Gdy obchody Święta 11 listopada w 1979 roku ze śp. Wojciechem Ziembińskim organizował Bronisław Komorowski, nie było wiadomo, co zrobi ówczesna władza i jakie będą skutki wyjścia na ulicę.
Lata 1970 i 1976 były stosunkowo nieodległą przeszłością, która pozwoliła części społeczeństwa poznać działania czołgów, transporterów opancerzonych i bojowych helikopterów.
Jak było kiedyś
Niektórzy z nas dobrze pamiętali charakterystyczny bzyk bynajmniej nie gumowych pocisków, którymi ówczesna władza chętnie obdarowywała naród, i skutki trafienia takiego pocisku w głowę kolegi stojącego obok czy skutki eksplozji koło twarzy zrzuconej z helikoptera petardy.
Kilkakrotnie widziałem Bronisława Komorowskiego na tego typu demonstracjach. W demonstracji 31 sierpnia 1983 r. widziałem nawet korowców na skrzyżowaniu ul. Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej sittingujących szarżujące ZOMO. Na ulicy siedziały „ciemniaki” i dzielnie walczyły z ZOMO. Gwoli prawdy muszę jednak stwierdzić, że był to jedyny raz, gdy na demonstracji widziałem naszych przyjaciół z lewicy laickiej.
Gdzie byli dzisiejsi współorganizatorzy marszu
Dziś jest mi politycznie bliżej do mojego rówieśnika Rafała Ziemkiewicza i o trzy lata młodszego Tomasza Sakiewicza, którzy chodzą na czele Marszu Niepodległości. Ale nie wiem, co robił Rafał Ziemkiewicz w czasie, w którym ja poznawałem Radom, a potem Ustrzyki, a w Warszawie ul. Wilczą i Pałac Mostowskich, by na kilka miesięcy osiąść w więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37.
Do 1985 roku nie opuściłem żadnej warszawskiej demonstracji, a potem przy boku dziennikarzy RWE starałem się, aby przekaz o nich poszedł „w świat”.
Mam dobrą pamięć wzrokową – Rafała Ziemkiewicza ani Tomasza Sakiewicza nigdy przed 1992 rokiem na żadnej demonstracji nie widziałem. Oczywiście, nie jest obowiązkiem dziennikarskim łykać gaz łzawiący i płakać od mikstur pieprzowych. Można przejąć mikrofon wtedy, gdy jest bezpiecznie.
Czyje święto?
11 listopada nie był świętem Stronnictwa Narodowego ani tym bardziej ONR. Święto to zostało wprowadzone przez piłsudczyków. Jeszcze za komuny uczestniczył w nim Marian Piłka, narodowiec. I dziś nikt nie próbuje go z Marszu eliminować.
11 XI dla każdego
Kiedy „tęczowa” Ewa Hołuszko walczyła o Niepodległość, także na ulicy, moi znajomi narodowcy siedzieli w kawiarni i przez szybę obserwowali agonię Joli Lenartowicz. Bali się wyjść i bali się pomóc. Rozumiem ich, ale mam im za złe, że nie pomogli.
To Ewa Hołuszko miała siłę, aby być wtedy na ulicy. I prawo do uczestnictwa w Święcie Odzyskania Niepodległości wywalczyła dla siebie i całej „tęczowej” Polski.
Będę szczęśliwy, jeśli obok kombatantów, jak „tęczowa” Ewa Hołuszko i „narodowiec” Marian Piłka, stanie Prezydent Rzeczypospolitej Bronisław Komorowski, również kombatant, i doszlusują do nas Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Sakiewicz i wszyscy wolni Polacy.
Tekst ukazał się po raz pierwszy w "Gazecie Obywatelskiej" http://gazetaobywatelska.info/news/show/356
Osoby podzielające moje poglądy , lub po prostu chcące otrzymywać informację o nowych tekstach proszę o kliknięcie „lubię to„ na mojej stronie facebooka.
"Dzialacz niepodleglosciowy. Wspóltwórca "Ucznia Polskiego", Federacji Mlodziezy Szkolnej i Polskiej Armii Krajowej. Pedagog, manager i germanista. Ulubione motto: "Milsza mi niebezpieczna wolnosc niz bezpieczna niewola” Rafal Leszczynski XV"