Bez kategorii
Like

2001: Odyseja Kosmiczna

02/04/2011
512 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

W kosmos…. i poza nim….

0


 

Prawie dokładnie 43 lata temu, 6 kwietnia 1968 r. odbyła się w USA premiera filmu, który miał  po latach zyskać miano najwybitniejszego filmu science-fiction w historii kinematografii, do dziś niedościgłego w swoim gatunku. Ten film to oczywiście "2001: Odyseja Kosmiczna" ("2001: A Space Odyssey"), nakręcona przez wybitnego reżysera Stanleya Kubricka.

Stanley Kubrick po sukcesie skandalizującej ekranizacji powieści Nabokova "Lolita" i antywojennej groteski "Dr. Strangelove…" postanowił nakręcić film o tematyce fantastyczno-naukowej. Praca nad "Odyseją" trwała jak na tamte czasy bardzo długo – ponad 3 lata. Podczas realizacji tego obrazu po raz pierwszy na taką skalę ujawniło się tak później słynne dążenie Kubricka do absolutnej perfekcji. Niektóre ujęcia powtarzano po kilkadziesiąt razy, aż do momentu kiedy reżyser był zadowolony z efektu. Nakręcono tony taśmy; obliczono że jedynie 0,5 procenta nakręconego materiału złożyło się gotowy film, podczas gdy
"średnia" w biznesie filmowym wynosi ok. 15-20 procent! Ale nie da się ukryć że reżyser osiągnął swój cel, gdyż stworzył dzieło olśniewające wizualnie, ale również intelektualnie; po prostu najlepszy film science-fiction wszechczasów.

           Za podstawę scenariusza posłużyło opowiadanie SF Arthura C.Clarka "The Sentinel" – sam autor współpracował z reżyserem przez dłuższy czas podczas realizacji filmu. Stanley Kubrick postanowił że w jego filmie przemawiać ma przede wszystkim obraz, w wyniku czego zredukował do minimum dialogi. Pierwsze słowa płynące z ekranu słyszymy dopiero w 25 minucie i 38 sekundzie projekcji! Jednakże warstwa wizualna jest tak olśniewająca, że należy uznać ten zabieg Kubricka za całkowicie uzasadniony. Sekwencje kosmiczne
zrealizowane zostały bowiem z niezwykłym rozmachem, robią wrażenie nawet dzisiaj, w epoce animacji komputerowych – ciekaw jestem naprawdę jak odbierano ten film w 1968 roku; widzowie chyba musieli czuć się wduszeni w fotele… "Tańcząca" w rytm walców wiedeńskich Straussa olbrzymia stacja orbitalna w kształcie wielkiego koła, majestatycznie sunące w całkowitej ciszy (wszak w kosmosie dźwięk się nie rozchodzi) pojazdy kosmiczne, potężne instalacje stacji księżycowej usytuowanej w kraterze Clavius… wszystko to wygląda niesamowicie naturalnie i autentycznie. Moją ulubioną częścią filmu jest ta, podczas której akcja rozgrywa się na Księżycu. Nigdy bowiem przedtem ani potem nie zilustrowano w kinie w sposób tak sugestywny i dobitny złowieszczego piękna martwych księżycowych pustkowi. Dodatkowym atutem tych wszystkich obrazów jest to, że dzięki charakterystycznym dla Kubricka długim i statycznym ujęciom mamy jako widzowie czas aby nasycić oczy tymi wszystkimi kosmicznymi wspaniałościami. Ze względu na wartości wizualne naprawdę odradzam oglądanie tego dzieła na ekranie małych telewizorów czy komputerów – traci on wówczas 80% swojej magii… naprawdę warto udać się do kina albo zaopatrzyć w domowy projektor i zobaczyć film w dużym formacie, dopiero wtedy ten obraz "przemawia".

           Jeżeli mowa o warstwie wizualnej to nie sposób tutaj nie wyrazić wielkiego podziwu dla Kubricka i jego współpracowników, którzy nie tylko potrafili wyczarować wspaniałe obrazy kosmiczne w skali "makro" ale również potrafili zadbać z niezwykłą starannością i prawdziwie profetyczną witruozerią o obrazy w skali "mikro", prezentujące przyszłą (dla odbiorcy z końca lat 60-tych) technikę. Cóż widzimy? Pulpity sterowniczne pojazdów kosmicznych wyglądają bardzo ergonomicznie i nowocześnie, a jednocześnie sensownie – nie dostrzeżemy tu nigdzie w nadmiernych ilościach tych wszystkich "migających światełek" tak bardzo nas obecnie śmieszących, a wszechobecnych w kinie SF jeszcze długo po arcydziele Kubricka (patrz sceny rozgrywające się w środku komputera pokładowego – tzw. "Matki" w świetnym skądinąd "Obcym" Ridleya Scotta z 1979 r.), ekrany komputerów są płaskie i ostro zakończone – dokładnie tak jak dziś, skafandry kosmiczne wyglądają naprawdę rewelacyjnie…itd. itd. Przykłady można mnożyć – nie wiem czy Kubrick potrafił sam tak trafnie przewidzieć przyszłość, czy dużą rolę odegrał tu sztab jego współpracowników, w tym etatowych pracowników NASA – w każdym razie nawet dziś wiele osób oglądając ten film po raz pierwszy, z trudnością jest w stanie uwierzyć że został on nakręcony tak dawno temu, w latach 1965-67!
 
               Warstwa wizualna, perfekcyjna i olśniewająca, stanowi wspaniałą oprawę dla warstwy intelektualnej filmu, nie mniej frapującej. Streszczanie tego filmu mija się chyba z celem, gdyż tzw. "akcja" jest w nim bardzo wątła, jak na współczesne standardy. Z tego względu duża część widzów, szczególnie młodszych wiekiem, uważa ten film za wręcz "nudny", ponieważ w sumie niewiele się w nim "dzieje" (nikt nie strzela z turbolaserów!). Rzeczywiście akcja w "Odysei…" rozwija się powoli.., ale właśnie dzięki temu mamy jako widzowie czas na próbę odpowiedzi na pytania , które stawia Stanley Kubrick; a nie są to pytania banalne i rzeczywiście trudno byłoby je przecież stawiać w konwencji "teledysku" o wartkiej "akcji". Kubrick stawia bowiem pytania o to kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy jako gatunek, czy jakaś nieznana Siła nie przyczyniła się do ukształtowania naszej rasy? Niezwykle ciekawy jest wątek dotyczący pytań o naturę naszej inteligencji (to samo zagadnienie bardzo frapowało naszego genialnego pisarza Stanisława Lema) i inteligencji w ogóle, np. "sztucznej". Czy superkomputer pokładowy HAL9000, który demonstruje całą serię zaskakująco "ludzkich" zachowań – miewa "rozterki", jest "niepewny" a nawet "boi się" w sytuacji dla siebie "ekstremalnej" – osiągnął samoświadomość i jego elektroniczne obwody uzyskały świadomość istnienia czy też to co obserwujemy to jedynie perfekcyjna symulacja zachowania jego ludzkich twórców, precyzyjnie zakodowana w tychże martwych obwodach scalonych? Na te i inne pytania widz musi sobie odpowiedzieć sam, gdyż Kubrick celowo nie wyjaśnia wszystkiego do końca, co zapewne zmartwi widzów przyzwyczajonych do rozwiązań typu "kawa na ławę". Zakończenie filmu – kilkunastominutowa podróż do innego wymiaru, a może w głąb własnej świadomości – ma charakter otwarty. Każdy widz musi sam wyciągnąć wnioski z tego co widział i zastanowić się nad sensem tych niezwykłych obrazów. Ja osobiście za każdym razem (a oglądam "Odyseję" co najmniej raz w roku) mam inne odczucia, nasuwają się inne interpretacje…

    John Lennon po obejrzeniu "2001: Odysei Kosmicznej" stwierdził że ten niezwykły film powinien być wyświetlany 24 godziny na dobę w jakiejś specjalnej świątyni. Nawet jeśli w jego opinii jest pewna przesada to z całą pewnością można uznać "2001:…" za najwybitniejszy w historii kina film science-fiction, a równocześnie jeden z najlepszych, najciekawszych filmów w ogóle.
Kto nie oglądał – niech żałuje!

0

Kadet Boerst

Jestem Polakiem, wiec mam obowiazki polskie.

2 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758