ADAM MICHNIK :„należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska. Środowiskiem z którego pochodzę jest liberalna żydokomuna.
ŻYDOKOMUNA CZ. I
Nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne ukazała się książka Pawła Śpiewaka „Żydokomuna. Interpretacje historyczne”.
„Żydokomuna” – antysemicki termin propagandy, a przede wszystkim agitacji politycznej, przypisujący Żydom winę za komunizm.
Oskarżenie to zdobyło popularność wśród przeciwników bolszewizmu w czasie wojny domowej w Rosji / 1917 – 1920 /. W latach dwudziestych termin zdobył popularność na świecie i stał się jednym z ważniejszych elementów ideologii i propagandy nazistowskiej / „ judischer Bolschewismus” /.
W Polsce używany m.in. w znaczeniu grupy, lub organizacji lewicowej o prawdziwej, lub rzekomej przewadze Żydów we władzach, przypisywany Komunistycznej Partii Polski, a następnie Urzędowi Bezpieczeństwa.
Używany w Polsce dla stygmatyzacji środowisk liberalnych, oraz wywodzących się z b. PZPR.
Jest używany wyłącznie przez środowiska nacjonalistyczne i ksenofobiczne, w polskich / światowych / mediach praktycznie nieobecny. Pojęcie to pojawiło się na przełomie drugiego i trzeciego dziesięciolecia XX wieku, w związku z przypisywaniem Żydom kierowaniem ruchem komunistycznym – tak w Rosji Sowieckiej – jak i w Polsce”.
Adam Michnik wyznaje („Powściągliwość i Praca” nr 6 z 1988 roku – pismo katolickie ):
„należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska. Środowiskiem z którego pochodzę jest liberalna żydokomuna.
Jest to żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowisk żydowskich i byli przed wojna komunistami. Być komunistą znaczyło wtedy coś więcej niż przynależność do partii, to oznaczało przynależność do pewnego języka, do pewnej kultury, fobii, namiętności /. I dalej („Kraków” grudzień 2009):
„Lenin był rewolucjonistą, który kochał wolność, ale miała to być wolność dla zwolenników rewolucji, dla przyjaciół rewolucji w leninowskim rozumieniu tego słowa”. I dalej:
„Róża Luksemburg pisała polemicznie…”
„Żydokomuna” to antysemicki mit – pisze Paweł Śpiewak w książce „Żydokomuna. Interpretacje historyczne”. Jednocześnie jednak autor przedstawia liczby, które mogą być interpretowane jako dowód na duże poparcie Żydów dla komunizmu.
Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, wielokrotnie podkreśla w swej książce, że żydokomuna to nie realne zjawisko a ideologiczny mit, w którym zbiegły się wszystkie antysemickie stereotypy z wielowiekowej tradycji oskarżania Żydów o wszelkie dziejące się zło.
Zdaniem Śpiewaka termin „żydokomuny” dawał możliwość głoszenia twierdzeń, że wszyscy Żydzi są nosicielami wrogiej ideologii, czyli bolszewizmu. Struktura mitu „żydokomuny”, według Śpiewaka, zaczerpnięta została z „Protokołów mędrców Syjonu”, znanej fałszywki carskiej policji politycznej, która głosiła, że wykorzenieni z ziemi, rozprzestrzenieni w świecie Żydzi nigdy nie wrosną w narody, wśród których mieszkają, łączy ich natomiast wspólny cel, jakim jest panowanie nad światem, do którego realizacji używają i bolszewizmu,
i kapitalizmu.
„Mit żydokomuny żywił się wyolbrzymianymi faktami. Wskazywano na „niewłaściwe” pochodzenie wielu liderów sowieckiej rewolucji, gazety w okresie międzywojennym podkreślały żydowskie nazwiska aresztowanych komunistów, po wojnie liczono Żydów w Biurze Politycznym i w urzędach bezpieczeństwa” – pisze Śpiewak.
Samo słowo „żydokomuna” pojawiło się dopiero po wojnie, wcześniej to zjawisko określano, jako judeobolszewizm lub żydobolszewizm. Jako socjolog Śpiewak próbuje wskazać przyczyny, dla których komunizm okazał się na początku XX wieku atrakcyjny dla Żydów.
W przedrewolucyjnej Rosji część Żydów pozbawiona była praw obywatelskich, większość mogła się osiedlać tylko na ściśle określonym obszarze. Rewolucja po raz pierwszy w historii dała rosyjskim Żydom pełnię swobód obywatelskich oraz możliwość pracy w administracji.
Także w II RP obowiązywało niepisane prawo ograniczające dostęp ludności żydowskiej do stanowisk w administracji, wojsku, szkolnictwie, na uczelniach obowiązywało getto ławkowe i numerus clausus. Śpiewak zauważa, że w dwudziestoleciu międzywojennym młodzi, aspirujący do wyjścia z religijnego getta Żydzi, nie mieli atrakcyjniejszej propozycji niż proklamujące równość społeczną ruchy lewicowe.
Od rewolucji 1905 roku Śpiewak datuje powszechniejsze niż dotychczas angażowanie się Żydów w życie polityczne – wtedy powstały żydowskie partie syjonistyczne a także lewicowy Bund. Ale rewolucji bolszewickiej większość sił żydowskich w Rosji była początkowo niechętna. Do poparcia bolszewików pchały ich pogromy, których fala przetoczyła się wtedy przez Rosję. Oblicza się, że między rokiem 1918 a 1921 na terenach Ukrainy i Białorusi wymordowano między 200 a 300 tysięcy Żydów. Większość pogromów zdarzyła się na terenach kontrolowanych przez siły białych i dlatego, choć Armia Czerwona także czasami organizowała pogromy, większość Żydów uznała, że porządek rewolucyjny zapewnia im więcej bezpieczeństwa, szansę na przetrwanie – uważa Śpiewak.
Po rewolucji sytuacja Żydów w ZSRR zmieniła się na korzyść: mogli się swobodnie osiedlać w całym kraju, zlikwidowano numerus clausus w szkołach, po raz pierwszy w historii Rosji Żydzi wchodzili do aparatu władzy. Obejmując posady po wyrzucanych urzędnikach carskich, wykształcone żydostwo stało się dla nowej władzy rezerwuarem kadr. Wielu Żydów znalazło się też na samej górze sowieckiego aparatu władzy.
Także w Polsce w latach międzywojnia widać było, że ideologia komunistyczna jest dla Żydów atrakcyjna. Dyrektor ŻIH skrupulatnie wylicza dane: do Komunistycznej Partii Polski w 1933 roku należało 8 tys. osób z czego 80% stanowili Polacy, a około 20% Żydzi. W
dużych miastach proporcje układały się inaczej – w Warszawie w 1937 roku 65% członków partii stanowili Żydzi. Przedwojenny Związek Młodzieży Komunistycznej Polski, liczący w połowie lat 30. niemal 12 tys. członków, w 42% składał się z osób pochodzenia żydowskiego.
Sami komuniści zauważali, że Żydzi są w KPP nadreprezentowani. W materiałach z 1929 roku znalazły się dane, że „towarzysze żydowscy w miastach stanowią przeważnie ponad 50% składu organizacji, a są miasteczka, w których organizacja jest czysto żydowska”. Proporcje narodowościowe przechylały się na korzyść Żydów w zarządzie partii. W styczniu 1936 roku na 30 członków Komitetu Centralnego KPP było 15 Polaków, 12 Żydów, 2 Ukraińców i 1 Białorusin.
Wobec faktu, że Żydzi stanowili ok. 10% przedwojennej ludności Polski można z tych liczb wyciągnąć wniosek o nadreprezantacji Żydów w strukturach komunistycznych. Śpiewak jednak zwraca uwagę, że ogromna większość polskich Żydów nie chciała mieć z komunizmem nic wspólnego. Na KPP głosowało w 1928 roku 7% społeczności żydowskiej, zaś 50% polskich Żydów oddało głosy na Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, czyli partię Piłsudskiego. Bardzo wielu Żydów głosowało też na partie syjonistyczne. Komunistów, którzy tworzyli KPP spotkał straszny los. Partia została przez Stalina rozwiązana w końcu 1937 roku, w okresie Wielkiej Czystki w ZSRR zamordowano 70% aktywu kierowniczego KPP, przeżyli w zasadzie tylko ci z jej kierownictwa, którzy siedzieli w tym czasie w polskich więzieniach m.in. w Berezie Kartuskiej.
W pierwszych latach okupacji na terenach zajętych przez Sowietów podniosła się fala agresywnego antysemityzmu, który zaowocował w 1941 roku takimi wydarzeniami jak pogrom w Jedwabnem. W dokumentach z epoki pojawiają się relacje o entuzjastycznym przyjęciu przez Żydów sowieckiej władzy, powszechnej wśród nich współpracy z komunistyczną władzą, donosicielstwie i przejmowaniu stanowisk polskich urzędników. Stereotyp żydokomuny zyskał w tym czasie wśród Polaków wielu zwolenników.
W powojennej Polsce bardzo powszechne było przekonanie, że komunizm wprowadzany jest przez Żydów, choć polska społeczność żydowska w zasadzie przestała istnieć. Na czele państwa od 1945 roku stał „triumwirat”, jak to określa Śpiewak – Bolesław Bierut i dwie osoby pochodzenia żydowskiego – Jakub Berman i Hilary Minc. W Komitecie Centralnym PZPR w tym czasie udział Żydów wynosił 6%
Jeżeli chodzi o zaangażowanie Żydów w służby bezpieczeństwa to Śpiewak podaje, że w latach 1944-1945 na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (od naczelnika wydziału wzwyż) 167 (37%) było pochodzenia żydowskiego. Im niżej w strukturach UB, tym procent osób narodowości żydowskiej był niższy. Ryszard Terlecki podaje, że w 1945 roku 95% funkcjonariuszy UB było narodowości polskiej, a Żydów było ok. 2,5% Jednak to Żydzi zasiadali na najbardziej widocznych stanowiskach. Do czarnej legendy przeszły w Polsce osoby Józefa Różańskiego, Józefa Światły, Anatola Fejgina, Julii Brystiger, znaczący i widoczny był udział Żydów w aparacie propagandy, prasie i kulturze. W cenzurze stanowili oni 50% pracowników.
Pierwsze lata powojenne określa Śpiewak jako najlepszy okres w historii polskich Żydów – uzyskali oni równouprawnienie w dostępie do władzy. Jednak rychło w partii także zaczęły być widoczne odruchy antysemityzmu. Tuż przed śmiercią Stalina w 1953 roku, widoczne były przygotowania do antysemickiej czystki w łonie patii radzieckiej, podobne nastroje pojawiły się w Polsce, ale śmierć dyktatora położyła im kres, jak się okazało – tylko na pewien czas.
W roku 1967, kiedy wybuchła wojna sześciodniowa z wojska polskiego wyrzucono wszystkich oficerów pochodzenia żydowskiego, a w PZPR rozpoczęły się walki frakcyjne, wykorzystujące antysemityzm jako broń. Rok później antysemicka kampania szalała już w całym kraju, tysiące Żydów straciło pracę, kilkanaście tysięcy wyemigrowało z Polski. Wielu komunistycznych Żydów mogło się w tym okresie zgodzić ze starym, żydowskim przysłowiem „tańczyliśmy na nie swoim weselu” – pisze dyrektor ŻIH.
Śpiewak uważa, że pojęcie „żydokomuny” jest kluczowe dla zrozumienia losu Żydów w XX wieku – bez niego nie można zrozumieć Holokaustu, nie można zrozumieć przed i powojennego antysemityzmu w Polsce. Za zaangażowanie w komunizm niewielkiej części Żydów cały żydowski naród zapłacił straszną cenę” – podsumowuje dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego.
Maria Dąbrowska w swoich dziennikach pisała pod datą 17 czerwca 1947 roku:
„UB, sądownictwo są całkowicie w ręku Żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden Żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków”.
A pod datą 22 maja 1956 r. ta sama Dąbrowska pisała:
„Ostatnimi tygodniami byłam w Nieborowie w towarzystwie samych Żydów oprócz Anny i Bogusia. Częste ich rozmowy o wzrastaniu antysemityzmu. Czemu dziś sami są częściowo winni – bo jak można było dać sobą obsadzić wszystkie „kluczowe pozycje” życia Polski – prokuratury, wydawnictwa, ministerstwa, władze partii, redakcje, film, radio itp”.
Jedną z żydowskich emigrantek 1968 roku i niezłomną tropicielką polskiego antysemityzmu była Alina Grabowska. Mimo to sama przyznała na łamach paryskiej Kultury z grudnia 1969 roku:
„W pierwszych latach powojennych (a nawet i później) znakomitą, niestety, większość pracowników UB stanowili Żydz”.
Dzienniki prowadził również nieodżałowany Stefan Kisielewski. Oto zapisek z 18 października 1968 roku:
„Dwadzieścia lat temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało, kto chciał się tego podjąć z gojów (…).
A 4 listopada 1968 roku pisał tak:
„Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego, że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał (…)”.
Wielki żal, jaki do ubowców, sędziów i prokuratorów żydowskiego pochodzenia czuje Maria Fieldorf – Czarska też jest zapewne nieuzasadniony i wynika z tego antysemityzmu zrodzonego z europejskiej ciemnoty. Mówienie, że za zbrodnią sądową jej ojca, polskiego bohatera i patrioty od początku do końca stali Żydzi razi salonowców. Fakt, nie ma w tym za grosz wyczucia politycznej poprawności choć jest to stuprocentowa prawda.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej liczba ludności polskiej zamieszkałej w PRL wynosiła 24 miliony, a ilość ludności pochodzenia żydowskiego w latach 1947-49 ustabilizowała się na poziomie 100 tysięcy osób. Łatwo obliczyć, że stanowiło to 0, 42% ogółu mieszkańców Polski.
W 1989 roku sprytnego zabiegu dokonała Krystyna Kersten w pracy Żydzi-władza komunistów. Zsumowała ona wszystkich zatrudnionych w MBP pracowników w liczbie 25, 6 tys. i ogłosiła upadek mitu o żydokomunie, gdyż w tej liczbie znalazło się 438 osób pochodzenia żydowskiego. Wyszło jej, że stanowili oni 1, 7% ogółu zatrudnionych. Tylko czterokrotna nadreprezentacja, czyli nic.
Cały sens tej manipulacji polegał na tym, aby uniknąć wykazywania procentowego udziału Żydów w aparacie represji, na najwyższych, kierowniczych stanowiskach. A to właśnie tam zapadały decyzje o fingowanych procesach polskich patriotów i mordowaniu „żołnierzy niezłomnych”.
Warto tu przytoczyć diametralnie inne dane podawane przez sowieckiego doradcę MBP płk Sieliwanowskiego w raporcie skierowanym do Berii z 20 października 1945 roku:
„[…] W Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego pracuje 18, 7 proc. Żydów, 50 proc. stanowisk kierowniczych zajmują Żydzi. W I Departamencie tego Ministerstwa pracuje 27 proc. Żydów. Zajmują oni wszystkie stanowiska kierownicze. W Wydziale Personalnym – 23 proc. Żydów, na stanowiskach kierowniczych – 7 osób. W Wydziale ds. Funkcjonariuszy (inspekcja specjalna) –33,3 proc. Żydów, wszyscy zajmują odpowiedzialne stanowiska. W Wydziale Sanitarnym MBP – 49,1 proc. Żydów, w Wydziale Finansowym – 29,9 proc. Żydów.
Jeszcze dalej poszedł w 1949 roku ambasador Wiktor Lebiediew:
„[…] w MBP poczynając od wiceministrów, poprzez dyrektorów departamentów, nie ma ani jednego Polaka, wszyscy są Żydami”.
Ostatnia praca na ten temat, której wiarygodności do dziś nikt nie podważył, to opracowanie Krzysztofa Szwagrzyka z Wrocławskiego IPN zatytułowane Żydzi w kierownictwie UB. Stereotyp czy rzeczywistość?
Oto fragment:
„Analizie poddano zawartość Informatora MSW oraz akt osobowych 450 osób zajmujących kierownicze stanowiska w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego oraz 249 z Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego, uzupełnioną o dane zaczerpnięte z innych źródeł.
Jak pokazują jej wyniki, w latach 1944–1954 na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (od naczelnika wydziału wzwyż) 167 było pochodzenia żydowskiego (37,1 proc.).
Ludności pochodzenia żydowskiego było w Polsce w tym okresie 0,42%. Dlatego nie dziwi końcowy wniosek autora pracy, który pisze:
W świetle zaprezentowanych danych statystycznych teza o dużym udziale Żydów i osób pochodzenia żydowskiego w kierownictwie UB sformułowana została na podstawie prawdziwych przesłanek i jako taka odzwierciedla fakt historyczny.
Oczywiście można tak jak pseudo-historyk Gross powiedzieć, że: komuniści pochodzenia żydowskiego […] pracowali w bezpieczeństwie, jako komuniści, a nie, jako Żydzi, ale wtedy Alina Cała, sam Gross i cała reszta tropicieli polskiego zwierzęcego antysemityzmu nie powinni winić całego polskiego narodu za udział w holokauście i antysemityzm i przyjąć, że na przykład Polak, z chwilą podjęcia się obrzydliwego procederu szmalcownictwa przestawał być Polakiem i działał już nie jako Polak, ale szmalcownik.
Jak to jest, że pseudo-historyczne prace Grossa zdobywają rozgłos na całym świecie, a świetne historyczne opracowanie Szwagrzyka nie przebiło się nawet do polskiej opinii publicznej?
Myślę, że wpisuje się to wszystko w proces pisania historii na nowo. Można, a nawet trzeba mówić głośno o Polakach jako zbrodniarzach i antysemitach, lecz już Niemców, głównych sprawców zbrodni nazywa się dziś nazistami.
Żyd w momencie kiedy stawał się komunistycznym zbrodniarzem przestawał być Żydem, zaś Niemiec mordujący Żydów, z Niemca stawał się automatycznie nazistą.
Ile kosztowałoby Polskę to aby zostać objętym tym wymyślnym i pomysłowym mechanizmem zdejmowania odpowiedzialności z narodów zgodnie z aktualną „mądrością etapu” 67 miliardów dolarów rewitalizacji za mienie pożydowskie dla lobby żydowskiego w Stanach Zjednoczonych pod patronatem Hilary Clinton. Już czas przerwać tą upokarzającą Polaków, poprawno-polityczną tresurę.
Pierwszy krok to zaprzestanie finansowania z pieniędzy polskich podatników antypolskiej instytucji jaką jest ŻYDOWSKI INSTYTUT HISTORYCZNY , bo Gazeta Wyborcza zwija się na szczęście sama na naszych oczach.
c.d.n.