Tzw. „afera paliwowa” oceniana jest na ok. 1 miliard zł uszczerbku dla Skarbu Państwa z tytułu utraconej akcyzy. To jednak wcale nie największa afera, jaka toczy III RP.
Przedsiębiorcy to zupełnie nowa „warstwa społeczna” (za Marksem). Prócz wielkich, mogących czasem konkurować z korporacjami międzynarodowymi (kilku by się znalazło) obejmuje także tych najmniejszych, w urzędach skarbowych zwanych „samozatrudnionymi”.
Inni nazywają ich, wzorem pochodzącej jeszcze z przed 1939 roku nomenklatury, lumpenbiznesem. Ot, taka współczesna wersja znanych z opowiadań dziadków różnej maści domokrążców.
Trzeba jednak pamiętać, że wytwarzają oni prawie 75% produktu narodowego brutto!
.
Trochę historii.
W połowie lat 2000 ZUS informował społeczeństwo co do możliwości ubezpieczenia niezależnie od wysokości składki.
Centrala ZUS w Warszawie, ul. Czerniakowska 16 (pismo znak EUu 400-10/06 z dnia 10 lutego 2006 r.) informowała zainteresowanych, że brak jest określenia minimalnej podstawy wymiaru składek dla osób wykonujących pracę nakładczą.
Członek Zarządu ZUS Ireneusz Fąfara (pismo FUu 400-85/06) stwierdzał to samo.
ZUS Oddział w Rybniku, Inspektorat w Raciborzu 3 października 2006 roku – też.
ZUS Oddział Wojewódzki w Warszawie (był taki na Senatorskiej) w 2007 roku informował, że można otrzymać wynagrodzenie w wysokości …0 (ZERO!) zł
I mimo to być dalej ubezpieczonym.
Tak samo informowały inne oddziały ZUS na terenie kraju (np. Sosnowiec, Chorzów itp.)
Wreszcie kwietniowe wydanie gazetki największego polskiego przymusowego ubezpieczyciela „ZUS DLA CIEBIE” na trzeciej stronie podaje informację, że zmieniły się zasady podlegania ubezpieczeniom społecznym przez osoby prowadzące działalność gospodarczą. Teraz, aby zadeklarować ubezpieczenie na podstawie pracy nakładczej trzeba osiągać przychód tej samej wysokości, co wirtualna podstawa działalności gospodarczej – 60% prognozowanej średniej.
Bo, wg organu ZUS, dotychczas można było wykonywać pracę nakładczą nawet za 1 zł miesięcznie.
I być ubezpieczonym.
Dlaczego to było tak ważne dla lumpenbiznesmena?
Bo wybór umożliwiał obniżenie kosztów.
Wyobraźcie sobie osobę, która jest przedsiębiorcą i prowadzi kiosk. Kiedyś zwany „RUCH-em” po prostu.
Jeśli nie jest położony w dobrym miejscu, to cały miesięczny zysk oscyluje wokół 2-3 tysięcy złotych. Przy czym by go otrzymać pracuje się ok. 300 godzin miesięcznie, czyli na dwóch etatach.
Tymczasem z zarobionych 2-3 tys. zł musiałby oddać na ubezpieczenie społeczne ok. 1000 zł.
To z kolei oznacza, że praca na własnym oznacza wynagrodzenie na poziomie połowy minimalnej płacy.
Czy związki zawodowe godziły by się na płacę rzędy 500 zł za pełny etat?
Oczywiście my, konsumenci, możemy się na to po prostu wypiąć.
Ale to oznacza, że nagle kupno gazety codziennej stanie się problemem.
Ba, tak samo kupno biletu na tramwaj czy autobus!
Zatrudnienie na tzw. umowę o pracę nakładczą redukowało koszty ZUS o połowę. Tym samym przedsiębiorca mógł zbliżyć się do wynagrodzenia minimalnego.
Oczywiście w przeliczeniu na godzinę pracy.
Tymczasem w Turcji czy Wielkiej Brytanii rząd rozumiał, że istnieją także drobni przedsiębiorcy i są oni niezbędni dla funkcjonowania społeczeństwa. I należy ich szanować, bo odciążają budżet państwa od wydatków na pomoc społeczną.
Ale w Polsce rządzonej przez koalicję PO-PSL musiało być inaczej.
Gdzieś tak od 2007 roku zaczęła się cicha akcja wydawania decyzji odmawiających ubezpieczenia społecznego na podstawie pracy nakładczej.
9 stycznia 2008 roku Sąd Najwyższy wydał kilka wyroków, które od tej pory stały się najbardziej cytowanymi wyrokami w Polsce.
Po kolei: wyrok o sygnaturze III UK 76/07 – Sąd Najwyższy uznał, że do pracy nakładczej mają zastosowanie przepisy art. 58 i 83 kc. Oba artykuły pozwalają na uznanie nieważności czynności prawnej. Tego samego dnia Sąd Najwyższy w sprawie o sygnaturze III UK 73/07 stwierdził, że umowy o pracę nakładczą, w której to wykonawca nie uzyskał rzekomo konstrukcyjnego warunku, czyli wynagrodzenia w wysokości równej 50% najniższego wynagrodzenia, są pozorne (art. 83 kc), a więc nie rodzą skutków prawnych.
Oraz trzeci wyrok, to pewnie po to, by urozmaicić zusowskie decyzje, o sgn III UK 74/07. Dla odmiany jako podstawę stwierdzenia nieważności umowy o pracę nakładczą SN uznał ich sprzeczność z zasadami współżycia społecznego.
Tak oto dzień 9 stycznia 2008 roku stał się przełomem dla ZUS.
(Dla porządku dopowiem, że 9 stycznia 2008 roku SN na w/w temat wypowiedział się ogółem w 5 wyrokach, ale te powyżej są najczęściej cytowane.)
Po opublikowaniu w/w wyroków cała Polska została dosłownie zalana prawie że jednobrzmiącymi decyzjami ZUS, skierowanymi do drobnych przedsiębiorców, którzy na całym świecie są maksymalnie zwolnieni z opłacania składek.
Nawet na Słowacji.
Bo normalnemu państwu bardziej opłaca się, gdy jakiś Smith, Juroszek czy inny Kugel zamiast na garnuszku opieki społecznej odciąża budżet gminy i zarabia przynajmniej na siebie.
Ba, nagle ludzie, utwierdzani przez lata przez ZUS, że postępują zgodnie z prawem, nagle stali się wrogami Polski!
Oto Sąd Apelacyjny w Katowicach w składzie – przewodnicząca Alicja Kolonko, Witold Nowakowski – sprawozdawca i Wojciech Bzibziak uznał, że mamy do czynienia z działaniem obywateli przeciwko funduszowi ubezpieczeń społecznych ( a więc w istocie przeciwko państwu) (wyrok z dnia 2 lutego 2012 roku III AUa 1026/11).
Powstaje jednak pytanie: gdzie byli urzędnicy ZUS, którzy obserwowali prawdziwą „ucieczkę” drobnych przedsiębiorców spod obowiązkowego ubezpieczenia?
Dlaczego ZUS milczał przez ponad cztery lata?
W tym czasie powstawały firmy, które oferowały zatrudnienie na tzw. pracę nakładczą, czerpiąc z tego tytułu pokaźne zyski!
Wg szacunkowych danych ZUS chodzi o ok. 50.000 osób. Szacunkowy uszczerbek dla Skarbu Państwa to:
.
Połowa z tego trafiła do firm, oferujących pracę nakładczą, która zwalniała z płacenia ZUS z tytułu wykonywanej działalności gospodarczej.
28 lutego 2009 roku praca nakładcza przestała być alternatywą
To jednak nie oznaczało końca „optymalizacji ZUS”.
c.d.n.
5.01.2016