Osobiście wolałbym aby Pan przestał robić to co Pan robi. Jednak szczerze wątpię czy posłucha Pan, nawet gdyby dokładnie to samo powiedziało Panu 10, 100 lub 1000 innych blogerów.
FYM, stracił Pan wiarygodność
Stało się to ostatecznie w chwili gdy zdecydował Pan opublikować tyleż sławny co i żałosny bełkot na S24.
Czytałem Pana fantastykę pseudonaukową do chwili, w której zdjęcia tłuków z MWDowskiego "specnazu" zaczął Pan ilustrować cytatami Suworowa o Specnazie. Samo w sobie nie byłoby to niczym więcej jak śmieszną pomyłką, ale brak reakcji na kontry dowodzące , że ruskie ZOMO (czym w istocie byli żołnierze ze zdjęć) ma się do Specnazu tak jak kij baseballowy do wyrzutni Javelin – to było "o jeden most za daleko".
Pan i Pana zwolennicy woleliście pozostawać uwiedzeni czarem obecności złowrogich spec-oddziałów w Smoleńsku. I które dodatkowo tak wdzięcznie pozowały do zdjęć.
Dalej były "analizy" wypowiedzi bliższych i dalszych świadków smoleńskich wydarzeń, z całkowitym pomijaniem tego, że człowiek po przeżyciu traumatycznych chwil, nie jest bezdusznym, zero-jedynkowym rejestratorem i może mylić się co do detali, chronologii, etc.
Myli się ? Znaczy brał w taki czy inny sposób udział w zakulisowych działaniach.
Ostatecznie odpuściłem gdy na zmasakrowanych kompresją materiałach audio i wideo widzieliście i słyszeliście rzeczy, których nie widział i nie słyszał nikt inny.
Potem wróciłem na krótko do czytania Pańskich "analiz" ponieważ dotknęliście tematu, który dość dobrze znam.
Było to podczas "burzy mózgów" na temat wędrujących pomników, płotów, drzew, etc., również całego otoczenia, które sprawnie niczym kameleon zmieniało kolory.
Wszystko to było zestawem żelaznych dowodów na "maskirowkę". Skoro zdjęcia z rzekomego Smoleńska były wykonywane gdzie indziej – a to pomnik był w innym miejscu, a to droga za szeroka, a to kolor na bramie nie ten – to oczywiste, że innego wytłumaczenia być nie mogło.
Wydawało się, że wyjaśnienia tajemniczych zjawisk pochodzące z elementarza fizyki na poziomie szkoły podstawowej, tudzież podstaw fotografii cokolwiek zmienią, wyjaśnią…
Wydawało się…
Nieznajomość takich zagadnień jak pozorne zniekształcenia perspektywy, rejestracja i percepcja kolorów, nie są, oczywiście, zarzutem. Można tego nie wiedzieć i żadna to ujma.
Jednak kiedy niewiedza bezczelnie zaczyna "analizować" i tłumaczyć rzeczywistość, przestaje być niewiedzą – staje się ordynarną ignorancją.
Potem usłyszałem o Panu tuż po opublikowaniu niesławnego tekstu na S24. Czytałem go czując jak rośnie we mnie osłupienie – stwierdziłem; albo zwariował, albo porwali go ci sami co porwali tupolewa i teraz podstawiają jakiegoś nierozgarniętego Stiopę, który usiłuje uskutecznić maskirowkę w wersji light.
Nie wiem co pisał Pan pomiędzy moim ostatnim kontaktem z Pana blogiem, a tym wpisem, ale to co Pan tam zawarł ostatecznie mnie przekonało, iż miałem rację dając sobie spokój ze śledzeniem tej "twórczości".
Nie wiem czy jest Pan agentem Kremla – mam za mało na ten temat wiedzy. Niemniej to co Pan zrobił przez te z górą dwa lata, przynajmniej powinno zapalać światełko alarmowe i przestrzegać – projekt FYM jest podejrzany.
Do tego namawiałbym wszystkich, którzy jeszcze nie wiedzą co sądzić o projekcie FYM.
Osobiście wolałbym aby Pan przestał robić to co Pan robi. Jednak szczerze wątpię czy posłucha Pan, nawet gdyby dokładnie to samo powiedziało Panu 10, 100 lub 1000 innych blogerów.
Niestety temu co Pan robi wieszczę sukces – ludzie lubią takie alternatywne historie choćby najmniej trzymały się kupy.
Lądowanie na księżycu odbyło się w studiu filmowym, WTC zaatakowały służby USA, Kennedyego zastrzelili Marsjanie, na płaskowyżu Nazca są pasy startowe lub nawigacyjne dla statków kosmicznych, a polską delegację porwało FSB…
To gówno sprzedaje się nadzwyczaj dobrze.
Pan jest Erichem von Daenikenem i Danem Brownem w jednym. Może z jedną różnicą – tamci zbili szmal na idiotach, a Pan zdaje się jęczał, że wręcz przeciwnie… ?
AdamDee
ps.: Pisze Pan sprawnie i potoczyście jednak niech weźmie Pan łaskawie pod uwagę jedną rzecz – jeśli ktoś ma czas i jest rozmiłowany w obfitym opisowym słowie, prędzej sięgnie po Sienkiewicza, Tolkiena czy afirmacje warszawskich bram u Tyrmanda.