Dwukrotny mistrz olimpijski (1964 Tokio, 1968 Meksyk) w boksie – Jerzy Kulej. Legendarny polski pięściarz miał 71 lat.
Poważne problemy ze zdrowiem pojawiły się jeszcze w ubiegłym roku. Na warszawskim benefisie Daniela Olbrychskiego doznał zawału, ale po kilku tygodniach wyszedł ze szpitala. Żartował wtedy nawet: – Śmierć omal mnie nie znokautowała, ale nie dałem się wyliczyć. Do końca walczył o powrót do pełni zdrowia. Swoją najważniejszą walkę przegrał kilka miesięcy później…
Do boksu trafił dopiero w wieku 16 lat. Urodził się i wychował na jednym z biedniejszych częstochowskich osiedli, Ostatnim Groszu. Zajęcia w bokserskiej sekcji miejskiego Startu stały się dla niego możliwe dopiero w drugiej połowie lat 50. Wystarczyło siedem lat, aby został mistrzem Europy. W 1963 roku rozbił w Moskwie faworyta gospodarzy – Alojza Tumińsza.
Tokio 1964: narodziny mistrza
Na igrzyska do Japonii poleciał jako mistrz Starego Kontynentu. Nie miał zamiaru się tym zadowalać. Drogę na szczyt torował kolejnymi pewnymi triumfami. Zaczęło się od Argentyńczyka Roberto Amayi i Brytyjczyka Dicka McTaggarta, a w ćwierćfinale pokonał Rumuna Iosifa Mihalika. Medal miał już w garści.
Poszedł za ciosem. W półfinale wygrał z Ghańczykiem Eddiem Blayem, a w finale z reprezentantem ZSRR, Eugeniuszem Frołowem. Znakomicie zrewanżował się mu za porażkę w meczu Polska – Związek Radziecki kilka miesięcy wcześniej. Podczas całego turnieju tylko dwóch bokserów było w stanie odebrać mu po jednym punkcie. Wszystkich pozostałych rozbijał do zera!
Przepraszam, czy tu biją?
Jerzy Kulej nigdy nie należał do pokornych. Poważne problemy zaczęły się tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Meksyku. Wracając swoim mercedesem z dyskoteki, stracił panowanie nad autem. Czerwcowy poranek rozpoczął się dla niego groźnym dachowaniem i wyjazd do Ameryki Środkowej stanął pod znakiem zapytania. On jednak wiedział, że zdąży. Na pamiątkę tamtych dni została mu blizna w okolicach szczęki.
Choć zdążył dojść do siebie i wywalczyć nominację, na igrzyska nie poleciałby, gdyby nie interwencja Feliksa "Papy" Stamma. Wszystko przez bójkę w ostatnim dniu zakopiańskiego zgrupowania. Kulej znokautował w niej czterech milicjantów. Mimo iż sam, jako pięściarz Gwardii, formalnie był również funkcjonariuszem.
Mógł trafić do więzienia, gdyby nie ultimatum, które udało się wywalczyć Stammowi. Winy zostaną zapomniane, jeśli z Meksyku wróci z medalem.
Meksyk 1968: kubańska plama
Zdobył złoto, ale nie było wcale łatwo. W ćwierćfinale twarde warunki postawił reprezentant NRD, Peter Tiepold. Słabsza postawa wynikała prawdopodobnie z obawy o niewypełnienie ultimatum. Po wygranej walce, Kulej odetchnął więc z ulgą. Co najmniej brązowy krążek miał już w kieszeni.
Bez presji, w półfinale do zera rozprawił się z Finem Nilssonem. W finale czekał szybki i dynamiczny Kubańczyk, Enrique Requeiferos.
Polak wygrał 3:2, ale, jak wspomina, była to najtrudniejsza walka w jego życiu. Potężne ciosy Kubańczyka co chwila dosięgały głowy Kuleja.
– Przed oczami widziałem tylko ciemną plamę, w którą zacząłem z uporem bić. W ostatniej rundzie, zdawało się, że na ślepo biją już obaj. Zmęczenie rywala lepiej wykorzystał Kulej, który na kilka chwil przed gongiem kończącym ostatnią rundę, zdołał jeszcze skutecznie zaatakować.
Jednak brak tej wielkiej pewności, którą imponował przez całą karierę, był pierwszym sygnałem do jej zakończenia. Jerzemu Kulejowi udała się trudna sztuka – odszedł z czynnego sportu w chwili, gdy był na szczycie. Ze wszystkich 348 walk wygrał aż 317!
Życie poza ringiem
Po zakończeniu kariery ukończył studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. W ostatnich latach był cenionym komentatorem podczas najważniejszych bokserskich, w tym również Andrzeja Gołoty oraz Tomasza Adamka. Zawsze podkreślał, że "nie ma dobrych bokserów, są tylko źle trafieni"…
żróło: sport.tvp.pl/inne/sporty-walki/boks/aktualnosci/zmarl-jerzy-kulej-legenda-polskiego-boksu/7989838