W 2013 roku rząd PO przyjął nowelizację ustawy o wieku emerytalnym, który zakładał przedłużenie czasu pracy do 67 roku życia, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Prawie żadnych protestów społecznych nie było. Ale już w takiej Belgii, kiedy tamtejsi autochtoni dowiedzieli się, że dopiero za 15 lat ich rząd ten wiek emerytalny podniesie, na ulice wyszedł 100-tysięczny tłum demonstrując swoje niezadowolenie, choćby przez podpalanie samochodów. Ot, drobna różnica.A co mi tam.
Tymczasem po wyborach prezydenckich 2015 nowy prezydent, Andrzej Duda, postanowił cofnąć ustawę nową ustawą i przywrócić ludziom prawo do przechodzenia na emeryturę w wieku odpowiednio 60 i 65 lat. Tak, spełnia swoje obietnice wyborcze. A przynajmniej tę jedną.
Ale…
Stał sobie na podwórzu samochód. Ot, stary taki, mocno już obdrapany i pokiereszowny. Stał na 2 kołach, pozostałe już dawno ukradziono podstawiając cegły. Codziennie ktoś do niego wsiadał, posiedział chwilę i wysiadał. Ale zanim wysiadł, do skarbonki zamontowanej na desce rozdzielczej wrzucał kilka groszy. Potem jego miejsce zajmował kto inny. Jak już tego grosza się ciut nazbierało, przychodził jeden z właścicieli samochodu, ten, który akurat miał dyżur, grosiki ze skarbonki wyjmował, kupował za nie trochę farby, pasty polerskiej, szmatkę, po czym przez jedno popołudnie zamalowywał powstałe rysy na karoserii i polerował na tyle, ile się dało.
Wszyscy się dziwili, po co komu takie auto. Byli nawet tacy, którzy mówili, że by się je na złom przydało wywieźć, bo tylko zawadza, zajmuje miejsce, wygląda co najmniej niełanie (a niektórzy to nawet mawiali że to strup i brzydzą się jego widokiem), ale… każda próba jego wywiezienia kończyła się protestem okolicznych mieszkańców.
„Jak to wywieźć? To gdzie my będziemy wsiadać?” albo „Zżyliśmy się już z nim. Co będzie, jak go wywiozą, a na jego miejsce innego strupa postawią? Tego już przynajmniej znamy”
I tak trwało to latami. Ale pewnego pięknego dnia okoliczni mieszkańcy zadrżeli. „Ktoś ukradł jedno koło! O, panie na niebiesiach! Co my teraz poczniemy!”. Rozpoczęto poszukiwania koła. Już wkrótce okazało się, że zdjął je jeden z aktualnych właścicieli, bo mu na flaszkę zabrakło. Sprzedał to koło gdzieś w lombardzie a za kasę urżnął się okrutnie. Mieszkańcy zaś biadolili. No bo jak to wygląda, żeby tylko z jednym kołem? Naradzali się długo. Uchwalali. Wyzywali właściciela-pijaka. Kłótni, co z tym zrobić, nie było końca. Aż wreszcie, pewnego pięknego dnia, jeden z nich rzekł: „odzyskam dla nas to koło!”. Mieszkańcy przyklasnęli, zrzucili się swoimi grosikami, jakie im jeszcze zostały i bohatera wyslali do lombardu. Tam, po długich negocjacjach, bohater koło odkupił, do domu przywiózł i na nowo je zamontował.
Ach, jacy zadowoleni byli mieszkańcy! Znów mieli samochód z dwoma kołami!
I nasz ZUS też jak ten strup. Pierwsze koło mu zaraz po wojnie zajumali. Drugie stracił w okresie transformacji ustrojowej. Trzecie przy ustawie o podniesieniu wieku emerytalnego.
Co z tego, że dzielny prezydent Andrzej Duda jedno koło odzyska (jeśli sejm przegłosuje oczywiście, czyli lombardziarz koło odda), kiedy i tak cały ten kram nigdzie nie pojedzie? Ale przecież już do niego przywykliśmy, przynajmniej większość. I zmuszamy innych, żeby też na niego łożyli, choć im on do szczęścia wcale potrzebny nie jest.
Czy nie czas już przypadkiem na całkiem nowy samochód? Albo jeszcze lepiej – aby każdy miał swój?
Jeden komentarz