W latach 70’ blok komunistyczny dostrzegł szansę na rozszerzenie swoich wpływów na tereny Afganistanu. Przynajmniej od roku możemy zaś obserwować sytuację analogiczną, jednak z odwróconymi biegunami oraz miejscem akcji przeniesionym w centrum Europy – na Ukrainę.
W ostatnim kwartale 2013 roku tysiące Ukraińców zaczęły wychodzić na ulice, przede wszystkim stolicy, by wyrazić swoje niezadowolenie z rządów prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. W lutym 2014r. zostaje on obalony po krwawych walkach na kijowskim Majdanie. Sytuację tę można, z zachowaniem należytego dystansu, porównać do tej w Afganistanie, gdzie w kwietniu 1978 r. dziesiątki tysięcy opowiedziały się za opozycyjną, prorosyjską Ludowo-Demokratyczną Partią Afganistanu. W wyniku tej rewolucji kwietniowej, obalony został dążący do dyktatury i współpracy z wrogami ZSRR prezydent Muhammad Daud.
Te dwie odległe w czasie rewolucje mimo faktu, iż ta afgańska miała wymiar bardziej wojskowy niż cywilny oraz zdecydowanie bardziej krwawy, wyglądają bardzo podobnie. Nawet sam Janukowycz, pamiętając groźby płynące z Majdanu, gdyby w porę nie uciekł z kraju, mógłby podzielić los swojego afgańskiego odpowiednika, który wraz z rodziną został zamordowany. Widzimy jednak, że strony konfliktu obróciły się o 180 stopni. Rolę Związku Radzieckiego wspierającego rewolucję w Kabulu, na Ukrainie przejął Zachód z Amerykanami na czele. Kiedy przypomnimy dalszą historię afgańskiej wojny domowej zauważymy jeszcze więcej cech wspólnych.
Szybko po przejęciu władzy w Kabulu, komunistyczny gabinet Nur Mohammed Tarakiego podpisał z ZSRR ścisły sojusz oraz wprowadził szereg reform socjalistycznych, wśród których największe oburzenie wywołał, wprowadzony przecież w silnie zakorzenionym w islamie państwie, zakaz praktyk religijnych i ostre represje przeciw ich wyznawcom.
Z kolei po wyborach na Ukrainie, w wyniku, których zostali powołani prozachodni premier A. Jaceniuk i prezydent P. Poroszenko, Kijów rozpoczął zdecydowaną integrację ze strukturami zachodnimi, miedzy innymi poprzez podpisanie w czerwcu umowy stowarzyszeniowej z UE. Również w wypadku Ukrainy pojawiły się liczne glosy oburzenia, przeważnie w jej wschodniej części, gdzie ludność rosyjskojęzyczna zaczęła wyrażać swoje obawy przed represjami przede wszystkim ze strony skrajnej prawicy. I tak jak prześladowani w Afganistanie muzułmanie, tak samo dotknięci represjami Rosjanie na Ukrainie zaczęli tworzyć własne jednostki militarne. W 1979 roku byli to mudżahedini, teraz mamy do czynienia z tzw. separatystami.
W obecnej „operacji antyterrorystycznej” wojsk Kijowa na terenie przede wszystkim opanowanego przez separatystów prorosyjskich Ługańska można by znaleźć analogię do pacyfikacji w marcu 1979 roku miasta Harat, które wcześniej zostało krwawo zajęte przez mudżahedinów. Z tą różnicą, że w Afganistanie siły rządowe zostały wsparte bezpośrednio przez sowieckie MiG’i i wspólnie zabiły co najmniej 5 tyś. rebeliantów i cywili. Szybko możemy jednak wrócić do podobieństw obu wojen domowych, gdyż już miesiąc po pacyfikacji Harat, ZSRR udzielił rządowi afgańskiemu, na jego prośbę, wsparcie w postaci sprzętu wojskowego, broni i amunicji o łącznej wartości 53 mln rubli. Zaś przy okazji wizyty w Polsce w 2014 r. prezydent Barack Obama ogłosił, że Stany Zjednoczone na rzecz samej tylko armii ukraińskiej przeznaczą wsparcie o wartości 5 mln. dolarów.
Według i tak bardzo optymistycznego bilansu strat cywilnych ukraińskiego wiceministra zdrowia Wasyla Łazoryszyńca sprzed tygodnia, w wyniku trwających od kwietnia walk z rebeliantami na wschodzie „Ranne zostały 1392 osoby (…) Zabitych zostało 478 osób, w tym 30 kobiet i siedmioro dzieci”
W wojnie domowej w Afganistanie śmierć zebrała znacznie straszniejsze żniwo, jednak w obu wypadkach rebelianci skutecznie przeciwstawiali się próbom ich pacyfikacji. Do tej pory w wyniku „operacji antyterrorystycznej” na Ukrainie zginęło ok. 200 żołnierzy wiernych rządowi, w 1979 rząd afgański, nie mogąc poradzić sobie z oporem własnymi siłami, uprosił o wsparcie wojska radzieckie. Warto przypomnieć, że zarówno na dzisiejszej Ukrainie, jak też ćwierć wieku temu w Azji Środkowej, wojska rządowe miały ogromną przewagę liczebną i technologiczną nad rebeliantami, jednak po stronie tych drugich stało wsparcie wrogiego mocarstwa.
– Na wschodzie Ukrainy, po stronie prorosyjskich separatystów, działają rosyjscy oficerowie i używany jest najnowszy sprzęt wojskowy z Rosji (…) W ciągu ostatnich trzech dni przeciwko siłom zbrojnym Ukrainy był stosowany nowy rosyjski system rakietowy – oświadczył w poniedziałek prezydent Ukrainy Petro Poroszenko.
Takie podsumowanie od razu przywodzi na myśl wsparcie udzielane przez CIA w latach 80’ afgańskim bojownikom, w postaci nowoczesnych Stingerów oraz tysięcy sztuk innej broni i amunicji. Dodatkowo w specjalnie stworzonych bazach byli oni szkoleni przez amerykańskich wojskowych. Wówczas to udało się na tyle zmniejszyć przepaść technologiczną, że po 10 latach wyczerpującej walki armia Związku Radzieckiego opuściła kraj, który w początkowym zamyśle miał w łatwy sposób przejść, razem z jego roponośnymi polami, pod jej kontrolę.
Afganistan w latach 80’ stał się dla konkurujących o miano światowego dominanta Stanów Zjednoczonych i ZSRR polem „wojny zastępczej”. Wówczas to w sposób pośredni mocarstwo zachodnie pokonało i doprowadziło wkrótce do rozpadu Układ Warszawski, jak też sam Związek Radziecki.
Obecna sytuacja również może przypominać tą z czasów zimnej wojny. Na tle wydarzeń na Ukrainie, stosunki między Rosją a USA stały się mocno napięte, a wojska obu stron zostały skierowane na granice z tym państwem. Oprócz tego możemy obserwować liczne pokazy siły po obu stronach, w postaci wielkich manewrów wojskowych, odbywające się w niebezpiecznie małej odległości od „wrogich” terytoriów.
Idąc myślą przedstawionego porównania, to Putin powinien wyjść zwycięską stopą z konfliktu na Ukrainie. Jeśli nawet tak by się miało stać, należy pamiętać, że zwycięskie w Afganistanie USA kilkanaście lat później obróciło przeciw sobie swojego dobrze dozbrojonego protektora, wplątując siebie i swoich sojuszników w „wojnę z terroryzmem”. Wojna ta trwa do tej pory i wcale to nie Amerykanie są w tym wypadku na zwycięskiej pozycji. Na odpowiedź, czy Rosję Putina czeka podobny los, pozostaje nam czekać.
Łukasz Kordowina