Media Watch i recenzje
Like

1 Maja to komusza farsa, kabaret naszej niezgody, czy święto godności pracy? (1)

04/05/2016
1745 Wyświetlenia
0 Komentarze
18 minut czytania
1 Maja to komusza farsa, kabaret  naszej niezgody, czy święto godności pracy? (1)

W tradycji zachodnioeuropejskiej, a zwłaszcza anglosaskiej, celtyckiej i frankońskiej, pierwszy dzień maja świętowany był wśród ludu jako „Dzień Króla Majowego”, czyli ongiś krwawej ofiary ludzkiej w celu pobudzenia witalnych sił natury i perspektywy obfitych plonów. W dniu owym odstępowano wszelkich zajęć praktycznych i codziennej krzątaniny, a urządzano huczne zabawy przy płonących ogniskach, których kulminacją było palenie kukły „Majowego Króla”, prastarego, pogańskiego symbolu uosabiającego złe moce zimy, zmuszanej przy pomocy zabiegów magicznych do oddania pola do popisu wiosennej mocy roślinnej wegetacji.

0


100_3078Bowiem w wizji pogańskiej czas nie miał charakteru linearnego, a nieśmiertelność i wieczna odnowa Natury wynikały z właściwości cyklicznego czasu sakralnego, kosmicznej pulsacji w ziemskim wymiarze. Zatem, aby narodziło się nowe, witalne, umrzeć musiało stare, pozbawione siły życia…

Od wieków maj był w Polsce, ale i w innych krajach Europy, miesiącem zabaw na świeżym powietrzu. Urządzano festyny i pikniki, tańczono w parkach, pływano łódkami, jeżdżono bryczkami i karetami. Ulubionym miejscem majowych wycieczek mieszkańców Warszawy była Saska Kępa i oczywiście Bielany. W maju warszawiacy na Bielany udawali się karetami i powozami, z czasem konnymi omnibusami, a potem tramwajami. Przez całe lata zjeżdżali się tam bogaci i biedni. Tym, co ich łączyło, była majowa zabawa, demokratyczny sposób na radość z odnowy Natury, eksplozji wiosennej zieleni i kwietnej tęczy barw. Najwspanialszą zabawą majową, jaka została zorganizowana na Bielanach, był festyn, urządzony z rozmachem przez króla Stanisława Augusta 19. maja 1766 roku. Było to pierwsze wielkie przyjęcie od chwili koronacji Poniatowskiego, zaś festyn bielański rozpoczynał symbolicznie panowanie nowego króla. Król Staś, wielki esteta i dusza frywolna,  wystawił widowisko na miarę wersalskich fantazji Ludwika XIV, Króla-Słońce. Przygotowania do festynu trwały długo, a dedykowane były  10 tysiącom mieszkańców Warszawy. Zaproszeni tłumnie goście uczestniczyli w masowej zabawie na Bielanach, jakiej  już nigdy potem nie wydano. Królewska feta była kanonem  ówczesnych upodobań do niezwykłości, teatralnych scenerii i rokokowego wyrafinowania scenografii i dramaturgii. Opis festynu przedstawił w swej książce „Zabawy na Bielanach” W. Karwacki. Dzięki jego opisowi wydarzenia dowiadujemy się, że w lasku bielańskim, w którym niegdyś była pustelnia, ustawiono obeliski, bramy, piramidy, a wszystko przystrojone zostało wiosennymi kwiatami. Wybudowano także tzw. główny plac, na którym postawiono makietę   twierdzy, a w niej – sale balowe, obok zaś  bogato zdobione namioty, w których urządzono bufety. Tam miał bawić się król Staś ze swym dworem i fraucymerem. Po drugiej stronie placu wybudowano rynek i ratusz dla warszawskiego mieszczaństwa. Zabawa rozpoczęła się wieczorem. Na Wiśle pojawiły się pierwsze, udekorowane girlandami kwiatów łodzie i gondole, którymi płynęli na Bielany „dobrze urodzeni” uczestnicy zabawy. Oprócz króla, jego świty i dworu, bogatych mieszczan i rajców miejskich płynął też przebieraniec, mityczny Bachus, bóg wina, patron pijackich orgii i swawoli. Jak pamiętamy, w Starożytności Wielkie Dionizje, a więc święto na cześć Dionizosa i Bachusa, jego pijackiej karykatury, obchodzono właśnie wiosną. Zachwyt wzbudzały również półnagie boginki, wchodzące w skład orszaku boga wina. Kiedy gondole dobiły brzegu, a Króla Stasia powitała alegoria Wisły, goście udali się na plac, który okalały stoły zastawione pieczonymi wołami i beczkami piwa. Na środku stała pomysłowa fontanna z ogromną beczką, skąd na wszystkie strony tryskało wino. Na placu odbywały się też zawody sportowe, loterie, a dla sprawnych młodzieńców wspinanie się na nasmarowany mydłem maszt, na szczycie którego czekała na zwycięzcę butelka dobrego wina i pełna sakiewka. Sale balowe szybko się zapełniły, a przy bufetach z chłodzonymi napojami trunkami ustawiły się kolejki. Rozpoczęła się jedna z najświetniejszych zabaw, wydanych przez króla Stasia podczas jego panowania, jakie nie przeszło do historii jako „godne i sprawiedliwe”. Rokokowe towarzystwo wykorzystywało ten piękny majowy wieczór z całą zachłannością na wyrafinowaną rozrywkę i radością życia, cechującą to lekkomyślne, beztroskie i rozbawione pokolenie, co w tanecznych pląsach zaprowadziło Polskę w kajdany zaborcze, tak… A po latach każda osoba, która chciała liczyć się w Warszawie, stawiała sobie za punkt honoru pokazanie się w maju na Bielanach. Podziwiano więc i zadawano szyku ujeżdżaniem pięknych wierzchowców z najlepszych stajni, obnoszeniem ostatniego modelu paryskiego kapelusza lub nowego herbu na drzwiach karety. Nie od dziś w końcu wiadomo, że wszelkie fety, zabawy i święta są również giełdą próżności i źródłem snobizmu, także te ludowe, z korzeni pogańskie, świętujące odrodzenie Natury i rozkwit płodności Matki Ziemi…

Ta odwieczna, pogańska idea, ta ludowa tradycja Europy, ta radosna i publiczna manifestacja wiosennej radości życia, zmartwychwstania Natury, przeniesiona została wraz z falą europejskiej emigracji za ocean, do wielkoprzemysłowego Chicago. Tu właśnie w 1886 roku na fali dawnej tradycji świątecznej, publicznego dawania upustu emocjom i zbiorowym afirmacjom witalności i wiary w odnowę jakości życia, a w tym konkretnym przypadku – walki o godność robotnika, żądaniami ośmiogodzinnego dnia pracy, wylegli tłumnie na ulicę miasta robotnicy fabryczni, zwłaszcza zakładów produkcji wagonów Pulmana. Demonstrowali pokojowo, ale domagali się zbyt wiele w optyce bezdusznych właścicieli fabryk, pazernej, nikczemnej klasy pasożytniczej. W rezultacie starć demonstrantów z policją padło ośmiu zabitych. Nastrój święta zmienił się w posępną atmosferę robotniczej tragedii. Dla upamiętnienia ofiary krwi proletariackiej podczas I Kongresu II Międzynarodówki w Paryżu 1889 roku uchwalono trwałe upamiętnienie wydarzeń tego dnia corocznymi obchodami „Międzynarodowego Dnia Solidarności Proletariatu”.

Na ziemiach polskich obchody pierwszomajowe zapoczątkowały strajk powszechny w Warszawie w 1890 roku. W czasach międzywojennych pierwszomajowe pochody organizowali oddzielnie socjaliści spod znaku PPS-u i komuniści, którym przewodziła sowiecka struktura agenturalna, zwana KPP. Działalność KPP miała charakter dywersyjny, wymierzony w polską rację stanu i stabilność struktur młodego państwa polskiego. W dniu 1. maja 1928 roku bojówki komunistyczne zaatakowały pochód polskich socjalistów, w wyniku czego padły cztery ofiary śmiertelne i było wielu rannych. Podobnie poczynali sobie komuniści w innych krajach Europy. Na ulicach Berlina 1. maja 1929 roku w walkach bojówek komunistycznych z policją padło ośmiu zabitych, a 140 osób odniosło rany. Powyższe fakty świadczą dobitnie, iż w komunistycznej koncepcji „walki klas”, propagowanej z Moskwy przez Dzierżyńskiego i Marchlewskiego, Pierwszy Maja nie był więc świętem, tylko pretekstem do krwawej konfrontacji z odmiennie myślącymi obywatelami i siłami porządkowymi niezależnego państwa. Wojenna pożoga odmieniła całkowicie polityczne oblicze Europy i wypaczyła na długie lata jego charakter.

Kontynuatorką idei przemocy i krwawej rozprawy z przeciwnikami ideologicznymi była PZPR, komunistyczna partia, sprawująca od 1949 roku totalitarną władzę w poddanym sowieckiej kontroli tworze państwowym, zwanym PRL. Kolejni władcy PRL-u, czyli Pierwsi Sekretarze PZPR, traktowali dzień 1. maja jako spektakularny dowód oddania zniewolonych „mas ludowych” wobec ideologicznie słusznej „przewodniej siły narodu”. Święto Pracy, bo tak cynicznie i fałszywie określano w oficjalnej propagandzie ową farsę ludzkiego strachu, wiernopoddaństwa i „dobrej miny do złej gry”, było diametralnym zaprzeczeniem pierwotnej idei tego dnia. Ów masowy, wymuszony spęd pierwszomajowy był żałosną karykaturą i cyniczną kompromitacją robotniczego święta. Bo to przecież nie robotnicy, lecz ich oprawcy – dozorcy i biurokratyczni wyzyskiwacze, świętowali triumf sprawności machiny socjotechnicznej nad zdrowym rozsądkiem i godnością ludzi pracy wszelkich kategorii, a więc prostych robotników, naukowców i ludzi sztuki. Był zatem 1. maja wielkim teatrem, spektaklem kiczowatej groteski, wyrażającym „dobre samopoczucie” komunistycznej władzy, a jeśli pretendował do rangi święta, to było to jedynie ponure święto triumfu preparowanej nierzeczywistości nad gorzką i jałową rzeczywistością totalitarnego zniewolenia ludzkiej społeczności.

100_2399

Uczestnictwo w pochodach pierwszomajowych było obowiązkowe i surowo egzekwowane przy pomocy sprawdzanych list obecności. A zatem odmowa udziału w radosnej paradzie wiernopoddaństwa była równoznaczna z deklaracją „elementu antysocjalistycznego”. Z tego tytułu osoba nie podporządkowana doświadczyć mogła różnych kategorii represji, łącznie ze zwolnieniem z pracy. Nauczyciele mogli dowiedzieć się na przykład od swego kuratora, że „awanse muszą sobie wytupać w pochodzie 1-majowym”. Studenci przymuszani byli do udziału w pochodzie wizją cofnięcia miejsca w akademiku, stypendium lub nagrody rektorskiej. Władze uczelni uciekały się także do bardziej dyscyplinujących form wymuszania frekwencji 1-majowej, a mianowicie powierzając kompetencje w tej kwestii studium wojskowemu, które wyznaczało rozkazem udział w pochodzie wybranym nieszczęśnikom. Także dyrektorzy przedsiębiorstw stosowali swoiste narzędzia szantażu wobec swych pracowników wymuszając 1-majową frekwencję swego zakładu takim to hasłem: „Klucze do mieszkań leżą na pochodzie”. W prosty więc sposób wymuszano masowe uczestnictwo w owych zbiorowych farsach.

Jednakże cynizm owego spektaklu nie ograniczał się tylko do przymusu uczestnictwa. Ludzie – wbrew własnej woli, rozumowi i godności – musieli w sposób teatralny manifestować swe bezgraniczne oddanie, entuzjazm i miłość wobec swych oprawców i animatorów powszechnej nędzy życia, którzy sami aranżowali repertuar owej świątecznej dramy, niczym rzymscy cezarowie teatry zmagań gladiatorskich. Podczas pochodu pierwszomajowego w 1953 roku w Warszawie, jego uczestnicy nieśli kukły „bikiniarzy”, czyli kolorowo ubranych amatorów mody, rodem ze „zgniłego Zachodu”, a także przeciągnięto na platformie kukłę „Andersa na białym koniu”, szczególnie znienawidzony przez komunistów symbol „prawicowej reakcji”. W pochodach wszystkich epok  PRL zmuszano ich uczestników do manifestowania teatralnej radości i entuzjazmu pod transparentami, które obwieszczały z namaszczoną powagą o tym iż: „Cały naród buduje Nową Hutę”, „Naród z partią, partia z narodem”, „Niech żyje Plan Pięcioletni!”, „Człowiek celem socjalizmu”, „Niech żyje pokój i socjalizm”, „Więź z klasą robotniczą – źródłem siły partii”, „Niech się święci Pierwszy Maja!” etc. Patos idei łopotał nad radosnym oddaniem sprawie socjalizmu bezwolnych tłumów, a w ich rękach czerwone szturmówki – nieodłączny atrybut zaangażowanego udziału w pochodzie. Lecz najbardziej spektakularnym i psychologicznie istotnym zjawiskiem był fakt, iż komunistyczni przywódcy, ci z partyjnej „wierchuszki” i ci z prowincjonalnych miejscowości, czytelnie rozdawali role w pochodach, a tym sposobem czytelny porządek socrealistycznej rzeczywistości. Stąd ci, którzy urządzali sobie państwo na obraz i podobieństwo paranoicznego folwarku i byli właścicielami niewolników, zwanych eufemistycznie obywatelami, stawali wysoko na udekorowanych czerwienią trybunach i w namaszczonej, błazeńskiej powadze, rozświetlanej od czasu do czasu uśmiechem i błogosławiącym gestem ręki, dawali do zrozumienia maszerującym poniżej „masom ludowym”, kto tu rządzi i kto aranżuje społeczny teatr wedle swego scenariusza. Tak zwani „przedstawiciele klasy robotniczej” byli de facto przedstawicielami kasty feudalnych satrapów, ożywionych do zaludnienia ról, wiodących w 45-letnim sezonie teatralnej farsy zwanej PRL, przez „uczonych w pismach Marksa i Lenina” kremlowskich demiurgów. Bo to właśnie w „na początku czasów” Towarzysz Soso, stanąwszy na trybunie wzniesionej na mauzoleum Lenina, na zasadzie reguły „Jako na niebie, tak i na ziemi”, sprawił, że jego wasale corocznie wcielali w życie ów ideologicznie słuszny wzorzec. Bo wielkość „idei socjalizmu” musiała się spektakularnie objawiać w wielkości jej wiodącego święta. Komunistyczny „karnawał” był zatem największą procesją w mieście.

Dlatego też w pochodach uczestniczyły przeróżne „rydwany” i ruchome platformy, przydające teatralnego patosu wydarzeniu, na których to sportowcy ustawiali oddane sprawie socjalistycznej ojczyzny piramidy krzepkich mięśni, robotnicy różnych specjalności w swych zawodowych rynsztunkach prezentowali heroicznie arkana procesów produkcyjnych, a zawsze radosna i „wierna partii młodzież” kipiała spod białych koszul i czerwonych krawatów wiosenną radością i bezgranicznym oddaniem. Zaś na wszystkich, którzy ze strachu lub dla „świętego spokoju” zdecydowali się zapomnieć o codziennych zgryzotach i powszechnej beznadziei, aby wystąpić w korowodzie błaznów, legalizujących swym oddaniem bezkarność państwowej despocji, czekała sowita nagroda. Na specjalnych straganach lub platformach samochodów-ruchomych sklepów piętrzyły się pęta kiełbas, serdelków, pomarańczy, cytryn i czekolady, po które to niecodzienne frykasy ustawiały się długie kolejki uczestników pochodów. Po odbyciu swej wiernopoddańczej powinności z czystym sumieniem zgłaszali się oni po łasy ochłap nagrody. Przez dziesięciolecia ów „chochołowy taniec”, ten żałosny ceremoniał przyzwolenia na zbiorowy fałsz i bezwolność wobec totalitarnej aranżacji życia społecznego, traktowany był jako strategia przetrwania i wyraz „mądrości życiowej” zaszczutych obywateli. Teraz już nie chcemy o tym pamiętać lub wygodnie rozgrzeszyliśmy się z dolegliwości „moralnego kaca”, ale przecież nie tylko „zła władza”, lecz także bierni, głupi obywatele byli budowniczymi absurdalnych form życia w „naszej ojczyźnie Polsce Ludowej”. (Dok. nast.)

AntoniK

Fot.: Lech L. Przychodzki

Za: http://www.siemysli.info.ke/

0

Dorota J

Dziennkarz w 3obieg.pl/

209 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758