Na początku II Wojny Światowej jeden z berlińskich dzienników uznał 20-letniego szeregowca Wernera Goldberga za ideał niemieckiego żołnierza. Zdjęcie młodego wojaka szybko wyszło poza gazetowe szpalty i znalazło się na plakatach zachęcających do wstąpienia w szeregi Wehrmachtu. W połowie 1940 r. Werner Goldberg został jednak niespodziewanie wydalony z niemieckiej armii. Wypromowany przez propagandę „idealny żołnierz” okazał się mieć bowiem… żydowskie korzenie. Według niemieckich nazistowskich ustaw rasowych Werner Goldberg należał do grona tzw. mischlingów, czyli „mieszańców” posiadających żydowskie pochodzenie. Obowiązujące w III Rzeszy Niemieckiej prawo dzieliło takie osoby na dwie kategorie: Żydów półkrwi (obywateli posiadających dwóch żydowskich dziadków) oraz Żydów ćwierćkrwi (jeśli w drzewie genealogicznym znajdował się jeden żydowski dziadek). W praktyce wystarczyło mieć jednego żydowskiego rodzica, aby zostać uznanym za […]
Na początku II Wojny Światowej jeden z berlińskich dzienników uznał 20-letniego szeregowca Wernera Goldberga za ideał niemieckiego żołnierza. Zdjęcie młodego wojaka szybko wyszło poza gazetowe szpalty i znalazło się na plakatach zachęcających do wstąpienia w szeregi Wehrmachtu. W połowie 1940 r. Werner Goldberg został jednak niespodziewanie wydalony z niemieckiej armii. Wypromowany przez propagandę „idealny żołnierz” okazał się mieć bowiem… żydowskie korzenie. Według niemieckich nazistowskich ustaw rasowych Werner Goldberg należał do grona tzw. mischlingów, czyli „mieszańców” posiadających żydowskie pochodzenie. Obowiązujące w III Rzeszy Niemieckiej prawo dzieliło takie osoby na dwie kategorie: Żydów półkrwi (obywateli posiadających dwóch żydowskich dziadków) oraz Żydów ćwierćkrwi (jeśli w drzewie genealogicznym znajdował się jeden żydowski dziadek). W praktyce wystarczyło mieć jednego żydowskiego rodzica, aby zostać uznanym za „mieszańca”. Paradoksalnie, przed dojściem Adolfa Hitlera do władzy, Werner Goldberg nie miał pojęcia o swoich korzeniach. Przez lata był wychowywany jako luteranin. O tym, że jego ojciec jest Żydem, dowiedział się dopiero, gdy dyrektor szkoły, do której uczęszczał, postanowił pewnego dnia oddzielić żydowskich uczniów od aryjczyków.– Kiedy wróciłem do domu, zapytałem ojca, co to znaczy, że ktoś jest lub nie jest aryjczykiem. Odparł: „To prawda, nasza rodzina jest rodziną żydowską. Ale ty przecież nie jesteś Żydem. Jestem chrześcijaninem od 1902 r.” – opowiadał po latach w filmie dokumentalnym o Żydach werbowanych do niemieckiej armii. – Po prostu nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Mówiliśmy o historii Żydów, o Starym Testamencie, ale nigdy o sprawach rasowych, bo wszyscy czuliśmy się Niemcami – wspominał Werner Goldberg. W przeciwieństwie do Żydów pełnej krwi, czyli takich, których oboje rodzice byli Żydami, „mischlingowie” mieli obowiązek odbycia służby wojskowej. W ten sposób w Wehrmachcie znalazło się ok. 150 tys. żołnierzy żydowskiego pochodzenia.
OD SZEREGOWCA DO FELDMARSZAŁKA
Dowiedzieliśmy się o nich dzięki badaniom amerykańskiego historyka Bryana Marka Rigga, który poświęcił temu tematowi kilka książek („Losy żydowskich żołnierzy Hitlera”, „Żydowscy żołnierze Hitlera” oraz „Rabin ocalony przez żołnierzy Hitlera”).
Swoje prace oparł na solidnym materiale źródłowym i relacjach świadków, poddając analizie przypadki ok. 2 tys. żołnierzy. Co może zaskakiwać, z badań Rigga wynika, że nie wszyscy żołnierze o żydowskich korzeniach służyli w Wehrmachcie z przymusu, a niektórzy z nich doszli do bardzo wysokich stopni. Według amerykańskiego historyka znalazło się wśród nich co najmniej 21 generałów, siedmiu admirałów, jeden feldmarszałek oraz… jeden pułkownik Waffen-SS.
Równie zaskakujący wydaje się fakt, że oprócz „mischlingów” w niemieckiej armii służyło – wbrew zakazowi – od 5 do 10 tys. Żydów pełnej krwi. Byli to zazwyczaj doświadczeni żołnierze oraz osoby zasłużone dla Niemiec. Z uwagi na te zalety, ich pochodzenie było często zatajane przez dowódców.
Z danych Rigga wynika, że w Wehrmachcie najwięcej było – wg niemieckiej nazistowskiej terminologii – „ćwierć-Żydów” (90 tys.), a „pół-Żydzi” stanowili 40 proc. wszystkich żydowskich żołnierzy (było ich ok. 60 tys.). Historyk podkreśla przy tym, że w różnych formacjach III Rzeszy Niemieckiej walczyło ok. 17 mln ludzi. A to oznacza, że Żydzi stanowili w nich mniej niż jeden procent.
Dla części z nich służba w Wehrmachcie wiązała się z udziałem w bitwach II Wojny Światowej. Tak było w przypadku wspomnianego już Wernera Goldberga, który uczestniczył w inwazjach na Polskę i Francję. Z armii wydalono go dopiero w połowie 1940 r., gdy rozkazem Hitlera pozbywano się z wojska Żydów półkrwi oraz żołnierzy ożenionych z Żydówkami. Do służby wojskowej nadal mogli być za to powoływani „mischlingowie ćwierćkrwi”.
„MISCHLINGOWIE” A HOLOKAUST
Istotną kwestią, którą badał Rigg, było podejście narodowych socjalistów do rodzin żydowskich żołnierzy oraz wiedza i stosunek samych „mischlingów” do Holokaustu i prześladowania Żydów. Żydowscy wojskowi wierzyli, że otrzymując zwolnienie od rygorów ustaw rasowych będą mogli ochronić przed deportacją swoich rodziców oraz krewnych.
Działo się jednak inaczej. Jednym z takich przykładów jest historia zasłużonego
gen. Wernera Maltzahna, który stracił w Zagładzie matkę, przyrodnią siostrę i dwie siostrzenice. Rigg pisze, że według dostępnych dokumentów nie zrobił on nic, aby temu zapobiec. Kochanka gen. Wernera Maltzahna twierdziła jednak, że o losie swoich najbliższych wojskowy dowiedział się dopiero po wojnie.
Nie ulega wątpliwości, że już po nocy kryształowej (8-10 listopada 1938 r.) wielu „mischlingów” zostało pozbawionych złudzeń co do przyszłości Żydów w III Rzeszy Niemieckiej. Rigg zwraca tutaj jednak uwagę, że podobnie jak większość Niemców osoby te wiedziały o deportacjach, ale nie były często świadome, iż są one równoznaczne z zabijaniem na masową skalę.
Dobitnym odzwierciedleniem tej niewiedzy był przypadek Wolfganga Lennerta, żołnierza biorącego udział w walkach na froncie wschodnim. 13 czerwca 1942 r. deportowano do KL Majdanek jego żydowską partnerkę Marię. Dwa tygodnie później Wolfgang Lennert pisał do swojej matki, że przygnębia go „świadomość nieznanego losu Marii”. W kolejnym liście wciąż zastanawiał się nad położeniem swojej partnerki oraz wyraził nadzieję, że „Bóg doda jej sił”. Maria została zamordowana jeszcze w tym samym miesiącu, w którym trafiła do obozu. Wolfgang Lennert nigdy nie poznał prawdy o tym, co ją spotkało – w 1943 r. poległ na polu bitwy.
Opisując podobne przykłady Rigg zwraca uwagę na jeszcze inną kwestię: żołnierze tacy jak Wolfgang Lennert czy gen. Werner Maltzahn mogli nie dopuszczać do siebie myśli, że ich bliskich dotknęły jakieś okrucieństwa.
Walka w szeregach armii niemieckiej chroniła za to naturalnie ich samych. „Służba w Wehrmachcie była moim zbawieniem. Mój brat, moja siostra, rodzina – wszyscy zginęli podczas Holokaustu. Cała rodzina” – wspominał żydowski porucznik Paul Ludwig Hirschfeld.
Tak Niemcy planowali zorganizować Holokaust. Zamierzali zgładzić 11 mln ludzi,
20 stycznia 1942 r. w eleganckiej willi w Wannsee na przedmieściach Berlina zebrali się wysocy przedstawiciele III Rzeszy Niemieckiej Przy cygarach i…zapadła decyzja Holokaustu.
„MISCHLING” NAZISTĄ?
Byli też jednak tacy, którzy twierdzili, że podczas wojny słyszeli całkiem sporo o Holokauście. Klaus Florey wspominał, że informacje na ten temat były mu znane już w 1942 r., ponieważ wielu jego krewnych i przyjaciół zaginęło nagle bez śladu. Według jego relacji dwa lata później powszechne stały się pogłoski o komorach gazowych.
Należy wspomnieć, że na konferencji w Wannsee z 20 stycznia 1942 r., na której wysocy rangą przedstawiciele III Rzeszy Niemieckiej dyskutowali o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, postanowiono m.in., iż Żydzi „ćwierćkrwi” powinni zostać uznani w przyszłości za obywateli „krwi niemieckiej”, a Żydzi „półkrwi” mieli być traktowani tak, jak Żydzi „pełnej krwi”.
W tym kontekście zastanawiać mogą skrajne przypadki „mischlingów”, którzy w pełni popierali niemiecki nazizm oraz politykę eksterminacji Żydów.
Jednym z admiratorów tej zbrodniczej ideologii był feldmarszałek Erhard Milch, członek NSDAP i współtwórca niemieckich sił powietrznych Luftwaffe. Jego rodzina została poddana śledztwu Gestapo w związku z pogłoskami, że ojciec Milcha jest zasymilowanym Żydem. Interwencję w tej sprawie podjął wówczas Hermann Göring, jeden z najwyższych dygnitarzy III Rzeszy Niemieckiej.
Problem rozwiązano, wymuszając na matce Erharda Milcha podpisanie oświadczenia, że jej mąż nie jest jego biologicznym ojcem. Po wszystkim Hermann Göring miał wypowiedzieć słynne słowa: „O tym, kto w Luftwaffe jest Żydem, decyduję ja”.
Rigg zwraca uwagę, że chociaż Erhard Milch był pół-Żydem, nie sprzeciwiał się Holokaustowi. Wiedział, co dzieje się w Auschwitz oraz że w Dachau przeprowadzane są okrutne eksperymenty na więźniach. „Był to straszny człowiek. W każdej społeczności znajdą się jednak jednostki zdemoralizowane, socjopaci i sadyści”– mówił Rigg o Erhardzie Milchu w rozmowie z miesięcznikiem „Historia Do Rzeczy”.
Erhard Milch podtrzymywał swoje stanowisko w sprawie Zagłady również po wojnie. Pytany przez Brytyjczyków o zbrodnie popełnione na więźniach obozów koncentracyjnych, odparł bez ogródek: – Czy panowie nie rozumieją, że to wszystko byli podludzie, a nie tacy ludzie jak panowie i ja?
Podczas procesów norymberskich uznano Erharda Milha za zbrodniarza wojennego i skazano na karę dożywocia. Ostatecznie opuścił więzienie już w połowie 1954 r. Wśród „mischlingów” niewielu było jednak takich jak Erhard Milch. Jego zupełnym przeciwieństwem był major Ernst Bloch, który uratował przebywającego w okupowanej Polsce Josepha Isaaca Schneersohna – szóstego głównego rabina chasydzkiej wspólnoty Chabad-Lubawicz. Dzięki skutecznej akcji Ernsta Blocha, rabin został uwolniony z getta warszawskiego, po czym otrzymał specjalny immunitet, który pozwolił mu na wyjazd do USA.
WETERANI WEHRMACHTU WALCZĄ O … NIEPODLEGŁOŚĆ IZRAELA
Po wojnie „mischlingowie” różnie podchodzili do swojej wojennej przeszłości – jedni próbowali się od niej dystansować, podczas gdy inni nie widzieli w tym nic złego twierdząc, że nie walczyli dla niemieckich nazistów, lecz dla ojczyzny. Rigg zauważa, że wielu żydowskich weteranów Wehrmachtu z nostalgią wspomina zwłaszcza udział w walkach na terenie ZSRR, gdyż bili się tam z bolszewikami.
Amerykański historyk twierdzi, że gdy po raz pierwszy opowiedział o swoich badaniach, wywołał ogromne poruszenie w społeczności żydowskiej. Z początku wielu krytykowało żołnierzy walczących pod sztandarem hitlerowskich Niemiec, równając ich ze zbrodniarzami. Z czasem kolejne pokolenia Żydów miały wyrazić zrozumienie dla trudnego położenia, w jakim „mischlingowie” znaleźli się pod rządami narodowych socjalistów.
Rigg wskazuje, że niektórzy weterani wyjechali po wojnie do Izraela, a część z nich wzięła udział w walkach o niepodległość tego państwa. Jak podkreśla historyk, doświadczenia zdobyte przez nich w Wehrmachcie okazały się niezwykle cenne w 1948 r. podczas wojny z Arabami.
Pewnym paradoksem stanowiącym pokłosie tej historii jest fakt, że jeszcze na początku XXI w. żyło w Izraelu ok. 150 osób pobierających wojskowe emerytury za służbę w niemieckiej armii podczas II Wojny Światowej.