Zmierzch demokracji.
31/03/2011
249 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
To nie tak. Bóg jest Świętym nad świętymi grzesznikami i tylko niegodni chcą Mu przypisać atrybuty kata. Albo dał nam dar wolnej woli i sami sobą poniewieramy i karzemy siebie w historii, albo nam nie dał takiego daru i wówczas niewolnikiem jest człowiek, każdy i bez wyjątku, choćby, po miarach władzy i posiadania, myślał o sobie, że jest panem.
Strumień płynie. Musi płynąć – taka jest jego natura. Człowiek tworzy. Musi tworzyć – taka jest ludzka natura.
Dobrze lub źle tworzy człowiek. Jeśli dobrze, wyzwala własną naturę i przynosi dary miłości dla Boga. Jeśli źle, niszczy własną naturę i okrada innych.
Przykłady dobrej twórczości warto rozpowszechniać. O złej lepiej nie wspominać i skazać to na infamię. Dlaczego czynimy odwrotnie? Dlaczego mass media wolą rozpowszechniać złe informacje?
Jedna z możliwych odpowiedzi jest prosta, tak prosta, że aż porażająca w swej głupiej mądrości. Budujemy cywilizację śmierci, cywilizację zamulonego stawu, w którym życie przestaje płynąć i oczyszczać siebie z kłamstwa, przemocy i polityki matriksu.
Dni i noce przemijają. Rok za rokiem, w stawie gromadzi się coraz więcej brudu i śmieci. Nasza cywilizacja degeneruje się i garbi pod ciężarem polityki kłamstwa. Traci dynamikę przemian, którą uruchamia zawsze żywioł prawdy. Strumień wysycha.
Dokąd można dojść z kostuchą diabła? Co można zobaczyć obserwując palec wskazujący na księżyc?
Nasza cywilizacja nie ma szans na przetrwanie. Zamknęła ducha wolności w pudełkach posiadania, w niesprawiedliwości i wyzysku licznych przez nielicznych.
Nadchodzi zmierzch demokracji. Taki musi być finał, gdy zła twórczość wypiera dobrą, a oligarchia na całym świecie popycha klasę średnią ku równi pochyłej biedy i zniewolenia umysłów.
Łatwo przewidzieć koniec cywilizacji zamulonego stawu, gdzie aborcja i eutanazja odsłaniają nowe oblicza starego jak świat przemysłu Holokaustu. Nie trzeba być prorokiem ani mieć objawień, żeby zawyrokować: Końcem cywilizacji śmierci będzie śmierć.
Strumień życia odnajdzie w końcu nowe ścieżki do oceanu. Świętość życia, która wyparowała do obłoków i płynie gdzieś po niebie, powróci w końcu w deszczu prawdy. Jeśli Bóg istnieje, istnieje też nadzieja. Grzechem i bluźnierstwem byłaby wiara w Apokalipsę zesłaną na ludzkość ręką Boga.
Mimo to żal serce ściska. Sami tworzymy Apokalipsę, a w zaślepieniu i fanatyzmie, by zdjąć z siebie brzemię grzechu i marności, odpowiedzialnością za wiszące nad nami tragedie obarczyć chcemy Boga.
To nie tak. Bóg jest Świętym nad świętymi grzesznikami i tylko niegodni chcą Mu przypisać atrybuty kata. Albo dał nam dar wolnej woli i sami sobą poniewieramy i karzemy siebie w historii, albo nam nie dał takiego daru i wówczas niewolnikiem jest człowiek, każdy i bez wyjątku, choćby po miarach władzy i posiadania myślał, że jest panem.
Przychodzimy z pustymi rękami i odchodzimy z pustymi rękami. Mimo to, prawda o strumieniu życia niesie nadzieję: w pustych dłoniach można przenosić przez membrany swiatów, dary owoców miłości.
Dla osób, które nie niosą w pustych dłoniach takich darów, bramy królestwa niebieskiego pozostają zamknięte. Czy kiedyś się otworzą? Tylko Bóg to wie.