W raporcie Instytutu Europa „Index Mocy Państw” Polska mocno awansowała. Z zasady jestem sceptyczny wobec wszelkich indeksów, rankingów itd., ale tym razem pozwolę sobie na mały komentarz.
W indeksie Polska zajęła: „27. najpotężniejsze państwo świata (w 1991 r. – 35 miejsce na 168 państw), 17. najefektywniejsza dyplomacja, 24. największy kapitał do dyspozycji, 29. najsilniej oddziałująca kultura, 33. kraj pod względem wielkości populacji i jej starzenia, 34. kraj pod względem militaryzacji i 51. państwo pod względem niezależności energetycznej”.
(http://www.rp.pl/Unia-Europejska/305249860-Index-Mocy-Panstw-Polska-moze-byc-potega.html#ap-1)
Niby wszystko fajnie i są powody do zadowolenia. Tylko gdy czytam, że „jeśli chodzi o siłę dyplomacji […] to wynika m.in. z tego, że […] Donald Tusk jest szefem ważnej organizacji międzynarodowej”, to coś mi się nie zgadza. Bo sam fakt, że Tusk od 2014 r. jest przewodniczącym Rady Europejskiej nasuwa podstawowe pytanie – dlaczego dopiero teraz, w 2017 r. wpłynęło to na pozycję Polski w rankingu? A biorąc pod uwagę jednoznaczne zaangażowanie Tuska w spór polityczny w Polsce – to co faktycznie „dodaje punktów” – działalność Tuska, czy stanowisko polskich władz?
Wszelako minister Waszczykowski w moim odczuciu również nie ma powodów do otwierania szampana z tytułu „efektywnej dyplomacji” i „najsilniej oddziałującej kultury”. Tu w pierwszym rzędzie należy wymienić dwie wielkie imprezy: Euro 2012 i ubiegłoroczne Światowe Dni Młodzieży, dzięki którym ludzie z całego świata mięli możliwość bezpośredniego kontaktu z polską kulturą.
Na drugim miejscu wymieniłbym wyjątkowo ożywioną działalność na arenie międzynarodowej Prezydenta Andrzeja Dudy i Premier Beaty Szydło.
Ale i tak najważniejsi pozostają Polacy. Ci, którzy podczas Euro 2012 i Światowych Dni Młodzieży pokazali całemu światu, czym naprawdę jest Polska, i że to nie „nienormalność i garb”. A także polscy internauci, błyskawicznie i bezkompromisowo reagujący na wszelkie obelżywe dla Polaków próby fałszowania historii w stylu „polskich obozów koncentracyjnych”.
Ale jest też jeszcze jeden element, o którym trzeba wspomnieć – kultura masowa. To zespoły z różnych stron świata, zafascynowane polską historią, kulturą i tradycją. To np. węgierska Hungarica, wspominająca wspólne walki o wolność:
czy w poruszający sposób upamiętniająca ofiary Zbrodni Katyńskiej:
Nie można tutaj pominąć szwedzkiej grupy Sabaton, zapewne znacie Państwo ich utwór poświęcony Powstaniu Warszawskiemu:
A to nie jedyny – jest jeszcze utwór poświęcony polskiej husarii i Odsieczy Wiedeńskiej:
i wreszcie poruszający klip o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, którego rocznica mordu przypadała 25 maja:
Jeszcze jedno – zerknijcie proszę, czy tylko mi się stroje wokalistek z tego japońskiego zespołu Kalafina się swojsko kojarzą? (Nie mam pojęcia, o czym śpiewają, ale że się włażeniem na krzesła nie inspirowały, to pewne):
I pewnie wiele innych zespołów i utworów, których nie znam. Można dyskutować, czy taka promocja polskiej historii i kultury faktycznie jest dobrym pomysłem. Ale jest, i wobec zakłamywania prawdy o polskiej przeszłości – jest potrzebna. Zwłaszcza, że przynosi skutki.