77 rocznica wybuchu II wojny światowej musi być wspomniana gdyż jej bolesne skutki odczuwamy do dziś.
Krwawa ironia wojny spowodowała, że największym przegranym tej wojny nie były Niemcy, chociaż skapitulowały bezwarunkowo, ale Polska -kraj, który pierwszy odważył się stawić czoła niemieckiej i bolszewickiej agresji i stał „natchnieniem świata” jak się wyraził Roosevelt zmuszając swoich wiarołomnych sojuszników do włączenia się do wojny z Niemcami.
Niemieckie straty w ludziach wyniosły 7 mln – 10 % ludności, polskie – 6 mln – 20% ludności.
Straty terytorialne: Niemiec -100 tys. km.2 – 20 % powierzchni, straty polskie – 180 tys. km.2 – 50% powierzchni.
Straty materialne: Niemcy – 35%, Polska – 75%.
Straty w zasobach kultury: Niemcy – 30%, Polska 70%.
Tym wszystkim, którzy uważają, że straty terytorialne Polski powinny być umniejszone przez „rekompensatę” w postaci ziem odzyskanych należy wyjaśnić, że jeżeli te ziemie są rzeczywiście „odzyskane” to nie mogą stanowić „rekompensaty” utraconych, a ponadto zabrano nam fizycznie przez naszego „sojusznika” 180 tyś. km.2 terytorium należącego do Polski przed wybuchem wojny i gwarantowanym między innymi przez istniejący wówczas pakt o nieagresji między Polską a ZSSR.
W dodatku do tego wszystkiego na skutek jawnej zdrady ze strony sojuszników Polska została pozbawiona niepodległości i oddana, jako łup Stalinowi.
Niemcy natomiast już po upływie trzech lat po zakończeniu wojny uzyskali możliwość budowania niepodległego państwa na przestrzeni ¾ swego terytorium.
Skutki tej różnicy widzimy aż nadto dobrze po włączeniu nas do UE, w której hegemonem są Niemcy.
Przy takim rezultacie wojny powstaje pytanie czy warto było stawić opór Niemcom, gdyż każde inne rozwiązanie nie groziło aż takimi stratami.
Oczywiście trzeba na wstępie wykluczyć zwycięstwo Niemiec w każdym przypadku wywołania przez nie wojny światowej.
Problem jednak nie leżał w tym czy Polska musiała albo stawić opór zbrojny, albo poddać się Niemcom.
Istotą polskiej polityki w 1939 roku było dążenie do uniknięcia ciosu, przynajmniej pierwszego.
Możliwość prowadzenie gry politycznej Polska utraciła najdalej w 1937 roku, kiedy istniały jeszcze warunki na stworzenie alternatywnego układu polityczno wojskowego.
Pisałem o tym wielokrotnie zwracając uwagę na niedostateczny nacisk na aliantów w chwili złamania przez Niemcy traktatu wersalskiego, a także nie wykorzystanie możliwości zapobieżenia układowi niemiecko sowieckiemu.
Ale niezależnie od błędów w latach poprzednich jeszcze w ostatniej chwili zaistniała możliwość powstrzymania zapędów Hitlera do wojny.
Hitler wykluczał wojnę z Anglią i robił wszystko co możliwe żeby ją z wojny wyłączyć, dał temu wyraz publicznie wobec szerokiego gremium w Bertechsgaden.
Wydając rozkaz o rozpoczęciu wojny z Polską w dniu 26 sierpnia 1939 roku miał w garści z jednej strony pakt Ribbentrop – Mołotow, a z drugiej zapewnienia, że Anglia do wojny z Polską nie przystąpi.
Podpisanie umowy w Londynie 25 sierpnia zmusiło Hitlera do cofnięcia rozkazu o wojnie, co groziło nieobliczalnymi konsekwencjami.
Niestety manewry brytyjskie rozpoczęte natychmiast po podpisaniu umowy z Polską przekonały Ribbentropa, a ten z kolei Hitlera, że Anglia nie przystąpi do wojny i można śmiało Polskę zaatakować.
Nota bene praktycznie tak było bowiem ani Anglia ani szczególnie Francja nie wywiązały się na jotę ze zobowiązań nie tylko w stosunku do Polski, ale przede wszystkim do swoich własnych krajów narażając je na klęskę w wypadku Francji i wielkie ofiary wraz ze stratą imperium przez Anglię.
Dlaczego tak się stało?
Początków należy szukać w traktacie wersalskim, w którym Anglia robiła wszystko żeby osłabić pozycję zwycięskiej Francji i dlatego dążyła do zaoszczędzenia Niemiec.
Najgorszym skutkiem tego działania było zaniechanie jakichkolwiek zabezpieczeń na wypadek złamania przez Niemcy traktatu.
Czasowa okupacja i demilitaryzacja Nadrenii i Saary nie stanowiły dostatecznego zabezpieczenia, mogło być nim jedynie powołanie stałej służby wojskowej sprzymierzeńców sąsiadujących z Niemcami gotowej do automatycznej interwencji w przypadku naruszenia przez Niemcy traktatu.
Koszt utrzymania tych sił powinien iść w ciężar niemieckich reparacji wojennych.
Wówczas sprawa byłaby załatwiona nawet na szczeblu umowy w Rapallo, która już był naruszeniem warunków traktatowych.
Jednakże Anglicy dążąc do wyimaginowanej „równowagi sił” w Europie pozwolili na niemieckie zbrojenia, a bezwolna Francja, niszczona przez „front populaire” zamknęła się w skorupie linii Maginota kupując sobie za dwa miliardy dolarów złudzenie nienaruszalności.
Gdyby w myśl idei de Gaulle’a za połowę tych pieniędzy zafundowała sobie zawodowy korpus wojsk pancerno motorowych, ówczesne „force de frappe” to miałaby skuteczne zabezpieczenie przed niemieckim rewanżyzmem.
Francja wygrała kosztem wielkich ofiar I wojnę światową, ale przegrała traktat pokojowy podyktowany przeciwko Francji przez Anglików wspartych przez niezorientowanego i krótkowzrocznego Wilsona.
Drugą winą Anglików było zachowanie po 25 sierpnia 1939 roku wyraźnie prowokujące Hitlera do wojny. Powodował Chamberlainem jak zwykle, strach, tym razem, że przy zachowaniu pokoju rozpoczną się niemiecko polskie negocjacje w rezultacie, których może dojść do ugody i otworzyć Niemcom drogę do uderzenia na Francję w pierwszej kolejności i to jeszcze w 1939 roku.
Tchórz i łajdak zawsze myślą, że inni są tacy sami, a przecież Polska nigdy nie zgodziłaby się na takie rozwiązanie i Hitler mógł wprawdzie uzyskać jakiś prestiżowy sukces w negocjacjach z Polską, jak chociażby przeprowadzenie plebiscytu w Gdańsku, ale z pewnością nie zdołałby przekonać do złamania traktatu z 25 sierpnia 1939 roku.
Ten traktat poparty stanowczą postawą wszystkich koalicjantów, np. w postaci wizyty wszystkich koalicyjnych ambasadorów u Hitlera lub Ribbentropa natychmiast po zawarciu tego paktu, zmusiłby Hitlera do szukania innego wyjścia z sytuacji.
Okazją były węgierskie roszczenia wobec Rumunii i wyprawa po rumuńską ropę.
Stwarzało to możliwości zyskania czasu na dozbrojenie i zmianę stosunku sił.
Nasi zachodni „sojusznicy” liczyli na to, że ofiara Polski pozwoli im przygotować się do odparcia niemieckiego uderzenia na Francję. Rzeczywiście zyskali przeszło osiem miesięcy, ale tego czasu nie wykorzystali i przegrali z kretesem we Francji oddając przy okazji całą zachodnią Europę w ręce Hitlera.
Niemcy po wejściu do Warszawy wywieszali na gruzach miasta plakaty z napisami „Anglio twoje dzieło”.
W pewnym sensie mieli rację, gdyby nie tchórzliwa i pokrętna gra Anglików to wojny 1 września mogłoby nie być, najlepszy dowód to 26 sierpień i opisywana przez tłumacza Hitlera – Schmidta, reakcja 3 września nie tylko Hitlera, ale też i Goeringa na wieść o wypowiedzeniu wojny przez Anglię i Francję.
Wygląda na to, że Hitler wpadł w pułapkę zastawioną przez Anglików, ale przecież pułapkę nie tylko na Hitlera, ale na całą Europę zastawił tuż po zakończeniu I wojny światowej Lenin, a Stalin po przegranej Lenina wojnie z Polską w 1920 roku kontynuował ją dalej.
Plan był prymitywny i czytelny od samego początku, ale wszyscy po obu stronach frontu dali się na te sidła nabrać.
Lenin liczył na wspomożenie jego marszu na zachód w rewolucyjnych nastrojach szczególnie w Niemczech, ale też i we Francji i w innych krajach.
Stalin zmienił taktykę, ze względu na upadek rewolucji na zachodzie Europy skierował swoje wysiłki na stworzenie siły rewanżu i dlatego utorował drogę do władzy Hitlerowi zakazując zwycięskim partiom socjalistycznej i komunistycznej zawiązywać sojuszu i dopuszczając do władzy mniejszościową partię Hitlera.
Nie pozwolił na wygranie z nim konfrontacji w Hiszpanii ograniczając swój udział do ograbienia rządu hiszpańskiego z posiadanych zasobów i mordując swoich przeciwników politycznych.
Poparł Hitlera paktem z 23 sierpnia w Moskwie, a potem zaopatrywał w co tylko mógł, a przede wszystkim w ropę naftową.
Scenariusz sprawdził mu się niemal w 100 % za wyjątkiem tego, że Francja zamiast utopić obydwie strony w morzu krwi i zniszczeń i w ten sposób utorować mu drogę marszu na zachód, skapitulowała błyskawicznie pozostawiając prawie nienaruszone wojska niemieckie, gotowe do następnej kampanii, którą mógł być Związek Sowiecki.
W ten sposób perfidny plan Stalina obrócił się przeciwko niemu samemu.
Nie trudno było to przewidzieć dla człowieka, który robił wszystko, co możliwe żeby osłabić Francję i wzmocnić Hitlera.
Najwierniejszy jego sojusznik, który słał cysterny z paliwem i wagony ze zbożem jeszcze w chwili, gdy Niemcy go atakowali.
Stacja graniczna między Sowietami i Niemcami w Grajewie została zdobyta przez Wehrmacht ulokowany w pustych wagonach po pszenicy dostarczanej Niemcom.
Wojna rozpoczęta 1 września 1939 roku została na zasadzie totalnej omyłki w kalkulacjach.
Beck liczył na siłę sojuszu z Francją i Anglią wierząc im na słowo i nawet nie usiłował poddać wiarołomnych sojuszników jakiejkolwiek próbie.
Chamberlain liczył na opór Polski, który umożliwi państwom zachodnim przygotować się do wojny z Niemcami.
Daladier liczył na przeczekanie za linią Maginot, aż Sowiety po uzyskaniu wspólnej granicy z Niemcami włączą się do wojny i uratują Francję .
Hitler liczył, że wojna z Polską będzie tak szybka / dwa tygodnie, pierwszy blitz krieg/, że alianci zachodni nie zareagują i będzie mógł przystąpić do nowego rozdania otrzymując wolną rękę do rozgrywki z Francją, a następnie z całą wschodnią Europą.
Stalin liczył, że Hitler wzmocniony jego pomocą i zabezpieczeniem wschodniej flanki uderzy na Francję mimo większej liczby francuskich dywizji /liczenie dywizji było jego ulubionym zajęciem i nawet papieżowi je liczył/.
W ten sposób powstanie na zachodzie powtórka z I wojny światowej, co umożliwi mu w decydującym momencie, może za dwa lub trzy lata, pomaszerować na zachód i „wyzwolić” tyle Europy ile się da z Niemcami i Francją na czele.
Jak się okazało w praktyce wszyscy uczestnicy tej najkrwawszej w dziejach rozgrywki zawiedli się na swoich rachubach.
Różnica polega na tym, że rachuby Becka polegały na dobrej wierze, natomiast wszystkie pozostałe na niecnych zamiarach ze strony mocarstw zachodnich, a zbrodniczych ze strony sojuszników niemiecko sowieckich.
W rezultacie jedynym wygranym okazał się Stalin, który otrzymał nie tylko pół Europy, ale jeszcze nabytki po Japończykach, możliwość grabieży i odszkodowania niemieckie, z których zrezygnowały mocarstwa zachodnie.
Ale nawet nie to było największym osiągnięciem Stalina, ubolewał zresztą, że nie udało mu się wzorem Aleksandra I sięgnąć do Paryża.
Udało mu się za to stworzyć stan zagrożenia dla całego świata i przekazać, jako spadek swoim następcom, a nawet w pewnym sensie i Putinowi.
Jaka dla nas Polaków wynika z tego lekcja historii?
Po pierwsze można i należy zawierać sojusze, ale zawsze z możliwością alternatywy i pełną świadomością, że sojusznik będzie lojalny tylko wtedy, gdy będzie to mu się opłacało według stosowanych przez niego, a nie przez nas kryterium.
Po drugie: należy zrobić wszystko, co możliwe ażeby mieć pełną informację o rzeczywistym stanie rzeczy i perspektyw, a nie tylko zadowalać się „powierzchnią zjawisk”.
Niestety tego nie zrobiono ze strony polskiej w 1939 roku.
Współcześnie Polska bezalternatywnie znalazła się w dwóch sojuszach, z których każdy jest mało wiarygodny, stąd potrzeba pilnego tworzenia układu alternatywnego wykorzystując szczególnie sprzyjającą sytuację kryzysu w UE.
Musi być to układ, którego siła odpowiada rozmiarom zagrożenia, a więc nie tylko „grupa wyszehradzka” czy jakikolwiek układ regionalny.
Należy szukać sojuszników wśród wszystkich krajów, które podobnie jak Polska czują się niezbyt komfortowo w istniejących układach i w których istnieją warunki na tworzenie wspólnej postawy ideowej dla obrony naszej chrześcijańskiej cywilizacji atakowanej bezlitośnie z zewnątrz i przez wewnętrzną dywersję.
Jeden komentarz