Chyba nikt z tak nieznośną lekkością, jak lewica nie powołuje się na polską ustawę zasadniczą, aby wydłubując z niej pojedyncze przepisy dźgać ostrzem oskarżeń o dyskryminację.
„Do widzenia tefałen” urządził podczas wczorajszego poranka seans pogardy dla dziennikarza „Rzeczpospolitej” – Bronisława Wildsteina za stwierdzenie, że… No właśnie, za co? Zasadniczo, rzecz by można – sprawa rozbijała się o wypowiedź publicysty w kwestii związków partnerskich. Stwierdził on, że dogmatyzacja związków nieformalnych wynika z zaniku poczucia odpowiedzialności, gloryfikacji egocentrycznego dążenia do zaspokajania przyjemności oraz wyrazistej tendencji cywilizacji do rozluźniania więzi moralnych i podstawowych spoiw społecznych. Niby nie nowina, ale myślozbrodnia Wildsteina dogłębnie wzburzyła dziennikarskie gąski z rządowej stacji.
***
Upłynęło już sporo czasu od momentu zgłoszenia przez SLD projektu ustawy w sprawie unormowania „związków partnerskich”. Po krótkiej kwerendzie medialnej zauważyłem, że tylko rządowa pełnomocniczka do spraw równego traktowania (p. Elżbieta Radziszewska) zauważyła, że cały zamysł legislacyjny ideologicznych siepaczy lewicy jest głęboko niekonstytucyjny. Poza tym, budzi on zastrzeżenia natury praktycznej, a nawet moralnej! Zamiast więc trawić zmysły, czas i energię w tworzeniu umysłowych wygibasów (w postaci hasła: „teraz małżeństwa, później adopcja”) oraz prawniczej ekwilibrystyki wystarczy spojrzeć do Konstytucji.
Środowiska „prohomo” – jak wiadomo, powołują się na zasadę niedyskryminacji, wyrażoną w art. 32 ust. 2 Konstytucji RP. I jest to w zasadzie jedyny oręż, jaki potrafią oni zastosować w ideologicznej potyczce. Docierają go jeszcze na osełce oskarżeń o homofobię, ksenofobię i inny tego typu dyrdymały nic nie znaczące prawnie. Przyznam się szczerze, że jest to argumentacja skrajnie uboga i na dodatek nietrafiona. To, że państwo polskie nie uznaje związków osób tej samej płci, czy też fakt że nie daje im tych samych przywilejów co małżeństwu, nie oznacza, że dokonuje się nad Wisłą hucpa dyskryminacji. Z przepisami dyskryminacyjnymi mielibyśmy do czynienia w sytuacji, w której w polskim systemie prawa zawarta byłaby regulacja przykładowo o treści: „zabrania się osobom o homoseksualnej orientacji płciowej tego, czy owego”, albo „na stanowisko starszego wykidajły nie może zostać obrana osoba o homoseksualnej orientacji płciowej”. Mówimy w tych przypadkach o dyskryminacji bezpośredniej. Tak formowane były np. przepisy antysemickich ustaw norymberskich. Z dyskryminacją pośrednią mielibyśmy do czynienia z przypadku, gdyby ze względu na orientację płciową ktoś został pozbawiony pracy, pominięty w awansie, czy generalnie umniejszone zostałyby jego prawa podmiotowe.
Tymczasem, w Polsce nie ma prawnych przeszkód, aby homoseksualiści dziedziczyli pomiędzy sobą. Wystarczy, że osoba w takim związku sporządzi testament ręczny (holograficzny), o treści: „Ja Zbyszek Bombka ustanawiam swojego partnera życiowego Jaśka Pimpka moim spadkobiercą”. Plus data i czytelny podpis. Zajmuje to około dwie – trzy minuty. Sprawę zawsze można za 50 zł przyklepać u notariusza, żeby dziedziczenie było pewne jak w banku. Jeśli chodzi o majątkową wspólność, taką jak w małżeństwie, to tutaj sprawa również jest prosta jak drut. Wystarczy, że na kawałku papieru partnerzy jednopłciowi sporządzą umowę spółki cywilnej, którą nazwą np. „Małżeństwo Kowalskiego i Nowaka spółka cywilna”. Powstaje wówczas pomiędzy Kowalskim i Nowakiem wspólność majątkowa łączna na wszystkich tych składnikach majątkowych, które zostaną przez nich do takiej spółki wniesione (a równie dobrze może to być cały ich dobytek). No i mamy jak w małżeństwie!
Poza tym, co to znaczy „legalizacja”? Czy jeśli dwóch panów, czy dwie panie zamieszkają ze sobą razem w mieszkaniu, to czy jest to w jakiś sposób nielegalne? Sam jakiś czas temu miałem przyjemność zamieszkiwać w dwoma kolegami na studiach i to w jednym pokoju i ni diabła nie dało się nazwać relacji nas łączącej „konkubinatem jednopłciowym”! Ale było to jak najbardziej dozwolone prawem.
***
Analizując przepisy polskiej ustawy zasadniczej można dojść do dość oczywistego wniosku, że wprowadzenie obok małżeństwa innej kategorii związków byłoby złamaniem konstytucyjnej zasady ochrony małżeństwa i rodziny (artykuł 18 tejże). To bowiem na małżonkach spoczywa ciężar ekonomiczny wychowania potomstwa, tj. przyszłych obywateli. Z tej też przyczyny w wielu miejscach prawo rodzinę traktuje w sposób uprzywilejowany. Mam w tej chwili na myśli możliwość wspólnego rozliczania się małżonków z podatku dochodowego od osób fizycznych (w tym również samotnego rodzica i dziecka), czy też takie uregulowanie prawa spadkowego, że to właśnie po małżonkach w pierwszej kolejności dziedziczą zstępni, gdyż to im właśnie przysługuje pierwszeństwo w konsumpcji wytworzonego przez nich majątku. Pod kątem rodziny i rodzicielstwa ustanowiony został również system ulg, wprowadzony przez rząd Jarosława Kaczyńskiego (ok. 1000 zł odpisu od podatku za każde wychowywane dziecko, czy też „becikowe”).
Istota związków nieformalnych polega na tym, że nie chcą one relacji tej usankcjonować normą prawa obowiązującego. Złośliwe można powiedzieć, że osoby takie skąpią 80 zł na opłatę za „złożenie oświadczenia woli o wstąpieniu w związek małżeński” przed urzędnikiem stanu cywilnego. W związku z powyższym logicznym jest, że nie mogą one czerpać z korzyści, jakimi państwo obdarowuje „podstawową komórkę społeczną”. Tak to wygląda w przypadku nieformalnych związków różnopłciowych. Związki jednopłciowe z kolei siłą rzeczy nie mogą zapewnić państwu potomstwa. W związku z tym nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia, dla którego miałby korzystać z przywilejów zarezerwowanych dla małżeństwa. Przeciwnie! Rozwiązanie takie stworzyłoby mechanizm dyskryminacji dla normalnych rodzin. W omawianej sytuacji dogodnym rozwiązaniem byłoby prędzej wykreowanie systemu podatkowego obwarowującego wysokimi daninami publicznymi osoby bezdzietne, z degresywnym opodatkowaniem małżeństw wielodzietnych. Takie rozwiązanie – uzasadnione troską o demografię kraju i los pokoleń starszych – funkcjonuje chociażby w Norwegii.
U nas jest raczej na odwrót. Jeszcze w czerwcu ub. r. kandydat na prezydenta RP – Bronisław Komorowski, zapewniał że tak samo jak troszczył się on o swoją pięcioosobową rodzinę, tak po zwycięstwie zadba o los milionów zwykłych polskich rodzin. Nie okazało się to prawdą. Podwyżka podatku VAT – której prezydent Komorowski nie zawetował – w pierwszej kolejności uderzyła w właśnie w rodziny (najboleśniej w wielodzietne). W przygotowaniach rządu Platformy jest projekt ustawy znoszącej ulgi podatkowe na dziecko. Czy dla ideologicznej frajdy i kuszenia lewicowych oszołomów warto doprawdy wprowadzać jeszcze jakieś dodatkowe mechanizmy upokarzające finansowo przeciętną polską rodzinę?
***
Ale wątpliwości prawnych w związku z wprowadzeniem do polskiego systemu innej kategorii „małżeństw” jest więcej. Ugruntowana polska praktyka sądowa nie uznaje istnienia czegoś takiego, jak „konkubinat osób tej samej płci”. Wspomina o tym chociażby uchwała Sądu Najwyższego z 21 maja 2002r. (sygn. III CZP 26/02), jak również wyrok Sądu Najwyższego z 5 grudnia 1997r., sygn. II CKN 485/97 („konkubinat może być uznany za specyficzną więź duchową, ekonomiczną i fizyczną tylko wtedy, gdy występuje pomiędzy osobami odmiennej płci”), czy też uchwała Sądu Najwyższego z 20 listopada 2009r. (sygn. III CZP 99/09): („faktyczne wspólne pożycie (…) oznacza więź łączącą dwie osoby pozostające w takich relacjach jak małżonkowie”). Fundamentalne znaczenie ma również orzeczenie Sądu Najwyższego z 6 grudnia 2007r. (sygn. IV CSK 301/07), w którym stwierdza się, że: „Przewidziana w art. 18 Konstytucji ochrona małżeństwa oznacza, że prawnie zalegalizowany związek kobiety i mężczyzny pozostaje pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. Ochrona małżeństwa przejawia się m.in. w tym, że do innych związków nie stosuje się skutków prawnych wynikających z zawarcia małżeństwa oraz że nie dopuszcza się takiej wykładni i stosowania przepisów, które prowadziłyby do zrównania pod względem prawnym małżeństwa i innych form pożycia. Ze względu na konstytucyjną zasadę ochrony małżeństwa oraz brak podstaw do uznania braku regulacji prawnej związków pozamałżeńskich za lukę w prawie, niedopuszczalne jest stosowanie unormowań z zakresu prawa małżeńskiego (w tym wspólności majątkowej i podziału dorobku), nawet w drodze analogii, do innych niż małżeństwo stosunków cechujących się istnieniem więzi osobisto-majątkowych”.
Dodatkowo, definicja słownika języka polskiego PWN pod hasłem konkubinat stwierdza jednoznacznie: „trwałe pożycie kobiety i mężczyzny, którzy nie zawarli ze sobą związku małżeńskiego”. Cytowane już wcześniej orzeczenie Sądu Najwyższego z dnia 5 grudnia 1997r. uformowało w praktyce sądowniczej cztery przesłanki istnienia konkubinatu, którymi są: po pierwsze, związek mężczyzny i kobiety, po drugie, trwałość tego związku, po trzecie, pożycie jak w małżeństwie, po czwarte, brak zdarzenia prawnego regulującego ten związek. W związku z powyższym powoływanie się na twór pn. „konkubinat jednopłciowy” jest ideologiczną nowomową! Środowiska postępackie i lewicowe grzęzną w miałkim bagnie, gdyż w linii orzeczniczej sądów polskich brak jest jakiegokolwiek orzeczenia odnoszącego się do „konkubinatów jednopłciowych”! Wprowadzenie takiej regulacji równało się będzie z wywrócenie do góry nogami urobku sądów polskich z ostatnich dekad. Mało tego, wtłoczenie do polskiego ustawodawstwa regulacji proponowanej przez SLD z gruntu uwalone będzie musiało być przez strzegący konstytucji Trybunał Konstytucyjny.
W kwestii związków partnerskich prawo międzynarodowe w zasadzie przyjmuję podobną linię. Konwencja europejska o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności wspomina o prawie do życia prywatnego i rodzinnego (art. 8), ale wyprowadzanie z niej prawa do istnienia małżeństw homoseksualnych jako kwintesencji zasady niedyskryminacji (art. 14 tej konwencji) jest wytworem pewnego nurtu w zakresie jej interpretacji, a nie wyraźnego brzmienia materialnych przepisów tego aktu normatywnego. Dopiero od 2003r., od sprawy Karner vs. Austria, Trybunał w Strasburgu dopuścił wykładnię konwencji, dopuszczającej dziedziczenie stosunku najmu mieszkania po zmarłym partnerze jednopłciowym. Poza tym, Polskę wiążą również inne umowy międzynarodowe. Jedną z nich jest stworzony przez ONZ Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych z 1966r., w którym w art. 23 ust. 2 wyraźnie stwierdzone jest, że „uznaje się prawo mężczyzn i kobiet w wieku małżeńskim do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny”. Środowiska lewicowe dość selektywnie więc wybierają i żonglują argumentami prawnymi.
***
Wprowadzenie do polskiego systemu prawnego dodatkowej kategorii związków, jako substytutów małżeństwa jest wątpliwe również z punktu widzenia moralnego. Elementem normatywnym polskiej konstytucji jest także jej preambuła. W niej zaś znajdują się odwołania do takich uniwersalnych kategorii jak „prawda, sprawiedliwość, dobro i piękno”. Problem homoseksualizmu zaś przez wiele środowisk uważany jest za kontrowersyjny, głęboko niemoralny. Odmienna orientacja postrzegana bywa jako brzydota, sodomia, sianie publicznego zgorszenia, czy też grzech. W mojej ocenie legalizacja takich związków może naruszać wrażliwość osób wyznań chrześcijańskich. Wszystkie te racje z pewnością należałoby wyważyć. Ale nie łomem – jak niezgrabnie pragnie to uczynić SLD.
W kwestii homoseksualizmu niezwykle istotny jest też głos Kościoła katolickiego. W swoim katechizmie pisze on wyraźnie, że „Powinno się traktować te osoby [o orientacji homoseksualnej – przyp. Sed3ak] z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji”.
Osobiście wydaje mi się, że delikatne wejście w sferę prawną osób o homoseksualnej orientacji płciowej jest dopuszczalne poprzez zdawkowe uregulowanie np. kwestii dziedziczenia po zmarłych partnerach jednopłciowych. To oczywiste, że osoby prawnie zarejestrowane w takim związku mają prawo w pierwszej kolejności nabywać majątek po zmarłym partnerze homoseksualnym. Warunkiem jest oczywiście istnienie odpowiedniej więzi prawnej pomiędzy takimi osobami w chwili śmierci. Mój poważny sprzeciw budzi nt. zagadnienie przywilejów podatkowych i majątkowych, jakimi miałoby się obdarzyć pary jednopłciowe. Jak opisałem to już wcześniej, to rodzina jako komórka społeczna ponosząca ogromny ciężar wychowania i utrzymania przyszłych pokoleń powinna mieć per se zarezerwowane szczególne miejsce w społecznej hierarchii.
***
A co zaś się tyczy pipek z TVNu… To cóż, czego oczekiwać od wyjałowionej polskiej „yntelygencji”. Czy moja to, albo Twoja – Drogi Czytelniku – rzecz, że przedstawiciele polskiej „elyty” są tak ślepo zapatrzone w wykreowane wyobrażenie Zachodu, iż nie potrafią zagospodarować swojego intelektu inaczej niż przez tępe naśladownictwo? Ostatnio spostrzegłem, ze sam TVN/ITI tak dziadzieje, że staje się klasyczną stacją dla półidioty, albo takiego typowego wyborcy Tuska (młodego, „lepiej wykształconego”), oferując shortowy przekaz w bardzo zwulgaryzowanej formie. Ale to już temat na oddzielną notkę – jak myślę.