Jak najbardziej…cierpimy. Indywidualność odczuwania cierpienia jest tak oczywista, jak to, że różni są ludzie i ich widzenie świata. Jeden człowiek cierpi z powodu braku, inny z nadmiaru, jeszcze inny znowu cierpi tak po prostu, bo ma taka naturę. Chyba najczęstszym powodem cierpienia jest jednak skrzywdzenie przez drugiego człowieka. Tu przypominają mi się słowa mojego ojca: „ludzie z zasady nie są źli jak twierdził Schopenhauer, lecz po prostu czasem stajesz na drodze ich planów. Wtedy Cię krzywdzą”. Krzywdzą nas inni, krzywdzimy sami siebie. Dlaczego nas to boli? Bo gdy cierpimy, coś w nas zaczyna z bólem umierać. Umiera czasem szybko, jak uderzenie pociskiem, które przeszywa nasze serce i umysł, czasem powoli niszcząc nas systematycznie, metodycznie i na zimno. Każdy zabija […]
Jak najbardziej…cierpimy. Indywidualność odczuwania cierpienia jest tak oczywista, jak to, że różni są ludzie i ich widzenie świata. Jeden człowiek cierpi z powodu braku, inny z nadmiaru, jeszcze inny znowu cierpi tak po prostu, bo ma taka naturę. Chyba najczęstszym powodem cierpienia jest jednak skrzywdzenie przez drugiego człowieka. Tu przypominają mi się słowa mojego ojca: „ludzie z zasady nie są źli jak twierdził Schopenhauer, lecz po prostu czasem stajesz na drodze ich planów. Wtedy Cię krzywdzą”. Krzywdzą nas inni, krzywdzimy sami siebie.
Dlaczego nas to boli? Bo gdy cierpimy, coś w nas zaczyna z bólem umierać. Umiera czasem szybko, jak uderzenie pociskiem, które przeszywa nasze serce i umysł, czasem powoli niszcząc nas systematycznie, metodycznie i na zimno.
Każdy zabija kiedyś to, co kocha-
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni,
Inny – spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny- ostrzem zimnej stali!
Jeden zabija miłość, gdy jest młody,
Inny – gdy starość ku ziemi go chyli;
Jeden rękami Pożądania dławi,
Inny – rękami Złota podstępnymi.
Najczulszy noża ostrego dobędzie
I śmierć przynajmniej w nagłej zada chwili.
Ten kocha krótko, a ów nazbyt długo,
Ten podkupuje, a ów zaprzedaje;
Ten, uśmiercając, łzy obfite roni,
Ów – nawet wtedy zimnym pozostaje.
Każdy zabija kiedyś to, co kocha-
Ale nie każdy życie za to daje.
(Oscar Wilde)
Mam się nad tym wierszem zachwycać?
Wiersz Oscara Wilda jest jedynie częścią, tak bardzo niepełny jak podana nam oranżada w proszku, gdy chcemy się napić. Jest połowicznym sukcesem, choć ze względu na treść i formę, zapada w naszej pamięci, może się podobać…
Bo najważniejsze w życiu to umrzeć.
Tak łatwo jest bowiem wpaść w sidła przyjaźni z własnym grzechem, polubić go, przyzwyczaić się i z poczuciem genialności trwać jak człowiek szczęśliwy w swym nieszczęściu. Zrezygnować, polubić rezygnację…bo taki jestem.
Kim jestem? Taki jestem i inny nie będę. Jaki jest świat wokół mnie? Taki i inny nie będzie – mówimy tak często popełniając grzech zaniechania.
Panuje w nas zgoda choćby na to, że inni są tacy, że ja jestem taki, świat jest po prostu taki…Tak bardzo krzywimy się z obrzydzeniem, gdy cierpienie podaje nam swoją cudowną pomocna dłoń abyśmy w końcu umarli i narodzili się na nowo. Cierpienie i ból – to nasza szansa, nasz zbawiciel, nas nauczyciel, który otwiera nam oczy, gdy już jesteśmy kompletnie ślepi. Cierpienie nas hołubi jak dobry ojciec i matka, którzy wiedzą że nic samo w życiu nie przychodzi. Bo choć trudno to zrozumieć i zaakceptować, to cierpienie człowieka wzbogaca. Przekornie powiem, że powinniśmy się cieszyć, gdy nas coś boli ( w szerokim tego słowa pojęciu), bo nadchodzi dla nas wielka szansa na zmiany. Człowieka bowiem nic nie potrafi zmienić – jedynie cierpienie.
Szczęście jawi się, jako stan permanentnego lewitowania w słodkiej galarecie. Jest tylko kwestią czasu, gdy, zbyt długo trwające błogie poczucie szczęścia zamieni się w uczucie pustki… Nie jest bowiem prawdą, że szczęście wzbogaca – ono konserwuje.
Tak bardzo pragniemy dla siebie szczęścia, tak bardzo pragniemy dla siebie pustki, stagnacji…
Dobrze, że ból nierozłącznie towarzyszy nam w życiu, będąc katalizatorem zmian na lepsze. Od nas tylko należy podjecie rękawicy, wyzwania do zmian, czyli rozwoju.
Nadszedł taki dzień, kiedy w życiu M zapanował nieopisany bałagan. M był otoczony ludźmi, którzy uczyli się sprawiać sobie każdego dnia szczęście, krzywdząc przy tym wszystkich wokół. Pęczniało życie wokół niego, aż do bólu atakując go szczęściem innych. Staczał się M w poczuciu szczęścia na sam dół niezrozumienia i stagnacji. Tak, M stawał się coraz bardziej szczęśliwy. I choć nie rozumiał, o co chodzi, cały czas miał wątpliwości czy nie popełnia błędu. Szamotał się M w galarecie własnych pomysłów idąc dalej i dalej ku zatraceniu.
Nowotwór.
Tak złośliwy, że w lekarzach wywołuje odruch cofania się, gdy czytają wyniki histopatologiczne. Galop myśli, strach i cierpienie. Wszystko, kim był dotąd umarło z trzaskiem łamiąc wszystkie ideały i marzenia, które miał dotąd. Nie pytał się już głupio jak wszyscy:, „Dlaczego mnie to spotkało?”, lecz: „Po co mnie to spotkało? Pytanie to ratowało mu życie.
Powiedział mi, gdy odwiedziłem Go „na wyspie” (tam gdzie kichnięcie może spowodować śmierć):
„AmAn, nowotwór to najlepsze co mnie spotkało w życiu!”
Pewnie nie wierzycie mi, nikt z nas nie będzie mógł żyć pełnią życia, gdy całkowicie nie umrze to kim dotąd byliśmy. Cierpienie zatem, jest rozwojem…