Złota zasada.
12/07/2012
507 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Bo kogo kochasz, gdy łączysz się z polem przedwiecznej miłości?
Rozświetlenie ja natychmiast przepłynie po najdalsze horyzonty kosmosu i stanie się widzeniem, że każde ja w nieskończonej zbiorowości my niezliczonych rodzajów stworzeń pulsuje w tym samym takcie boskiej symfonii i pragnie się przebudzić, by widzieć miłość.
Lecz widzieć miłość dano nielicznym.
Lecz nieliczni dopuszczają własne serce do pola przedwiecznej miłości.
Pozostali poprzestają na wierze, że zobaczą – kiedyś tam, może w niebie, może po odprawieniu religijnych rytuałów, a może, gdy zbawiciel, w którego wierzą, pociągnie ich w głąb swego miłosiernego serca i ukoi ból istnienia.
A najliczniejsi nie uwierzą, nim nie doświadczą.
Nie mam dobrej nowiny dla tych ostatnich: nie doświadczą, nim nie uwierzą. A dalsze rozwinięcie tej hagady da się ująć w proste słowa: widzimy to, w co wierzymy. Oto paradoks. Oto tajemnica tajemnic.
Szczęśliwi przyjmują szczęście wprost z pola boskiego ogrodnika i o nic się nie troszczą. A nieszczęśliwi tego nie rozumieją. To w jakim języku mogą ze sobą rozmawiać?
Bo kogo kochasz, gdy łączysz się z polem przedwiecznej miłości?
Gdy miłość spala nawet grzech i złą karmę, czy zechcesz postawić na rozłąkę?
Bo kogo kochasz, gdy łączysz się z polem przedwiecznej miłości?
Siebie. I raczej pole przedwiecznej miłości, w którym jest zanurzony ten drugi, nawet, gdy o tym nie wie, nie wierzy w to i tego nie widzi.
Nie wierzy w to, tego nie widzi i nie doświadcza miłości, lecz już kocha. Drugi, który nie kocha, już kocha. Oto paradoks. Oto tajemnica tajemnic.
Dziś jego miłość jest nadzieją, pragnieniem i tęsknotą. Staje się cierpieniem i wciąż tylko cierpieniem. Smugami cienia na jasności widzenia przedwiecznej miłości, która każdego kocha i o nic nie pyta ani nie prosi dla siebie. Cierpieniem, które nie ustanie, nim nie zakończy się pokuta i oczyszczenie.