […]
„Nawet tak niewinna rzecz jak koncert studentów, jeżeli tylko odbywa się po 22, spotyka się z niechęcią” – dziwi się gazeta wyborców PO. Gazeta jak to gazeta, trudno oczekiwać po niej głębszej refleksji nad obyczajami, czy choćby śladowej empatii. Użyjmy jednak argumentów zrozumiałych dla koncertujących przyszłych neoliberałów.
Chodzi bowiem o koncert na ulicy, wśród nocnej ciszy, pod oknami mieszkańców, którzy, być może – by ratować gospodarkę utrzymującą przy życiu także studentów i dziennikarzy – o 6 rano muszą udać się do pracy. Jeśli udadzą się tam niewyspani, być może zginą pod kołami jakiegoś rozpędzonego dźwigu, spadną z rusztowania lub z suwnicy, a na pewno z powodu zmęczenia będą mniej wydajni i wzrost za cholerę nie przekroczy 0,4… czegokolwiek.
Tekst jak tekst – głupawy jak cała akcja. A teraz serio. Gdy się przeczyta około setki komentarzy, z których żaden durnej akcji „tu się nie śpi” nie popiera, widać, jak bardzo Polacy są zmęczeni. Pracą, która nie przynosi już żadnych efektów, i rządami Platformy, które polegają na trwaniu jak najmniejszym kosztem. Ja niczego nie prorokuję, z niczego nie cieszę się i niczym nie martwię. Po prostu ostrzegam. Musimy wszyscy przygotować się na daleko idące zmiany.
Z moich osobistych badań wynika, że im mniejsze dziecko przebiega przez trawnik pod mym oknem – kiedyś stawiano w takich miejscach tabliczki „nie deptać trawników”, ale to było za czasów niewoli i bardziej rozpowszechnionego nawyku czytania – tym głośniejszy wrzask wydobywa ze swej rozwijającej się dopiero gardzieli. I jest to obserwacja właściwie dla społeczeństwa bezwartościowa. Jakąś wartość ma dopiero następna: im mniejsze dziecko przebiega, wyjąc jak potępieniec, pod mym oknem, tym trudniej w nie trafić zgniłym pomidorem.
Wszystko to jakoś wyjaśnia rozpoznaną niedawno przez naukę niechęć polskiego społeczeństwa do rozmnażania się. Polskie społeczeństwo wyciąga bowiem niewłaściwe wnioski z obserwacji. Otóż pomidor to tylko środek doraźny przeciw głupocie i niedorozwojowi. Prawdziwym remedium na hałas pod oknami byłaby dopiero próba wychowywania pociech przez rodziców, którzy nieopatrznie powołali je do życia. A potem, zmęczeni, umyli ręce.
Obserwacje moje i wnioski jak ulał pasują także do sytuacji, w której bardziej już dorosłe dzieci, wychowane bezstresowo także na moim trawniku, domagają się prawa do hałasu w nocy pod oknami śpiących ludzi. I dziwią się negatywnej reakcji społeczeństwa, od którego dotychczas obrywali najwyżej pomidorem.
Jeden komentarz