POLSKA
Like

1364. afera na zamku Malbork, czyli jak kucharze Krzyżaków przechytrzyli

05/11/2013
2080 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
1364. afera na zamku Malbork, czyli jak kucharze Krzyżaków przechytrzyli

O Malborku, dawnej stolicy państwa zakonnego, krąży wiele legend i opowieści. Wiele z nich jest czystą fantazją utrwaloną na przestrzeni wieków przez bardów, poetów i pisarzy. Lubimy ich słuchać, bo są jak echa odległej przeszłości i choć na chwilę przenoszą nas w świat za którym skrycie tęsknimy, świat walecznych rycerzy i pięknych, cnotliwych dam w opałach.

0


 

 

Jednak są i takie, które wydarzyły się naprawdę, o czym możemy przeczytać w annałach i ówczesnych aktach sądowych. Jedną z takich opowieści jest właśnie historia pięciu sprytnych kucharzy i pewnego mieszczanina malborskiego, którym udało się przechytrzyć walecznych rycerzy zakonnych i… ale nie uprzedzajmy faktów. Było to tak…

 

Zamek Marienburg (Malbork) wspaniała siedziba Wielkich Mistrzów zakonu, przez złośliwych, zapewne ze względu na rodzaj budulca, zwany górą błota, w roku 1364 jest ciągle rozbudowywany. Zakon, pod silnym przywództwem wielkiego mistrza Winrycha von Kniprode, zdobywa nowe terytoria, nawracając pogańskie plemiona ogniem i mieczem, oraz bogate łupy wojenne. Z najdalszych rubieży nowego państwa ściągają wozy ze srebrem i złotem z podatków, opłat wszelkiego rodzaju, odpustów, jarmarków itp. Byli tacy, którzy przysięgali, że widzieli skarbce zakonników, a w nich góry złota sięgające sufitu. Komnaty wypełnione zrabowanym dobrem; klejnotami, misami ze szczerego złota, kobiercami i kosztownymi futrami. Według ich opowieści sklepienia skarbców trzeba było wzmacniać by nie zarwały się od nieprzebranych tych bogactw. Wieści te rozniosły się po całym państwie i księstwach sąsiednich, dlatego też nikt nie atakował czcigodnych braci. Wiadomo przecie, że kto ma takie bogactwo tego stać na najlepszą armię i najlepsze uzbrojenie. Sami zaś zainteresowani nie dementowali tych pogłosek, które tylko splendoru im dodawały. Na zamku malborskim jest wiele skarbców. Nie wiadomo czy po to, aby te skarby wszystkie pomieścić, czy też po to, by nie trzymać wszystkiego razem, bo nuż by jakie zbóje połaszczyły się na owe misy złote czy klejnoty. Jednak najważniejszym z nich jest skarbiec w Zamku Wysokim w zachodnim skrzydle. Zarządza nim sam wielki skarbnik zakonu krzyżackiego. Aby mieć właściwą pieczę nad powierzonymi sobie sumami, skarbik zamieszkuje w sąsiedniej komnacie, więc jest na posterunku i we dnie i w nocy. Otwarcie owego skarbca nie jest rzeczą taką prostą, bo oto prowadzi do niego dwoje drzwi. Pierwsze ciężkie drewniane wrota, po otwarciu których ukazują się drugie, właściwe, z kutego żelaza. Klucze do skarbca są trzy. Mają je: Wielki Mistrz, Wielki Komtur i Wielki Skarbnik. Aby wejść do środka muszą się owi trzej bracia zebrać i każdy po kolei przekręcić klucz tylko jemu powierzony. Ostatnim zabezpieczeniem jest szkaradny bazyliszek nad samym wejściem. Stwór o korpusie koguta, ogonie węża, pazurami smoka i dziobie harpii. Samo pomieszczenie jest niewielkie o grubych, na kilka kilka rzędów cegieł!, ścianach. Przed wrotami czuwają straże tak czujne, że i mysz się nie przemknie. A jednak…

 

Czcigodni bracia pomyśleli prawie o wszystkim. Porządne wrota, grube mury, mocne sklepienia i straże broniące wejścia do skarbca. Nie zabezpieczyli jedynie podłogi…

 

A pod podłogą, o jedną kondygnację niżej, znajduje się kuchnia zamkowa, gdzie przygotowywane są posiłki dla najznamienitszych spośród braci. Szelmy, kucharczyki zorientowawszy się co znajduje się nad ich głowami, chcieli uszczknąć co nieco dla siebie. Wykuli przeto otwór i, ku ich radości, deszcz grosza posypał im się na głowy. Nie kłamali ludzie co mówili o nieprzebranych bogactwach ukrytych w skarbcach zakonnych. Mistrz piekarski i jego czterej czeladnicy zgarnąwszy ile tylko zdołali unieść uszli czym prędzej z zamku.

 

Niedługo potem Winrych von Kniprode zażądał pieniędzy. Po wejściu do skarbca okazało się, że w podłodze jest dziura. Po przeliczeniu pieniędzy i inwentaryzacji zgromadzonych kosztowności stwierdzono brak 12 tysięcy złotych guldenów. Kwota to ogromna! Natychmiast w zamku ogłoszono alarm. Przesłuchiwano wszystkich razem i każdego z osobna, aż odkryto że brakuje mistrza piekarskiego i jego czeladników. Rozesłano przeto listy gończe. Nie było to trudne, znano przecież nazwiska winowajców i ich rysopisy. Poszukiwania trwały zaledwie kilka tygodni. Agenci donieśli niedługo, że w niemieckim Goslar widziano jednego z poszukiwanych złodziei.

 

Pojmany czym prędzej przekazany został w ręce kata, który wziął nieszczęśnika na spytki. Dzięki jego zeznaniom ujęto resztę szajki. Ku zdziwieniu czcigodnych braci zakonnych okazało się, że szajką kierował niejaki Werner Wittenberg, jak dotąd wzorowy mieszczanin i bogobojny obywatel Malborka. Odbył się więc proces i najformalniej cała szajka została skazana na powieszenie, co też pospiesznie uczyniono, wieszając opryszków na rynku ku przestrodze innym, by nie zaglądali do skarbca zakonnego.

 

Historię tą, jak i wiele innych, można do dziś usłyszeć powtarzaną sobie z ust do ust. Mimo, że państwo zakonne nie istnieje od wielu wieków, jego historia jest nadal fascynująca. A tak swoją drogą jakie to były piękne czasy, kiedy prawo było prawem, a opryszków karano przykładnie.

 

Ewelina Ślipek

Bibliografia: Roman Apolinary Regliński, W kręgu legend Krzyżackich, Wydawnictwo Region 2003.

 

0

Ewelina Ślipek

Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.

51 publikacje
16 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758