Już wtedy odnosiłam wrażenie, a teraz jestem tego pewna, że pod szyldem budowania społeczeństwa obywatelskiego poświecono wówczas sporo pieniędzy na kanalizowanie ludzkiej energii i zmysłu społecznego.
Wiele osób, zastanawiając się nad kandydaturą profesora Piotra Glińskiego na szefa gabinetu cieni podawało, że zajmował się on naukowo ropuszkami i żuczkami. Jest jeszcze gorzej niż myślą. W czasach które pamiętam ropuszkom i żuczkom przyglądali się ekolodzy i obrońcy przyrody, natomiast Piotr Gliński przyglądał się przez swe naukowe szkiełko tym, którzy przyglądali się ropuszkom i żuczkom. Piotr Gliński był po prostu badaczem kontrkultury i zajmował się zawodowo tak zwanymi NGO.
Przed 89 rokiem grupa zaprzyjaźnionych przyrodników (w tym ja) wydawała podziemne pisemko ekologiczne SOŚ. ( Serwis Ochrony Środowiska) Byli wśród nas fizycy, energetycy, biologowie, nauczyciele i działacze ochrony przyrody. Mieliśmy bardzo konkretne cele- promocję energii odnawialnych, sprzeciw wobec rozwoju energetyki jądrowej, a przede wszystkim przeciwko budowie w Żarnowcu przestarzałej technologicznie elektrowni jądrowej typu WWER- 440, posadowionej w dodatku na pękniętej ( dzięki kradzieżom cementu) płycie. Naszym inicjatywom kibicował bardzo miły i przystojny pan Piotr Gliński.
Większość autorów i wydawców SOŚ wycofała się rakiem z ekologicznej działalności. Z tych samych być może przyczyn dla których część ekologicznych działaczy do ekologii przystała. Na ekologię był -jak to się mówiło –„ pieniądz do wzięcia”. Im mniej konkretne były inicjatywy i im bardziej grawitowały w kierunku tak zwanej „ ekologii głębokiej” (czyli lewackiej ideologii stawiającej świat przyrody powyżej człowieka), tym łatwiej było te pieniądze uzyskać z rożnych UNDP i innych celowych funduszy. Tak się jednak złożyło, że autorzy i wydawcy SOŚ mieli swoje zawody, nikt z nich nie zamierzał z uprawiania ekologii uczynić sposobu na życie, a ekologia głęboka niektórym z nich wydawała się co najmniej wynaturzeniem.
Do ekologicznej działalności ostatecznie zniechęciły mnie dwa wydarzenia. Jednym z nich było sympozjum w Darłowie w maju 89 roku, które miało być poświęcone energetyce jądrowej. Do końca życia nie zapomnę redagowania – w ścisłym już gronie- listu ( do władz PAN i wszelkich naukowych świętych) podsumowującego obrady. Otóż działacze ekologii głębokiej upierali się przy sformułowaniu, że elektrownia jądrowa jest szkodliwa, gdyż zrzuty gorącej wody szkodzą planktonowi. Nie wiem jak to się skończyło- wyjechałam odmawiając podpisania dokumentu.
W tym samym okresie zostałam zaproszona jako wykładowca ( animator?) do Kolumny pod Łodzią na międzynarodowe spotkanie młodych ekologów, które (jak słyszałam od organizatorów) kosztowało bardzo drogo. Na miejscu zastałyśmy z koleżanką ( biologiem i wykładowcą ekologii) tłumy rozbawionej młodzieży, zupełnie nie zainteresowanej tym co ewentualnie miałybyśmy do powiedzenia. Urządziłyśmy zatem dzieciakom wycieczkę do lasu. Okazało się, że młodzi ekologowie nie odróżniają jodły od sosny natomiast najchętniej oddają się głębokim studiom nad markami piwa.
Takie były zabawy i spory w one lata. Już wtedy odnosiłam wrażenie, a teraz jestem tego pewna, że pod szyldem budowania społeczeństwa obywatelskiego poświecono wówczas sporo pieniędzy na kanalizowanie ludzkiej energii i zmysłu społecznego. Dowodzi tego choćby fakt, że im głupsza była jakaś inicjatywa tym łatwiej było otrzymać na nią pieniądze. (Dodam, że nasz SOŚ miał prywatnego sponsora i nigdy nie zniżył się do dojenia oficjalnych funduszy.) Pamiętam ze sprawozdań UNDP, które regularnie otrzymywałam, dotację przyznaną jakiejś organizacji na zabawę edukacyjną polegającą na przebieraniu dzieci w przedszkolu za motylki i ważki.
Właśnie wtedy rozpropagowano hasło: „ myśl globalnie – działaj lokalnie”.
Długo zastanawiałam się nad jego sensem. Dziś wiem, że znaczyło: „ zajmij się żuczkami, ropuszkami i motylkami, a myśleć możesz sobie co chcesz, bo i tak to będzie bez znaczenia.”
Nie twierdzę, że profesor Gliński w jakimkolwiek stopniu odpowiada za systemowe kanalizowanie energii społecznej. Dla niego byliśmy wszyscy tylko przedmiotem badań, takimi żuczkami czy motylkami, nad którymi pochylał się z miłym uśmiechem.
Ale ja już mam dosyć roli żuczka.