NEWS
1

101 contra 101

13/11/2019
1424 Wyświetlenia
0 Komentarze
63 minut czytania
101 contra 101

Szczątki tupolewa 154 M b/n 101jak skamieliny nie powinny zamienić się na inne, nie powinny zmienić swej formy czyli wyglądu, który zawsze ma cechy szczególne, indywidualne i po nich je rozpoznajemy.

0


Słowa kluczowe: manipulacja, falsyfikat, lotnisko wojskowe, wybuchy, ofiary

MANIPULACJA

Przez teraźniejszość patrzymy na przeszłość. Nie zawsze od razu jest nam dane poznać prawdę. Historia o tym mówi aż nazbyt często. Zagonieni, zapracowani z trudem i w nielicznych przypadkach zauważamy, że „coś” ważnego się dzieje. Może zatrzymujemy się na chwilę, na moment i zaraz potem udajemy się do swoich zaplanowanych zajęć. Medialność codziennego życia sprawia, że coraz mniej pamiętamy z przeszłości. Szybkość zmieniającego się przekazu, miliony obrazów przewijających się przed naszymi oczyma, świat coraz bardziej wizualizujący, nęcący, nie pozwalający oderwać się od niego nawet na chwilę. Nie zauważamy, że właśnie gdy doświadczamy tej formy bytowania zmieniamy się a nasza wiara zmienia swoje odniesienia. Już „coś” innego decyduje w co wierzymy, komu wierzymy i jak długo. Zmienia się nasze „zapotrzebowanie”.

Jednym z ważnych i zarazem wstrząsających wydarzeń w naszej polskiej nowej historii była tzw. katastrofa smoleńska. Jeszcze prawdopodobnie dziesiątki lat „zdarzenie” to będzie na uniwersytetach podawane jako przykład stosowania technik socjotechnicznych, jako źródło olbrzymiej ilości form przekazu o bardzo różnej interpretacji tych samych „faktów” tak naprawdę ogółowi nadal nie znanych.

W międzyczasie utworzono w oficjalnym obiegu medialnym kilka zbiorów pojęć i teorii urastających do roli paradygmatu jak raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego czyli Komisji Badań Wypadków Lotniczych, w skrócie MAK, efekt prac Komisji Millera/Laska i Zespołu Parlamentarnego zamienionego później na Podkomisję ds. Badania Przyczyn Katastrofy TU 154 M z 10 kwietnia 2010r. Każdy z nich znalazł swoich zwolenników i wyznawców nader często zwalczających się, co było widoczne i w oficjalnych mediach i forach internetowych. Nieprzeliczone ilości internetowych trolli, hakerów angażowały się w walkę z blogerami i osobami (często różnych naukowych specjalności) uczciwie poszukujących prawdy o 10.04.10. Jednak mimo deklaracji, prawda będąca ponoć „w zasięgu ręki” nadal nie jest znana, a winni zaniedbań i udziału nie zostali wskazani i postawieni w stan odpowiedzialności. Jest tu jakaś analogia do sprawy mordu na ks. Jerzym Popiełuszko.

Szczątki złomu z samolotów w Smoleńsku można porównać do skamielin badanych przez paleontologów. Skamieliny wymarłych zwierząt odkrywane w różnych zakątkach świata to nic innego jak zapis form życia ale nie ich rozwoju. Nie odkryto dotąd „form przejściowych” wśród skamielin. Nie spotkano przejść z jednej formy w drugą. Skamieliny nie zmieniają się. By istnieć potrzebują specjalnych warunków np. warunków atmosferycznych, które mają dla nich olbrzymie znaczenie.

Paleontolodzy zaobserwowali w trakcie swych niezliczonych badań „proces sortowania szczątków” (specyficzny sposób ułożenia kości szkieletów dinozaurów) na skutek katastrofy naturalnego pochodzenia (przemieszczające się lodowce).

To doskonały przykład jaki powinien być stan „dowodów w sprawie” śmierci 96 osób 10.4.10. Ważny dla nauki ale przede wszystkim dla odkrywania prawdy. W przypadku „Tragedii smoleńskiej” jak ją nazwano, jest inaczej.

Szczątki tupolewa 154 M b/n 101jak skamieliny nie powinny zamienić się na inne, nie powinny zmienić swej formy czyli wyglądu, który zawsze ma cechy szczególne, indywidualne i po nich je rozpoznajemy.

To jest oczywiste. Nawet w tym wypadku warunki atmosferyczne owego kształtu i cech indywidualnych nie zmienią. Zmienić je może ingerencja człowieka choćby przez użycie narzędzi, maszyn, transportowanie. Szczątki blach nie zabezpieczone odpowiednio, mogą zostać pokryte z biegiem czasu rdzą.

Okazuje się, że w przypadku badań nad szczątkami przypisywanymi statkowi powietrznemu TU 154 M b/n 101 inaczej niż w przypadku skamielin mamy do czynieniaz „formami przejściowymi” złomu ponoć wnikliwie przebadanego przez wszystkie komisje. Podobnie jest z ciałami członków Delegacji 10.4.10r. Zadanie właściwego rozpoznaniai interpretacji utrudnia fakt fałszowania i podmieniania dokumentacji smoleńskiej. Wiele przykładów tych oszustw poznaliśmy głównie dzięki mozolnej pracy Pawła Konrada L blogera 3Zet Sirkpl. Nie dzieje się więc nic przypadkiem. Co ciekawe niektóre komisje tj. MAK i Podkomisja niejawnie, jak zapewniają – prowadzą śledztwa nadal. Właśnie Antoni Macierewicz ogłosił, że nie spocznie dopóki prawdy o Smoleńsku nie pozna. Nomen omen mija właśnie 9 i pół roku od 10.4.10. Także prokuratorzy, którzy właśnie wrócili z kilkudniowego pobytu w Smoleńsku mogą mieć problem – swoisty dysonans poznawczy, bo jak tu połączyć efekt zniszczenia jednego wraku z rezultatem rekonstrukcji czyli sfałszowaną katastrofą z użyciem fałszywego złomu imitującego statek prawdziwy.

Szczątki tupolewa 154 M b/n 101jak skamieliny nie powinny się przemieszczać, a „proces sortowania” na skutek katastrofy „naturalnej” czyli tej „oficjalnej”, nie ułożonej „pod linijkę” (K. Cierpisz) – powinien zostać zachowany tak długo, jak długo wymagałoby to śledztwo przeprowadzone zgodnie z prawidłami i procedurami międzynarodowymi. Mamy tu na myśli oficjalne dane. Stało się inaczej – smoleńskie „formy przejściowe” wymyślono i stworzono na potrzeby dezinformacji społeczeństwa. Nie powinny one zaistnieć w przypadku „nieszczęśliwego wypadku”. Istnieje bowiem różnica między oficjalnym „komunikatem” odpowiadających za zbadanie i ogłoszenie wyników badań, a tym co rzeczywiście na miejscu zwanym miejscem katastrofy można było odkryć. Wielokrotnie zresztą w historii odkryć archeologicznych zdarzały się przypadki ich fałszowania w celu osiągnięcia sławy i znacznych zysków.

Przykładem niech będzie szachownica lotnicza – znak o tyle charakterystyczny bo mający charakter reprezentacyjny i jako państwowe oznakowanie lotnicze o barwach narodowych – opisany został w dokumencie „4 lata po Smoleńsku” w opracowaniu Zespołu Parlamentarnego z kwietnia 2014r. pod kierunkiem Antoniego Macierewicza. Po zapoznaniu z dokumentem trzeba sobie zadać pytanie – czy wykorzystano wszystkie procedury, narzędzia w badaniu „przyczyn i skutków” rzekomej katastrofy jeśli chodzi o miejsce przyjęte za oficjalne i „zawartość”, czyli stan wszystkich fragmentów złomu oraz ciał ludzkich?

„FORMY PRZEJŚCIOWE” – FALSYFIKAT

Analiza z dokumentu „4 lata po Smoleńsku” została napisana pod „wybuch”. Dlaczego? Wyjaśnienie za chwilę poniżej. Problem poruszałem w cyklu „Kod Smoleński Bliźniaki” – trzy opracowania z tego cyklu zamieszczono na portalu 3Obieg.pl systematycznie atakowanego od tamtej pory przez hakerów.

https://3obieg.pl/falszywa-mapa-slepy-satelita/

https://3obieg.pl/falszywy-ogon-tupolewa/

https://3obieg.pl/inwentaryzacja-zlomu-smolenskiego-plansze/

Wcześniej problem szachownicy opisano na portalu Salon24 i w książce – Maskirowka smoleńska/Bollinari/2018 w rozdziale XII. Aspekt autentyczności części tu154m Lux 101 opracowany przez śp. Blogera @3ZET w czerwcu 2015r.

Analiza Blogera @3ZET znajduje się (jeszcze nie zdjęto) pod adresem:

Wpierw wyimek (str. 126) z liczącego 204 strony Raportu Komisji A.M. pochodzącez rozdziału VI zatytułowanego: Analiza zniszczenia wybranych fragmentów lewego skrzydła wraz z opisem widniejącym pod zdjęciem szachownicy:

DOLNY PANEL POSZYCIA DOCZEPNEJ CZĘŚCI SKRZYDŁA (Z SZACHOWNICĄ)
Z FRAGMENTEM KLAPY ZASKRZYDŁOWEJ. Miejsce znalezienia: sektor 8 (właściwe wrakowisko).

Zniszczenia: mocne (o ok. 180 stopni) wygięcie przedniej krawędzi z przynajmniej częściowym zachowaniem dźwigara nr 1 oraz zamontowanych do poszycia fragmentów żeber (łamane wzdłuż). Częściowe rozejście się poszczególnych paneli na szwie. Brak noska skrzydła. Prawdopodobny mechanizm powstania uszkodzeń: nadciśnienie w środku kesonu. Wielokrotne, równoległe pęknięcia poszycia, kończące się na poprzecznym elemencie konstrukcji (wzmocnieniu) świadczą o wybuchu. Ich wygięcia mogły częściowo powstać od uderzenia
w ziemię.

I to wszystko oficjalnie na temat tej szachownicy. Ani słowa o tym, że panel jest fałszywką. Wiemy o tym dzięki Pawłowi Konradowi L. Po zapoznaniu się z efektem jego pracy, wiemy, że miał rację. Czy zatem możemy zgodzić się z taką interpretacją Komisji?

Poniżej przykładowe zestawienie dwóch bliźniaczych części przyogonowych. Widok przedstawia prawy bok, wpierw w lasku, na polance ucięty z lewej strony przy otworze drugiego luku bagażowego umiejscowionego tuż za skrzydłem. Poniżej jakby ta sama część na pierwszy rzut oka ale jak widać jest dłuższa o ok. 1,5m lub więcej. Nie jest ucięta jak poprzednia. To już jest w miejscu gdzie zwożono „wrak” i pochodzi ze strony Komisji Laska.

Przytaczam przykład innych fałszywych części z „katastroficznej” polanki przy XUBS (fałszywe były także końcówka ogona, statecznik, skrzydła, fotele, burta przysalonkowa – to te najważniejsze obok „szachownicy”) gdyż fakt ten zmienia wszystkie analizy ścieżki podejścia, przestawiania lamp naprowadzających w celu sprowadzenia na fałszywą ścieżkę, wybuchów – kiedy, gdzie i z jaką mocą i ile razy, „dlaczego zszedł tak nisko” i w końcu „czy odszedł”, nadając im wartość co najmniej wątpliwą.

Miałyby one sens gdyby między ulicą Kutuzowa, a murem oddzielającym Fabrykę Przemysłu Lotniczego SMAZ i wschodni kraniec pasa startowego rzeczywiście spadł wraz z całą Delegacją prawdziwy TU 154M Lux b/n 101.

Tam jednak „go” nie było i nie było „katastrofy smoleńskiej” .

Przyjmując zapisy stenogramów dawno uznane za sfałszowane za wiążące, przyjmując, że nakierowywano samolot tak, by spadł tuż przed działką Bodina, przyjmując, że wybuch spowodował utratę fragmentu skrzydła oraz rozsadził salonkę prezydenta uznajemy tym samym, że fałszywej katastrofie uległ fałszywy samolot, tym samym 96 osób zginęło na niby.

Czyli „pancerna brzoza” zostałaby faktycznie w „tamtej chwili” ścięta (plastykowe śmieci pod nią złożone oczywiście nawet by nie drgnęły mimo pędu powietrza od silników odrzutowych), a rozpadający się w powietrzu statek zdołał wykonać „podziemną beczkę”
Tak jak przedstawiał MAK. (Patrz: zawiadomienie do Prokuratury o popełnieniu przestępstwa – „podziemnej beczce” prof. M. Dakowski złożył w październiku 2010r.).

Części samolotowe zwiezione na boczną płytę lotniska Siewiernyj w większości są dubletami części z błotnej polanki na której dogrywał dźwięk operator TV, S. Wiśniewski.
I tak samo są unurzane w błocie jak te pochodzące z polanki. Cóż z tego, skoro chociażby część przyogonowa – jej prawy bok jest dłuższy o ok. półtora metra od tego z polanki uciętego tuż przy dalszym, lewym brzegu luku bagażowego. W niezależnym śledztwie potwierdzono, że szczątki „polankowe” są fałszywe, a te przywiezione z nieustalonego miejsca na boczny Siewierny mają znamiona oryginału choć są częściowo wymieszane z tymi z polanki. Trzeba to miejsce znaleźć, czyli miejsce defragmentacji na kawałki mniejsze niż mógłby zrobić to wybuch. Czy Smoleńska Fabryka Lotnicza SMAZ jest brana przez komisje pod uwagę?

Nie było możliwości, by oryginalny statek „rąbnął” jako drugi w to samo miejsce na skutek czego byśmy mieli dwa wraki na jednej polance. Ponadto śladów upadku brak. Niedokończoną „końcóweczkę” za podstawionego tupolewa wykonał IŁ 76, czyli na odcinku za działką Bodina do miejsca za ulicą Kutuzowa. Ten który „wylądował” „nieduży”, „sportowy”?, może Jak40/47? z prez. Kaczorowskim plasnął 60 m za ulicą Kutuzowa na wysokości niemal pasa startowego lub za czołgiem i szybko został stamtąd zabrany. Odpowiednie nagrania nazwane „zapisami” uzupełnione o „głosy” z symulatorów (dowiezione przez E. Klicha) zaczerpnięto
z lotów 7 i 9.10 kwietnia.

Z relacji miejscowych (nie tych oficjalnie podanych) wynika, że w samolocie nagle wszystko wyłączono, światła, całe zasilanie. Prawdopodobnie, by nie doszło do ew. eksplozji. Mały pożar szybko ugaszono. Zapewne, przestawienie bliższej radiolatarni, podanie fałszywych współrzędnych dalszej radiolatarni, podanie niewłaściwej wartości ciśnienia oraz fałszywe karty podejścia, gdzie zostały naniesione niewłaściwe współrzędne punktów nawigacyjnych oraz nieprawidłowy kurs magnetyczny osi pasa, teoretycznie mogło mieć miejsce. Nie miałoby to jednak żadnego wpływu na rodzaj szczątków złomu z polanki, ułożonego wcześniej przed 10.4.10 i stan szczątków ludzkich. Dopiero o 16:20 odnaleziono 25 ciał (bez podania danych osobowych, podrzuconych) – podano oficjalnie w raporcie Anodiny. Zastanawia brak innych danych przy tak dużej liczbie wszelkich służb użytych w rejonie lotniska Siewiernyj.

Starano się by wszystko wyglądało „naturalnie”, o co miały dbać podane przez MAK siły: OP SMAZ, PS , PASS, PCz-5, SCz-2) – ogółem 40 ludzi i 11 jednostek techniki, siły UWD okręgu Smoleńskiego i FSO wykonały zabezpieczenie miejsca upadku samolotu w promieniu 500 metrów, 80 ludzi, 16 jednostek samochodowych, pierwszej brygady medycznego pogotowia ratunkowego, na miejsce zdarzenia lotniczego wyjechali: zmiana dyżurna ratowników PSO PASS GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego (4 ludzi, 1 jednostka techniczna), dyżurna zmiana ratowników ASO MU „GO i CzS m. Smoleńska”, 4 ludzi, 1 jednostka techniczna), ASO na akwatoriach PASS GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego (4 ludzi, 1 jednostka techniczna), OG FSB (7 ludzi, 7 jednostek technicznych) , OG UWD (40 ludzi, 12 jednostek technicznych), 7 brygad pogotowia ratunkowego, naczelnik ekspertyz medycyny sądowej, z nim 7 ludzi, 16 patologów, starszy – kierownik okręgowego instytutu anatomii patologicznej, plus kolejne jednostki, helikoptery, 3 moduły pneumatyczno-szkieletowe, ogółem do prac w rejonie zdarzenia lotniczego zaangażowane były siły i środki w ilości 1110 ludzi, 7 przewodników z psami i 221 jednostek technicznych. Do zabezpieczenia i ochrony miejsca zdarzenia lotniczego o powierzchni 1,5 hektara zaangażowano 425 pracowników UWD. (nie wymieniono obecnych służb z OMON). Szybko wspomniano ogólnikowo o braku żywych osób – 11:40 – ustalenie faktu braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego, odjazd 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego, 14:58 – przygotowane miejsca do rozmieszczenia ciał ofiar: miejska kostnica 100 miejsc, 1-szy szpital kliniczny m. Smoleńsk – 5 miejsc; 15:12 – przystąpiono do ewakuacji ciał ofiar, miejsce zdarzenia lotniczego podzielono na 14 sektorów;dane: MAK.

Drewniana budka (jest to lotnisko wojskowe) mogła w sobie skrywać najnowocześniejszą technikę elektroniczną służącą do meaconingu, czyli celowego zakłócania sygnału GPS, natomiast spróchniały barak, zdający się pamiętać walki z okresu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (wojna ZSRR z Niemcami hitlerowskimi 1941-1945 po zerwaniu przez Hitlera w czerwcu 1941 traktatu Ribbentrop-Mołotow) – kryć w swoim niepozornym wnętrzu nowoczesną broń laserową bądź impulsową. /…/ Skuteczna ochrona własnych (rosyjskich) sił i środków bojowych bowiem przy równoczesnym zachowaniu pełnej zdolności wykrywania, śledzenia i likwidowania sił i środków bojowych przeciwnika, a przynajmniej pozbawiania ich zdolności bojowej wymaga, aby w zasadzie wszystkie elementy składowe wyposażenia, w tym także sprzęt radarowy i radiolatarnie, były w ciągłym ruchu. wtedy bowiem najtrudniej jest przeciwnikowi zlokalizować je i zniszczyć, jeżeli działają one w rozproszeniu i zmieniają ustawicznie swoje położenie.https://suwerennosc.blogspot.com/2010/07/na-tropach-przyczyn-katastrofy-w_08.html

Faktycznie, logistyka była taka, że skrzydła i stateczniki wędrowały zajmując różne położenia. Nie tylko one. Tam wszystko było „w ruchu” łącznie z białymi samochodami Ził, dźwigami i wywrotkami przywożącymi ziemię z „czymś” trudnym do zinterpretowania (szmaty, ubrania?) z nieokreślonego miejsca.

Twórcy rekonstrukcji w ogóle nie przejmowali się prawami fizyki, teorią katastrof, logiką, aerodynamiką, awioniką, inżynierią materiałową, geologią, gleboznawstwem, dendrologią, etc., etc. Głównie skupili się na wpleceniu w rekonstrukcję sztuczek psychologicznych i oddziaływań na podświadomość. (G.P.R.) Jak napisałem wcześniej, aby wszystkie warunki, dociekania i komisyjne komunikaty oraz raporty medialnie podawane były uzasadnione – to złomowisko na polance musiałoby być prawdziweAby rekonstrukcję upadku Tu-154M 101 można było uznać za prawdziwą, musi ona spełniać odpowiednie warunki. Jej rezultatem muszą być szczątki i ślady w stanie faktycznym. Musi być łańcuchem logicznych implikacji, którego każde ogniwo jest prawdziwe. Wystarczy, że z tego łańcucha tylko jedno ogniwo w dowolnym położeniu, na początku, na końcu, w środku będzie nieprawdziwe, aby cała rekonstrukcja nadawała się tylko do wyrzucenia. Łańcuch musi być spójny. /…/ Rekonstrukcja upadku Tu-154M 101 nie spełnia ani jednego z powyższych warunków. Jej efektem nie są takie szczątki i ślady, jakie nam zostały przedstawione. Ani jedno z ogniw jej łańcucha nie jest prawdziwe. To w ogóle nie jest żaden łańcuch. To są izolowane wyspy. Oddzielone od siebie nawzajem barierami logicznymi. Wyniki ogniwa poprzedniego nie wskazują na ogniwo następne. Założeniami ogniwa następnego jest zanegowanie wyników ogniwa poprzedniego. Tej rekonstrukcji do stanu miejsca będącego terenem rzekomej katastrofy lotniczej dopasować się nie udało. Nie wiadomo, czy w ogóle istnieje rekonstrukcja pasująca. Jeżeli powyższe wiemy my, to tym bardziej wie to Moskowia. Wie to teraz i wiedziała to już na etapie planowania operacji smoleńskiej. Jest jasnym, że działania opisane powyżej, nie mogą wyczerpywać całości jej poczynań.

Skoro nie udało się zrobić dekoracji teatralnej wyglądającej jak miejsce katastrofy lotniczej, skoro do tej dekoracji teatralnej nie udało się dopisać scenariusza sztuki, to trzeba chociaż sprawić, aby widzowie nie wyszli z teatru. Trzeba ich przekonać, że sztuka jest odgrywana tutaj, a nie gdzie indziej. (Grzegorz P. Rossa, https://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/8234,klamca-powinien-miec-dobra-pamiec-i-znac-prawa-fizyki).

WYBUCHY ZAMIAST LODOWCÓW

Po artykule Cezarego Gmyza „Trotyl na wraku tupolewa” w Rzeczpospolitej, w 2012r. https://www.rp.pl/artykul/947282-Trotyl-na-wraku-tupolewa.html – „wybuchy” zaczęły spełniać rolę „przyczyny sortowania szczątków” i przyczyny katastrofy w ogóle. Tylko czy ktokolwiek zastanowił się, czy było możliwe, aby operator dźwiękowiec Wiśniewski ot, tak sobie odbywał spacer błotny, (słychać było śpiew ziemby, FYM) na miejscu katastrofy tuż po wybuchu bomby paliwowo powietrznej, a przy tym nie padł plackiem w błoto, nie poniósł żadnych ubocznych skutków tegoż wybuchu – oddziaływania pochodzącego od niego promieniowania cieplnego, nie został poparzony, a farba na kawałkach złomu wbrew fizyce nie oblazła od temperatury (niektóre części odwrotnie – „nagle” zardzewiały), w częściach złomu i w oknach świadków w pobliskich oknach nie popękały szyby etc. etc. Czy w takich warunkach strażacy mogliby spokojnie rozwijać węże gaśnicze? Żaden z „telewizyjnych” świadków o takim zdarzeniu nie wspominał. Byłyby też skutki bez zapłonu. Znacznie liczniejsze. Świadkowie mieliby uszkodzenia wzroku. Przedmioty z tworzyw sztucznych termoplastycznych zmieniłyby kształt. (Grzegorz P. Rossa) Akcja gaśnicza nie była możliwa.

http://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/9171,smolensk-wybuch-paliwowo-powietrzny-w-gapie#comment_61932 (kliknięty link do pełnej analizy G. Rossy może się nie otworzyć. Lepiej link skopiować i wkleić w przeglądarkę. Drugi sposób – wejść na blog autora i kopiować podane tam linki do nowo otwartej zakładki przeglądarki).

Sprawa zniszczeniaTu-154M PLF 101 wybuchem powraca pijacką czkawką. Wprawdzie w tekście (poście?) Smoleńsk. Wybuch paliwowo powietrzny w „Gapie” dowiodłem ponad wszelką wątpliwość, że 10 kwietnia AD 2010 koło lotniska Siewiernyi w Smoleńsku wybuchem nie został zniszczony nie tylko ten samolot, którym na uroczystości 70 rocznicy wymordowania przez Moskowię polskich jeńców wojennych leciała delegacja państwowa, ale też wybuchnąć nie mógł żaden inny. No, może za wyjątkiem motolotni, szybowca czy bardzo lekkiej awionetki. Ale są ludzie odporni na wiedzę. (Grzegorz P. Rossa)

Takie, a nie inne rozczłonkowanie samolotowego złomu na skutek „wybuchów” miałoby wykluczyć inne, pozostałe wersje także inscenizację katastrofy. Jednak jest odwrotnie. Dlatego nie można pominąć bardzo wnikliwych i precyzyjnych merytorycznie analiz Grzegorza Rossy, tym bardziej, że trafne ekspertyzy niezależnych znikają z Internetu wprost proporcjonalnie do liczby odwiedzin. Im większe zainteresowanie, tym szybciej są usuwane. Proszę o archiwizowanie kolejnych części dowodów pana Grzegorza Piotra Rossy zanim dostęp do nich będzie niemożliwy. Są wystarczająco wyczerpujące, szczegółowo w logicznym ciągu przedstawione. Korelują z opracowaniami prof. Mirosława Dakowskiego, inż. Cierpisza (zamach.eu), blogerów skupionych wokół FYM’a. i innych niezależnych blogerów.

Jeżeli samolot został wybuchem ładunku paliwowo powietrznego zniszczony na wysokości tak dużej, że na ziemi nie mógł zostawić śladów, to znaczy, że na tej wysokości samolot przestał istnieć. Dalszej historii już mieć nie mógł. W szczególności nie mógł odbywać lotu na wysokościach niższych. A wszelkie świadectwa, że taki lot odbywał, nie są świadectwami, tylko fałszywkami. W szczególności to dotyczy: naprowadzania, ustawienia radiolatarń, zerwania linii przesyłowej energii elektrycznej średniego napięcia, dialogu z wierzą kontrolną ze sławetnym na kursie i na ścieżce, nagrań rozmów z kabiny, etc., etc. A skoro było można sfałszować lot po zniszczeniu samolotu wybuchem ładunku paliwowo powietrznym, to cóż by takiego mogło stanąć na przeszkodzie sfałszowania samego upadku? /…/ Wyżsi funkcjonariusze specsłużb Moskowii, którzy opracowali operację smoleńską, bez wątpienia bardzo dobrze znają skutki wybuchu ładunku paliwowo powietrznego. W końcu to Moskowia produkuje największą na świecie bombę paliwowo powietrzną. Skonstruowanie poprzedziły liczne próby. Komu, jak komu, ale wyższym funkcjonariuszom specsłużb wyniki tych prób muszą być znane. Stąd można wnieść, że użycie ładunku paliwowo powietrznego wykluczyli już na bardzo wczesnym etapie planowania. /…/

Z jakimi wybuchami możemy ewentualnie mieć do czynienia? Jak położonymi względem samolotu? W grę może wchodzić tylko wybuch wewnętrzny. Wybuchy zewnętrzne wykluczyli sami wyznawcy hipotezy wybuchu. Skutki działania wybuchu zewnętrznego i zderzenia z ciałem twardym o dużej masie mogą różnić się szczegółach. Mogą dawać różną fakturę powierzchni. Pole sił pochodzące od ciała twardego może być bardziej zróżnicowane. Rozkład sił fali uderzeniowej wybuchu może być bardziej jednorodny. Ale nie mogą różnić się, co do zwrotu. Nie może być tak, że jedna przyczyna zewnętrzna daje zaklęśnięcie, a druga wypukłość. Oba rodzaje przyczyn zniszczeń musiałyby dać zaklęśnięcia fragmentów kadłuba samolotu do wewnątrz.

Wykluczenie zderzenia z zewnętrznym przedmiotem twardym o dużej masie z przyczyn uszkodzeń na podstawie ich typu jednocześnie wyklucza wybuch zewnętrzny. /…/ Najpoważniejszym argumentem przeciwko rozkawałkowaniu Tu-154 wybuchem są okna. Jeżeli założymy, że to, co leży w Smoleńsku nie zostało podrzucone przez Moskowię, tylko pochodzi z Tu-154, powinniśmy zwrócić uwagę na okna. W niektórych szyby są wybite, ale w niektórych zostały. (Pamiętacie spasatiela z łomem wybijającego szybkę w oknie jednej części?) Okno jest najsłabszą częścią poszycia samolotu. Wielkość okna samolotu pasażerskiego jest kompromisem. Z jednej strony nie może być za małe, bo pasażerowie nie zapłacą za bilety i samolot się nie zwróci. Z drugiej strony nie mogą być za duże, żeby kadłub nie był osłabiony zbyt bardzo.

Elementy o różnej wytrzymałości poddane gwałtownemu oddziaływaniu niszczącemu ulegają zniszczeniu nie jednocześnie, tylko w kolejności od najsłabszego do najwytrzymalszego. Gdyby Tu-154 został podzielony na kawałki przez wybuch, to w pierwszej kolejności wyleciałyby szyby z okien. Żeby wybuch mógł przejść do rozrywania kadłuba, przedtem musiał zniszczyć wszystkie szyby. Fakt, że w co najmniej jednym oknie została szyba niewybita, dowodzi, że za dezintegrację samolotu nie odpowiada wybuch./…/

Gdyby Tu-154M PLF 101 przerobić z samolotu pasażerskiego na transportowy, usunąć z niego fotele i całe wyposażenie, potraktować jako zbiornik, w całej objętości wypełnić nitrogliceryną, umieścić na wysokości 15m i odpalić, to nie otrzymalibyśmy odłamków w takiej liczbie, w jakiej leżały w Smoleńsku. Moskowia zrobiła to samo, co projektanci granatu. Zamiast zdać się na wybuch, odłamki przygotowała zawczasu. /…/ Potrafimy ocenić symulację wybuchu.

Potrafimy odróżnić, czy po upadku odłamki były przemieszczane. Jeżeli odłamki nie leżą w miejscach, w których je umieścił wybuch, z wybuchem mogą nie mieć związku, a sam wybuch mógł nie mieć miejsca. Jak widzimy, rozkład złomu mającego rzekomo pochodzić z Tu-154 nie sprawia wrażenia, jakby pochodził z wybuchu.

Zamrożenie stanu pamięci komputera pokładowego FMS i przerwanie zapisu czarnych skrzynek w czasie, w którym samolot miał rzekomo znajdować się na wysokości 15m bynajmniej nie przemawia za tym, że na tej wysokości z samolotem coś się stało ani nawet, że samolot znalazł się w Smoleńsku na tej wysokości. Ten zapis nie jest prawdziwy. Ta postać zapisu jest skutkiem sfałszowania go przez Moskowię. Moskowia zapis sfałszowała, aby uwagę zwrócić na Smoleńsk. Że niby w nim z samolotem coś się miało stać.

Trzeba przeczytać całość kolejnych odcinków. Więcej o zwracaniu przez Moskowię uwagi na Smoleńsk w Kłamca musi mieć dobrą pamięć… i znać chemię (G.P. Rossa).

CIAŁO PREZ. LECHA KACZYŃSKIEGO

Roman Misiewicz: Spróbujmy podsumować wszystkie te doniesienia prasowe.

Z godziny 12:52 pochodzić ma pierwsze zdjęcie wykonane przez pracownika FSB, obrazujące ciało Pana Prezydenta, w stanie zbliżonym do nienaruszonego – „wyglądającego jakby spał”, aczkolwiek „z oderwaną nogą” (NCz!). Ciało ma zostać rozpoznane przez pracowników BOR dopiero przed godziną 17:30 czasu polskiego[1]. Ma być wówczas pozbawione jednej ręki na wysokości łokcia i jednej stopy, głowa ma być częściowo uszkodzona (C.K.). Tymczasem gdy złożono je na noszach, okazało się, że ciało jest „strasznie zmasakrowane” – pozbawione prawej nogi oraz lewej stopy i prawej dłoni. Czaszka Prezydenta miała być zmiażdżona „do wysokości łuku brwiowego” (GW).

Porównując fotografię przedstawioną na blogu „Gorojanina z B.” z artykułem zamieszczonym na łamach „Gazety Wyborczej” (cytowanego powyżej) dochodzę do wniosku, że opis ten nie jest do końca zgodny z tym co przedstawia zdjęcie.

Otóż Prezydent (rozpoznawalny na fotografii i wcale nie „strasznie zmasakrowany”, choć przyznaję, że jest to pojęcie względne) wcale nie ma „oderwanej lewej stopy, a prawej nogi uciętej pod kolanem.” Na zdjęciu (widnieje na nim data z 11.04.2010, godzina 09:49) obydwie jego nogi są równo obcięte na wysokości kolan. Tak samo wcale nie utracił on „jednej dłoni”, ale dokładnie – prawą rękę ma odjętą, nieco poniżej łokcia. Zaś czaszka Prezydenta – moim zdaniem – wcale nie „została zmiażdżona i zdeformowana do wysokości łuku brwiowego”, lecz rozłupana za pomocą ostrego narzędzia. Mam także, co do tej rany na głowie, pewne wątpliwości. Moim zdaniem – barwa obrażenia (porównuję ją do barwy urazów dolnej partii ciała) wskazywać może, że została ona uszkodzona już pośmiertnie. Z tej samej przyczyny (barwa) wątpię także, aby liczne zadrapania na korpusie Pana Prezydenta powstały za jego życia. Natomiast przyżyciowo mogły powstać, według mojej oceny, wybroczyny krwawe
w okolicy łonowej i pachwiny
oraz obrażenia twarzy (obicia).

Najbardziej przerażające zdjęcie, to leżące na plecach nagie ciało mężczyzny, nie przykryte w żadnym miejscu. Jest ono w fatalnym stanie, w znacznej części porozrywane, pozbawione nóg i ręki. Twarz jest zmasakrowana. Obrażenia dotyczą wszystkich partii ciała.

Co jednak najważniejsze – na szyi nagiego ciała jest zawiązany krawat. Wygląda to jak czyjś niesmaczny żart i brak należytego szacunku dla ludzkich zwłok. Na tułowiu ofiary widoczne są liczne zasinienia (świadczyć by to mogło, że człowiek ten nie zginął od razu – przyp. RM). Błoto, oraz piach.

Pan Stanisław Zagrodzki mający dostęp do protokołu z miejsca zdarzenia przesłał mi jego fragment, mający opisywać ciało znalezione na polance pod „Siewiernym”, a odpowiadające zdjęciu umieszczonym na rosyjskim blogu:

W dalszej części sektora przy prawej granicy ułożone są zwłoki mężczyzny, opatrzone metryczką nr 12 sektor 4. Na zwłokach brakuje ubrania. Zwłoki ułożone są twarzą w dół, głowa zdeformowana, brakuje mózgu, ręce rozsunięte na boki. Brakuje prawej ręki od poziomu dolnej jednej trzeciej części przedramienia. Nogi lekko rozsunięte na boki. Brakuje obu nóg od dolnej jednej trzeciej części ud. Na szyi krawat koloru ciemnoniebieskiego, wyraźna deformacja tułowia. Z przodu zwłok zdeformowane i zmiażdżone fragmenty prawej i lewej stopy (…). W odległości 1 m od zwłok w rowie z wodą fragment goleni i stopa, na której znajduje się czarna skarpetka i but czarny, skórzany. (Roman Misiewicz bloger XL4.PL, Maskirowka smoleńska, Bollinari, 2018)

[1] http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_polskiego_Tu-154_w_Smole%C5%84sku

ZAPACH NAFTY I ZWĘGLENIA

Jeszcze raz sięgnę do opracowań pana Grzegorza Rossy. Sądzę, że daje odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań odnośnie dramatu smoleńskiego do dziś nieodgadniętego
w zasadniczych kwestiach. „Jak nie było” to z grubsza wiemy. Znana jest niezwykle wartościowa praca dr Pawła Przewary – „Czerwona strona księżyca”. Znana jest strona internetowa zamach.eu inż. K. Cierpisza, ale obok nich tak kompleksowo opracowanych dokumentów powinno się postawić cykl właśnie Grzegorza Rossy z 2011r. Nie został on ukończony z racji przejęcia Nowego Ekranu i przemianowaniu go na Neon24 ale może
i z innych względów bliżej mi nie znanych. Jak „dostać się” do wymienionych tekstów wskazałem wcześniej. Bezpośrednie kliknięcie w link może nie zadziałać.

http://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/10858,klamca-musi-miec-dobra-pamiec-i-znac-chemie

Odcinki poprzednie

  1. Dlaczego delegacja państwowa do Katynia musiała zginąć
  2. Kłamca powinien mieć dobrą pamięć… i znać prawa fizyki
  3. Smoleńsk. Jak zrozumieć. Ćwiczenia dla humanistów. Wektory
  4. Smoleńsk. Wybuch paliwowo powietrzny w „Gapie”
  5. byłem świadkiem jakiegokolwiek innego zdarzenia wskazującego

… i inne.

Tu-154M 101, którym leciały ofiary, jest samolotem odrzutowym. Silnik odrzutowy jest napędzany naftą lotniczą. Jest to średnia frakcja rafinacji ropy naftowej. Na potrzeby naszych rozważań możemy utożsamić naftę lotniczą z naftą lampową. /…/ Zapach nafty nie utrzymuje się długo. Ulatnia się godzinie czasu. Jeżeli rodziny poczułyby jakiś zapach, to ulotny, ledwo wyczuwalny i z pewnością nie przykry. Funkcjonariusze specsłużb Moskowii przez oddaniem rodzinom naperfumowali rzeczy osobiste ofiar jakąś substancją chemiczną mającą na celu imitowanie paliwa lotniczego. Ta substancja wciąż znajduje się na pamiątkach po ofiarach i może zostać wykryta badaniem.

Na niektórych ciałach były ślady oddziaływania wysokiej temperatury. I to długotrwałego. Ciała były tak zniekształcone, że nie zostały rozpoznane przez bliskich.

„[…]część ciał ofiar była zwęglona, a nawet – jak powiedział prokurator Parulski – spopielona[…]”

Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ VIII – KGB PRZEJMUJE ŚLEDZTWO, Rosyjskie służby są bezwzględne. Rozmowa z Antonim Macierewiczem, str 65

W badaniach kryminalistycznych czasami ciało ludzkie jest zastępowane tuszą wieprzową. Postąpmy tak też i my. Kiedy prosię jest przyrządzane w całości, przez parę godzin jest pieczone w piecu. Kiedy jest gotowe do spożycia, zachowuje wiele ze swojego wyglądu. Niekiedy można rozpoznać, które z prosiąt zostało przyrządzone. Z tego porównania możemy wyciągnąć wniosek, że zwęglone i spopielone ciała ofiar były poddane działaniu temperatury wyższej niż pieczone prosię, dłużej niż trwa upieczenie prosięcia, albo i jedno, i drugie.

To wyklucza wybuch paliwowo powietrzny. Trwa znacznie krócej. Czas wybuchu jest czasem, w którym fala uderzeniowa przechodzi z punktu zainicjowania wybuchu do miejsca, w którym mieszanina paliwa z powietrzem traci właściwości wybuchowe. Potem czynniki, którym wybuch oddziałuje, ustają. Fala uderzeniowa porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Mniejszą lub większą. Jest oczywiste, że w czasie trwania wybuchu paliwowo powietrznego ciała ofiar nie mogły zostać zwęglone, a tym bardziej spopielone.

Przesłanki wykluczające wybuch paliwowo powietrzny są podane w tym samym numerze Niezależnej Gazety Polskiej Nowego Państwa, 12 stron wcześniej, bo na stronie 53, w odpowiedziach w wywiadzie prof. dr. hab. Karola Śliwki, kierownika Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy:

„[…]

W wyniku eksplozji powstają zmiany głównie w układzie oddechowym, w płucach. Ale płuc już nie ma, uległy rozkładowi, więc stwierdzenie, że doszło do rozdęcia, a nawet rozerwania pęcherzyków płucnych w wyniku fali uderzeniowej, jest niemożliwe. Zaraz po śmierci można wykryć działanie traumy barycznej — wtłoczenia dużej ilości powietrza do płuc w badaniu najpierw makroskopowym, a potem mikroskopowym. Zmiany można też wykryć w bębenkach uszu.[…]

W specjalistycznych publikacjach wyczytaliśmy, że analiza spektrometryczna zwłok mogłaby w przypadku eksplozji bomby termobarycznej (wolumetrycznej) wykryć tlenek etylu, tlenek propylenu, azotan izopropylenu, aluminium, magnez itd. Takich badań — o ile wiadomo — nie przeprowadzono. Czy powinny być wykonane?

Tu wychodzimy poza zakres medycyny sądowej. Tych związków nie znajdziemy w ciałach, które zostały poddane krótkotrwałemu działaniu jakiejś energii. Ale możemy je odnaleźć na powierzchni tych ciał, na ubraniach i częściach samolotu.

Czy te związki długo zachowują się na odzieży?

Tak. To jony metalu, które można wykryć w bardzo długim czasie.

[…]”

Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ VII, – DOWODY W RĘKACH ROSJAN, Ujawniamy: rząd odrzucił pomoc specjalistów. Rozmowa z prof. dr. hab. Karolem Śliwką, s. 51

Przypominam, że to powiedział prof. dr. hab., kierownik Katedry Medycyny Sądowej uniwersytetu. Ze składników oddziaływania wybuchu wymienił tylko falę uderzeniową, traumę baryczną — wtłoczenie dużej ilości powietrza do płuc. W ogóle nie wspomniał o temperaturze. Z jednej strony mamy: zmiany w układzie oddechowym, w płucach, rozdęcia, a nawet rozerwania pęcherzyków płucnych, zmiany w bębenkach uszu, jony metalu znajdowane na powierzchni ciał, na ubraniach, a z drugiej strony mamy zwęglenie, a nawet spopielenie. Czy jest ktoś, kto nie widzi różnicy?

To zresztą wyklucza wszystko. Jeżeli nawet samolot by spadł w jakikolwiek sposób i z nim stałoby się cokolwiek, to, co by to nie było, musiało trwać znacznie krócej, niż ci ludzie byli przypiekani. Jednocześnie na miejscu rzekomego upadku samolotu stały kałuże cieczy nazywanej paliwem lotniczym. Paliła się mniejszość z nich. Większość się nie zapaliła. Nie wiadomo, czy to, co się paliło, miało ten sam skład chemiczny, jak to, co się nie paliło. Co jest bardziej odporne na działanie wysokiej temperatury, ciało ludzkie czy paliwo lotnicze?

Przeprowadźmy eksperyment myślowy. Spróbujmy sobie wyobrazić upadek samolotu w takim wariancie, w którym energia cieplna na pasażerów Tu-154M 101 działała z wydajnością największą. Załóżmy, że samolot spadł. W pewnej chwili zapaliło się całe jego paliwo (11÷13t). Samolot zamienił się w wielką kulę ognia. Czy można wyobrazić sobie wariant upadku z intensywniejszym wydzielaniem energii cieplnej?

Tu-154M 101 spadł. A w chwili upadku większość płonącego paliwa w magiczny sposób płonąć przestała. Zgasła. Niedopalone paliwo rozlało się w większość kałuż. Palenie kontynuowała mniejszość paliwa. Jednak paliwo, które płonąć nie przestało, upadło z dala od paliwa, które w magiczny sposób zgasło i paliwa zgasłego powtórnie nie podpaliło.

Czy w tym wariancie ciała pasażerów mogły się spopielić, bądź choćby tylko zwęglić? A jak długo samolot spadający, jako kula ognia spadać mógł? 10s? Czy 10s jest czasem długim wystarczająco do spopielenia, bądź choćby tylko zwęglenia ciała ludzkiego?

Brakującego czasu nie da się zastąpić wyższą temperaturą. Ciało ludzkie w 60% składa się z wody. Wyższa temperatura oznacza tej wody szybsze odparowywanie. Z jednej jednostki objętości wody powstaje tysiąc jednostek objętości pary wodnej. Podczas szybkiego odparowywania para wodna powstaje w objętości zbliżonej do objętości wody przed odparowaniem. Potem szybko się rozpręża. Czyli eksploduje. Szczególnie intensywnie w kościach. Trzaskanie palących się szczap to własne takie mikrowybuchy. A w suchym drewnie wody jest o wiele mniej niż w ciele żywego człowieka. Ciała pasażerów zmieniłyby się w prażoną kukurydzę.

Ale w ciałach ofiar zwęglonych i spopielonych nie zaobserwowano śladów eksplozji pary wodnej z powodu szybkiego odparowywania. Czas niezbędny do zwęglenia i spopielenia ciał ofiar nie został zastąpiony wyższą temperaturą.

Jeżeli ciała ofiar nie zostały zwęglone i spopielone na skutek upadku samolotu, to na skutek czego?

Tego z całą pewnością, być może, nie dowiemy się nigdy. Poniższe jest tylko spekulacją. Wyborem wydarzeń, które wydają się być najbardziej prawdopodobnymi. Można wytypować przyczyny:

  • Niedbalstwo
  • Zła koordynacja
  • Zmiana planu

In.

Niedbalstwo

Funkcjonariusze specsłużby Moskowii dostali polecenie upozorowania na ciałach niektórych pasażerów samolotu ślady wypadku lotniczego. Z nieznanego powodu przedłużyli czas działania wysokiej temperatury. Doszło do niezamierzonego zwęglenia i spopielenia. Mogło być też i tak, że zawinili nie bezpośredni wykonawcy, tylko komunikacja.

Najwyższym priorytetem specsłużb Moskowii jest tajność. Dlatego robią wszystko dla zminimalizowania okazji przecieku. Wykonawca dostaje tylko minimum informacji niezbędnych do wykonania zadania.

Wykonawcy mogli dostać rozkazy niepełne, z których nie wynikało jednoznacznie, jakie obrażenia cieplne mają być zadane. Nie mieli odwagi dopytać. Domyślili się błędnie.

Zła koordynacja

Być może początkowo upadek samolotu miał być z pożarem. Do tego pożaru miały być dopasowany obrażenia cieplne na ciałach pasażerów. W trakcie przygotowań zmieniono plan na katastrofę bez pożaru.

Teoretycznie wpadki można było uniknąć. Kiedy pozorowano rzekome miejsce upadku samolotu bez pożaru, pasażerowie jeszcze byli żywi na pokładzie Tu-154M 101 w powietrzu. Wystarczyło tylko przekazać nowe rozkazy. Ale coś nawaliło w komunikacji. I ciała przygotowano jak do upadku z pożarem.

Zmiana planu

Być może początkowo ciała nie miały być wydane. A skoro były dowodem zbrodni, niszczono je w krematorium. Kiedy ciała już były w piecach, zmieniono plan. Według nowej decyzji, ciała miały być wydane. Wyciągnięto je z pieców krematoryjnych w stanie, w jakim były.

Wilk zmienia skórę, lecz nie obyczaje

Z tego, że ciała miały być skremowane, nie wynika, że ofiary do pieców trafiły już nieżywe. Są precedensy.

„[…]wysoki mroczny pokój bez okien. Coś w rodzaju hali fabrycznej czy kotłowni. Na zbliżeniu — piec z żelaznymi drzwiczkami przypominającymi bramę malutkiej twierdzy, oraz prowadnica kierunkowa: dwie szyny znikające w piecu, jak tory kolejowe w tunelu. Obok pieca – ludzie w szarych fartuchach. Palacze. Pojawia się trumna. Ot co!… Krematorium! Pewnie to, które widziałem przed chwilą za oknem. Ludzie w fartuchach unoszą trumnę i ustawiają na szynach. Drzwiczki płynnie rozsunęły się na boki, ktoś popchnął trumnę, która uniosła swego nieznanego lokatora w ryczące płomienie. A oto najazd kamery na twarz żywego człowieka. Twarz zlana potem. Gorąco przy piecu. Twarz filmowana jest ze wszystkich stron i w długich ujęciach. Trwa to wieczność. Wreszcie kamera oddala się, ukazując całą postać. Człowiek nie nosi fartucha. Jest ubrany w drogi czarny garnitur, co prawda straszliwie wymięty. Krawat na szyi skręcony jak sznur. Przywiązano go stalową linką do noszy, które oparto o ścianę, na tylnych uchwytach, tak, aby mógł widzieć wlot pieca.

Wszyscy palacze raptem odwrócili się do przywiązanego. To powszechne zainteresowanie najwyraźniej mu nie w smak. Krzyczy. Straszliwie krzyczy. Nie słychać dźwięku, ale wiem, że od takiego krzyku szyby dzwonią w oknach. Czterej palacze troskliwie opuszczają nosze na podłogę, po czym zgodnie dźwigają w górę. Przywiązany dokonuje nadludzkiego wysiłku, aby im przeszkodzić. Tytanicznie napięta twarz. Żyła na czole nabrzmiała tak, że gotowa pęknąć. Ale próba ugryzienia palacza w rękę nie powiodła się. Zęby przywiązanego wpijają się w jego własną wargę – i czarny strumyk krwi spływa po brodzie. Ostre ma zęby, nie ma co. Skrępowany jest mocno, ale wije się, jak pojmana jaszczurka. Głowa ulegając zwierzęcemu instynktowi wali rytmicznymi uderzeniami w drewniany uchwyt. Przywiązany walczy nie o życie, lecz o lekką śmierć.

Jego rachuby są oczywiste: rozhuśtać nosze i wraz z nimi runąć z szyn na cementową posadzkę. To będzie właśnie lekka śmierć, a przynajmniej utrata świadomości. W nieświadomości nawet do pieca nie strach… Ale palacze znają swój fach. Po prostu przytrzymują nosze za uchwyty, nie pozwalając im się rozhuśtać. A do ich rąk przywiązany nie jest w stanie sięgnąć zębami, choćby nawet kark sobie skręcił.

Powiadają, że w ostatnim mgnieniu życia człowiek może dokonać cudów. Instynktownie wszystkie jego mięśnie, cała jego świadomość i wola, całe pragnienie życia raptem koncentrują się w jednym krótkim szarpnięciu… I człowiek się szarpnął! Szarpnął się całym ciałem. Szarpnął się tak, jak wyrywa się lis z potrzasku, przegryzając i wyrywając własną skrwawioną łapę. Szarpnął się tak, że zadrżały metalowe szyny. Szarpnął się, łamiąc własne kości, rwąc żyły i mięśnie. Szarpnął się…

Ale stalowa linka nie puściła. I oto nosze płynnie ruszyły w stronę pieca. Drzwiczki wiodące do paleniska rozsunęły się na boki, rzucając na podeszwy dawno nieczyszczonych lakierków snop białego światła. Oto stopy zbliżają się do ognia. Człowiek stara się zgiąć nogi, podkurczyć kolana, zwiększyć odstęp między stopami i szalejącymi płomieniami. Jego wysiłki spełzają na niczym. Operator pokazuje palce na zbliżeniu. Drut wpił się w nie głęboko. Ale koniuszki palców nie są skrępowane. I tymi koniuszkami człowiek usiłuje zahamować ruch noszy. Czubki palców są rozczapierzone i napięte.

Gdyby na cokolwiek natrafiły na swej drodze, człowiek niewątpliwie zdołałby się zatrzymać. I raptem nosze nieruchomieją przed samym otworem.

Nowa postać, ubrana jak wszyscy palacze w szary fartuch, daje im znak ręką. Na to skinienie palacze zdejmują nosze z szyn, po czym ponownie stawiają je na tylnych uchwytach przy ścianie. Co się stało? Dlaczego zwlekają? Ach, wszystko jasne. Do sali krematorium na niskim wózku wtacza się jeszcze jedna trumna! Wieko już dokręcone. Cóż za przepych! Jaka elegancja. Trumna ozdobiona frędzelkami i lamówkami. Wszyscy z drogi, jedzie honorowa trumna! Palacze ustawiają ją na prowadnicy – i już ruszyła w ostatnią podróż. Teraz przyjdzie niezmiernie długo czekać, nim spłonie. Trzeba czekać, czekać. Dużo, dużo cierpliwości trzeba…

A oto nareszcie i kolej na przywiązanego. Nosze ponownie na prowadnicy. I znowu słyszę ten bezdźwięczny krzyk, który mógłby zrywać drzwi z zawiasów. Z nadzieją wpatruję się w twarz przywiązanego. Staram się dostrzec oznaki szaleństwa. Szaleńcom łatwo jest na tym świecie. Ale nie dostrzegam takich objawów w przystojnej, męskiej twarzy, nie skażonej piętnem obłędu. Po prostu człowiek nie chce iść do pieca i stara się w jakiś sposób dać temu wyraz. A jakże wyrazić to, jak nie krzykiem? No więc krzyczy. Na szczęście ów wrzask nie został uwieczniony. O, już lakierowane buty znalazły się w ogniu. Poszły, niech to wszyscy diabli.

Ogień huczy. Pewnie tłoczą tlen. Dwaj pierwsi palacze odskakują, dwaj ostatni popychają nosze w głąb. Drzwiczki paleniska zamykają się, ucicha terkot aparatu projekcyjnego.

– On… Kto to?… – Sam nie wiem, po co zadaję to pytanie.

– On? Pułkownik. Były pułkownik. Był w naszej organizacji. Na wysokich szczeblach. Oszukiwał organizację. Za to został z niej usunięty. I odszedł. Taką mamy zasadę.[…]”

Wiktor Suworow, Akwarium, tłumaczył Andrzej Mietkowski

http://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/11584,smolensk-zwegleni-spopieleni

opracowanie: Yurko

Dodatek

Przedstawmy inną analizę tego samego obiektu dokonaną przez zmarłegow niewyjaśnionych okolicznościach Pawła Konrada L blogera 3Zet Sirkpl. Odnosi się ona także do analizy Zespołu dr Laska:

Tupolewy państwowe b/n 101 i 102 przed remontem miały szachownice malowane z cienkimi czerwonymi ramkami. Natomiast po ostatnim remoncie ramki otrzymały kolor szary. Poszycie dolne (obrócone) z lewą szachownicą samolotu Tu 154 M Lux b/n 102 i jego cechy charakterystyczne. Strona z analizą obecnie nie istnieje. Uratowano film z całą prezentacją na youTube:

Przedstawiony fragment skrzydła jest fałszywką bez cech z samolotu 101 i 102. Szachownica z fałszywki nie ma ramek czerwonych ani szarych czyli nie można badania odnosić do samolotów 101 i 102 „przed” i „po” remoncie. Przed remontem ramki malowane były na kolor czerwony a potem, po remontach na szary.

 

0

Yurko

Cud wcielonego ducha, pierwsze slowa z wiersza Cypriana Norwida pt. PISMO, czyli nie szermowac, krzyczéc, Lecz cala sila dzialac

111 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758