Jakiś czas temu chciałem dokuczyć Serenie Williams a okazało się, że przykro mogło się zrobić naszej Annie Grodzkiej.
Nie było okazji do przeprosin, więc teraz chciałbym skorzystać z okazji i napisać, że nie było moim zamiarem obrażenie pani posłanki. Czynię to tym chętniej, że chciałbym dziś ponownie wykorzystać jej nazwisko, ale – znów – nie po to, by się z niej naśmiewać, ale żeby pokazać pewien fenomen polskiej polityki. Dlaczego akurat właśnie posłankę Ruchu Palikota chcę tu przywołać? Bo jest ona symbolem zmiany i to całkowitej – z mężczyzny stała się kobietą. Moim jednak zdaniem, jej transformacja jest niczym przy tym, co robili ze swoimi poglądami czołowi polscy politycy.
Możemy zacząć od lidera pani Grodzkiej – wszak był on jeszcze dekadę temu konserwatywnym biznesmenem, chętnie wspierającym prawicowe inicjatywy kulturalne i wydawnicze. Dla niego pracował Tomasz Terlikowski i wielu innych prawicowych i konserwatywnych publicystów. Dziś natomiast jest Palikot przykładem skrajnego i nachalnego libertynizmu i goszyzmu. Tę zmianę wszyscy widzieli i wielu opisało.
A Donald Tusk jest niby lepszy? Przez dwie dekady polskiej transformacji i on doznał poważnej transformacji – zaczynał jako naiwny liberał, który deklarował, że polskość to dla niego nienormalność, który wyznawał proste, by nie rzec – prostackie, poglądy zaczerpnięte wprost z podręczników XVIII-wiecznego liberalizmu. Ale ten jego krótkospodenkowy światopogląd zaczął kruszeć i zastąpiony został w połowie lat dwutysięcznych konserwatyzmem, którego nie powstydziłby się de Maistre. Widocznym przykładem tej ewolucji był ślub kościelny, zawarty na kilka tygodni przed wyborami 2005 roku, ale widać to było także w wielu jego wystąpieniach politycznych i publicystycznych. Pisząc książkę o Platformie Obywatelskiej, pod intrygującym tytułem… ”Platforma Obywatelska”, znalazłem wiele cytatów z Tuska, który w inkryminowanym czasie ścigał się z Rokitą czy Kaczyńskim na ostry, pronicejski kurs. Mówił jak konserwatysta i eurorealista i prawie niemożliwe jest dziś rozpoznanie w nim tamtej postawy. Widząc jego zachowanie wobec UE, a zwłaszcza wobec Berlina, nie jestem w stanie uwierzyć, że to ten sam polityk, który w 2004 roku pisał wraz Rokitą: „Nie jest (…) prawdą, jak wmawia się opinii publicznej, że w tej sprawie (zanegowania traktatu nicejskiego – przyp. M.M.) najsilniejsi już podjęli dyskusję, a nam nie pozostaje nic innego, jak podporządkować się. Apelujemy do wszystkich, którzy jeszcze w to wątpią: Polska jest suwerennym krajem i ma prawo wyboru tego, co dla niej najlepsze, nawet gdy to budzi sprzeciw silniejszych! Na tym polega dar wolności – jeśli się go nie umie używać we własnym interesie, to można stracić i interesy i wolność.” Dziś aż niemożliwe jest uwierzyć, że Tusk mógł popaść w taką myślozbrodnię. Choć z drugiej strony – tak nas już przyzwyczaił przez pięć lat swego rządzenia do matactw, kombinowania i ciągłego zmieniania zdania na wszelkie tematy, że nie powinniśmy się specjalnie dziwić. Przykłady można by mnożyć – inwestor w Kataru, 300 miliardów złotych z UE, autostrady, ściągnięcie wraku TU-154 do Polski itp. – wszystkie te obietnice, plus większość obietnic wyborczych, okazało się płonne, a premier nic sobie nie robił z tego, iż co rusz zmieniał poglądy.
Ale najbardziej chyba zmienny był Kaczyński. Z jego ust, w ciągu ostatniej dekady, mogliśmy usłyszeć dowolne zdanie – że jest lewicą i prawicą, że jest za armią europejską i przeciwko niej, że chce kandydować na prezydenta i nie chce, że nie będzie premierem, albo że będzie. Jego zwolennicy słyszeli, ze jest antykomunistą i lustratorem, ale w swoich szeregach tolerował i kapusiów i byłych komunistów (w myśl zasady Goringa, że o tym, kto jest Żydem w jego resorcie, decyduje on sam). Szef PiS komplementował Leppera i nazywał go zarazem człowiekiem o podłej reputacji, odsyłał do więzienia poszczególnych polityków, a potem się z nimi spotykał, słał listy miłosne do Rosjan, a następnie oskarżał ich o najgorsze. Tyle razy zmieniał opinie co do ludzi, zjawisk i wartości, że chyba nic stałego już w nim nie zostało. Nie ma takiej wartości i takiego poglądu, któremu byłby wierny przez ostatnie kilkanaście lat – budował, a potem niszczył, Wałęsę, Olszewskiego, Marcinkiewicza, Giertycha, Leppera. Kaczyński to człowiek, który najczęściej chyba w Polsce rozczarowywał się do ludzi – z wzajemnością zresztą. Tylu zdrajców i ludzi nikczemnych było koło niego (łącznie ze mną), że aż wstyd pomyśleć, czy prezesowi PiS nie brakuje jednak jakiejś cechy psychicznej, która broniłaby go przed osaczeniem go przez zdrajców – różnych Zalewskich, Dornów, Kowalów, Ziobrów, Kurskich, Bielanów itp. Ale poważniejszym jest fakt, że Kaczyński, prócz zawodów osobistych, doznał także zawodów ideowych – powiedział już wszystkie możliwe i często przeciwstawne sądy: o Niemcach, Rosjanach, Ameryce, lustracji, Kościele, Ukraińcach, homoseksualistach, liberalizmie…
Jak Państwo widzicie, Anna Grodzka to przy naszych czołowych politykach, wzór stałości i niezmienności. W przemianach przebija ją nie tylko jej szef, ale także obecny premier, czy lider PiS. Palikot ma Grodzką, a PiS – Nowogrodzką.
P. S. Co jest dla mnie najśmieszniejsze? Że pretensje o to, żem zdrajca, mają ci, którzy wybaczyli swoim liderom zdradę wszystkich swoich ideałów i zmianę zdania w każdej prawie materii. Ja od trzech lat zmieniłem zdanie diametralnie jedynie w jednej kwestii – oceny Jarosława Kaczyńskiego ( z wzajemnością – zdaje się). To naprawdę mało w porównaniu z tym, jak często i w jak fundamentalnych kwestiach zdanie zmieniali nasi wielcy przywódcy. Ale miłość jest ślepa i wymaga całkowitego oddania się. Także oddania zdolności do racjonalnej oceny zjawisk i osób. Wypada więc życzyć wyborcom, by dostrzegli, jak bardzo liderzy PO i PiS lekce sobie ważą trwanie przy swoich ideałach. Wystarcza im bowiem to, że elektoraty nie widzą tego, że są prawdziwymi Grodzkimi. Są transpolityczni.