Pierwsze komentarze, jakie po wizycie Donalda Trumpa i jego przemówieniu na Placu Krasińskich pojawiły się w „opozycyjnej” i wolnej (od państwowych reklam) „gazecie wyborczej” miały jedynie zdyskredytować wizytę.
Niejaki Bartosz T. Wieliński (ten sam, który prosił Niemcy o interwencję w Polsce w styczniu 2016 roku) na łamach gazwyb stawia tezę, że wyjazd Trumpa do Polski był jedynie po to, aby podładował akumulatory przed wizytą w Hamburgu oklaskami, jakich nie szczędził mu lud pisowski zwieziony autobusami z całego kraju. Tego typu narracja, jako zbyt prymitywna, rychło ustąpiła bardziej subtelniejszej.
Tym razem głos zabrał niejaki Michał Broniatowski, pracujący w amerykańsko-niemieckim Politico.
To ciekawa postać. Urodzony w 1954 karierę rozpoczął w telewizji w 1979 roku. W stanie wojennym związał się z telewizją ITN, Assosiated Press, a od 1985 roku z Reutersem. W 1997 roku zostal dyrektorem tej agencji w Rosji i innych krajach byłego Związku Sowieckiego. W latach 2001-203 w ITI (jeden z dyrektorów), W latach 2003-2009 wiceprezes rosyjskiej agencji prasowej Interfax. W 2013 tworzył całodobowy kanał informacyjny na Ukrainie Espresso TV (takie TVN 24). W Polsce trafił do rady nadzorczej TVN, a w 2017 roku został szefem polskiej edycji niemiecko-amerykańskiej Politico. Pochodzi z rodziny przedwojennych komunistów. Jego ojciec, płk Mieczysław Broniatowski, walczył w wojnie domowej w Hiszpanii, a później kierował szkołami resorowymi bezpieki i Departamentem Społeczno-Administracyjnym MSW, zaś matka, Henryka Broniatowska, po wojnie pracowała w aparacie propagandy PPR, była wiceszefową Instytutu Wydawniczego “Nasza Księgarnia” oraz Wydawnictwa “Iskry”. Jak ulał pasuje do określenia „resortowe dziecko”.
Zasłynął jako ten, który podał w Internecie instrukcję stworzenia polskiego Majdanu. *
Na szczęście wyszedł jedynie Ciamajdan.
Broniatowski komentując wystąpienie Trumpa uderza w ton pojednawczy, próbując przedstawić pominięcie niektórych aspektów naszej historii jako ukłon w stronę PiS.
„Prezydent Trump mówił jednak o poległych. O bohaterach, którzy mieli godność i wielki cel, ale którzy przegrali. Tymczasem przed sobą miał widownię – na placu Krasińskich i przed telewizorami – wśród której siedzieli przedstawiciele całego pokolenia, które wywalczyło wolność i dało przykład światu. I przeżyło. O nich zapomniał.
To jest pokolenie wielkiego ruchu Solidarności. Ruchu, który pociągnął Polaków do pokojowej i – co rzadkie w polskiej historii – zwycięskiej walki. Ruchu, na którego czele stał Lech Wałęsa. Jego imię i nazwę „Solidarność”, prezydent Stanów Zjednoczonych wymienił tylko raz, zdawkowo i kurtuazyjnie, kiedy witał Wałęsę wśród innych gości. A potem, w opowiedzianej przez niego historii Polski zabrakło i Solidarności i Wałęsy.
Co się stało? Jakim sposobem Trump zapomniał o swoim poprzedniku z lat 80-tych ubiegłego wieku, Ronaldzie Reaganie, dla którego wsparcie dla Solidarności było jednym z głównych elementów walki z „imperium zła”, jak nazywał Związek Radziecki? Jak Trump mógł zapomnieć o podziwie Amerykanów dla Polski za obalenie komunizmu, który kazał im zaprosić Lecha Wałęsę do wygłoszenia mowy w ich Kongresie w listopadzie 1989 toku? W Europie mieszkańcy wschodniego Berlina właśnie tłumnie przechodzili przez zwalony mur na Zachód, kolejne dyktatury sowieckiego bloku zaczynały padać niczym kostki domina, a robotnik z Polski słuchał stojącej owacji amerykańskich deputowanych i senatorów.
.
Co się stało, że Trump nie poszedł w ślady wszystkich swoich poprzedników, którzy odwiedzając Polskę po 1989, zawsze spotykali się z Wałęsą, a George Bush odwiedził go nawet w jego mieszkaniu na gdańskiej Zaspie?
.
Odpowiedź jest prosta. I smutna zarazem.
.
Trump zgadzając się przyjąć zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy, wpadł w nierozwiązywalną pułapkę: jeśli wspomni o Wałęsie, to obrazi swoich gospodarzy, którzy właśnie z zapałem wygumkowują laureata Nagrody Nobla z historii Polski. Jeśli o nim nie wspomni, a co gorsza nie zaprosi go na honorowe miejsce, narazi się na oskarżenia o brak szacunku dla własnej historii i o oportunizm.
.
Biedni ci politycy.”
.
.
Broniatowski pisze to zupełnie poważnie. Zupełnie tak, jakby w świadomości społecznej nie było miejsca na niedawny przekaz Włodzimierza Czarzastego.
Otóż nie było zwycięskiej rewolucji, ale dogadanie się dzieci dawnych komunistów z komunistami aktualnie zarządzającymi Polską.
I jeżeli faktycznie dekada lat 1980-tych była wypełniona wrzeniem przedrewolucyjnym to naprzód „okrągły stół”, a potem częściowo wolne wybory z 4 czerwca 1989 roku wygasiły nastroje.
Kolejne lata znamy.
Dlatego tak naprawdę ani jeden z oprawców nie poniósł kary, a niegdysiejsi władcy PRL stali się biznesmenami.
I to przez duże B.
Ale ogień, który zapłonął w Sierpniu został jedynie stłumiony.
Wybuchł ponownie w 2015 i nic już go nie ugasi.
Polacy wstali z kolan, towarzyszu redaktorze.
Po Trybunale Konstytucyjnym padła kolejna instytucja mająca pilnować, żeby mimo pozornych zmian wszystko pozostało po staremu.
.
.
.
12.07 2017
__________________________________________________
*
MAŁA INSTRUKCJA co musi się stać, żeby powstał Majdan.
To było tak: