Zbliża się 73. rocznica Powstania Warszawskiego, więc przy tej okazji warto sobie zadać pytanie, o kondycje państwa polskiego. Czy w ogóle można je tak nazwać?
Ostatnimi czasy, pozornie spór polityczny w Polsce się zaostrza, szczególnie ciętymi tekstami licznej rzeszy „gryzipiórków”. Jednak, trzeźwo myślący człowiek zapyta, jakie oni mają właściwie prawo wypowiadać się o sprawach suwerennej Polski? Ano mają, bo wygląda na to, że reperkusje teherańskich, jałtańskich i innych wojennych układów, Polska odczuwa po dziś dzień, a jej „niepodległość”, wielu zdaje się warta funta kłaków. To po części prawda, ale nie do końca. Formalnie, w wyniku wojny udało nam się zachować państwowość, wprawdzie „fasadową bo fasadową”, ale mimo wszystko dającą odpowiednim sterowniczym, spore możliwości. Wypada, jednak zauważyć ewidentne tchórzostwo wojennych aliantów (mimo ogromnego wkładu Polski), przed zwycięską Armią Czerwoną, którą wcześniej uratowali od zagłady. Należy również wskazać, chłodne kunktatorstwo, które pozwoliło Stalinowi narzucić polityczny punkt widzenia, „białych”. To sprawiło, że uznano Związek Sowiecki za spadkobiercę starej Rosji i jej roszczeń terytorialnych, które zostały pokrzywdzone jeszcze po I wojnie, w wersalskich traktatach. W ten oto sposób, Polska wróciła do koncepcji małej Polski, marszałka Piłsudskiego. Z tą różnicą, że suwerenna władza, została zastąpiona przez narzuconą przez Rosję „jarłykę”, czyli bezpośrednie poddaństwo posłusznych władców i elit. Taki mongolski przywilej.
Lata jednak mijały, a koncepcja socjalizmu, komunizmu czy generalnie systemu sowieckiego, okazała się nie tylko terrorem ze strony wyszkolonych opryszków i okupującej armii, ale także kompletną organizacyjno-finansową klapą. Stalinowi, nie udało rozszerzyć się rewolucji na świat, drogą siłową, a ta na skutek swojej niedorzeczności w takim przypadku, musiała upaść. Tak się stało i w Polsce. Z tym, że ta skazana na śmierć „komuna”, dysponująca wciąż wielkimi zasobami kadrowymi, nie mogła przecież zgodzić się na odejście z pustymi rękoma albo dopuścić do własnego pogromu. Stąd kontrolowana, „transformacja”, która wykorzystała utrzymywanie społeczeństwa w wielkiej propagandzie i nieświadomości… Skutki tego manewru, odczuwamy do dzisiaj, bo okazało się, że ta „hołota”, zwana „elitką”, nie mając większego pojęcia o interesach lub najzwyczajniej w świecie jako z natury zdeprawowana, zaprzedana obcym agenturom, rozparcelowała w mgnieniu oka, kapitał wypracowany przez naród, z wielkim mozołem po wojnie. Nie tak dawno, po zwycięskich wyborach, prezydenckich i parlamentarnych, zrodziła się realna szansa, aby przywrócić do życia zdrowy mechanizm państwowy i suwerenną polską władzę. To właśnie, z różnym, ale przeważnie udanym skutkiem, starają się realizować obecne rządy. Taki jest również powód, szturmowych ataków ze strony oderwanych od koryta postkomunistycznych środowisk. Przy czym, nie chodzi nawet o to, jaki mają rodowód. Przez te wszystkie lata, udowodnili dobitnie, że w najlepszym wypadku, nie mają zielonego pojęcia o zarządzaniu chociażby budżetem domowym, a co dopiero czymś więcej. Jednak, nie miejmy złudzeń, iż to była wina ich niekompetencji czy niefrasobliwości. Dlatego, dziwi mnie bardzo, że do tej pory nie doczekaliśmy się żadnej „społecznej” reakcji, na „szopki” sterowanej zza granicy „totalnej opozycji”. Z historycznego i czysto ludzkiego powodu, zasługują na „pogrom”. Nie może być tak, że podczas 73. rocznicy Powstania Warszawskiego, w wolnej Polsce, ulice okupuje banda warchołów.