ZIOBROFOBIA
15/06/2012
503 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Redaktor Sakiewicz zapadł na chorobę zupełnie nową, której jeszcze nie znajdziemy w katalogu fobii. Roboczo nazwałem ten rodzaj fobii – „Ziobrofobią”.
Zdecydowałem się napisać felieton o fobiach, dedykując go red. naczelnemu „Gazety Polskiej” – Tomaszowi Sakiewiczowi. Nie ukrywam, że zainspirował mnie do tego artykuł zamieszczony na łamach wspomnianej gazety, zatytułowany ni mniej, ni więcej – „Kiedy Trwam będzie silna jak TVN”. Sam nie wiem do końca, czy autorowi chodziło o stwierdzenie, czy też o pytanie. Tytuł jest w każdym razie złowieszczy, bo raczej nie chcemy wytyczać telewizji Ojca Tadeusza drogi, przez którą przechodzi obecnie stacja TVN, targana licznymi problemami finansowymi i zadłużeniem sięgającym, bagatela, 2.5 mld złotych. Załóżmy jednak, że doszło do swego rodzaju lapsus calami, czyli błędu powstałego wskutek pospiesznego pisania tekstu przez autora.
Wróćmy do wspomnianych na wstępie fobii. Temat jest dosyć obszerny, bo ich mnogość z pewnością przyprawia o zawrót głowy. W praktyce fobia oznacza strach przed czymś, co powoduje u osoby chorej reakcje paniczne i irracjonalne. Jeśli człowiek ma dla przykładu lęk wysokości, znaczy to, że zapadł na akrofobię, lęk przed pająkami to arachnofobia, klaustrofobia oznacza strach przed małymi pomieszczeniami, a kynofobia przed psami. Redaktor Sakiewicz zapadł na chorobę zupełnie nową, której jeszcze nie znajdziemy w katalogu fobii. Roboczo nazwałem ten rodzaj fobii – „Ziobrofobią”. Zwykle taki stan powoduje u osoby chorej drgawki, reakcje lękowe, pocenie się rąk, przyspieszone bicie serca, a w skrajnych przypadkach omdlenia lub nawet zawały serca. W przypadku T. Sakiewicza nie wiem, czy te objawy mają miejsce, ale z pewnością „Ziobrofobia” przekłada się u niego na agresywne w swoim wydźwięku zdania. Choć pana redaktora cenię i z chęcią zanurzam się w jego teksty, to jednak nie mogę przejść obojętnie wobec ostatniego artykułu. W jakimś sensie swoim piórem dotknął i mnie, członka Solidarnej Polski. Muszę przyznać, że w pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, czy czytam słowa napisane przez dziennikarza poczytnej bądź co bądź gazety, czy rzecznika prasowego przywódcy największej partii opozycyjnej. T. Sakiewicz odmówił praktycznie politykom związanym ze Zbigniewem Ziobrą prawa do brania udziału w marszach, mających na celu ochronę interesów Telewizji Trwam. Według niego, popularność przywódcy Solidarnej Polski jest podobno dziesięć razy mniejsza niż Jarosława Kaczyńskiego, a sama formacja dogorywa. Całość zostaje przez dziennikarza spięta stwierdzeniem, że jedynym słusznym przywódcą jest Jarosław Kaczyński. Cóż za porażające wnioskowanie, jakby żywcem wyjęte z jakiegoś pisma propagandowego minionej epoki!
Chciałbym, żeby czytelnik tego felietonu dobrze mnie zrozumiał. Moje słowa nie są wymierzone w żadnym przypadku w przywódcę PiS-u, ale są wyrazem zdumienia całkowitym zatraceniem poczucia roli, którą pełni w społeczeństwie dziennikarz. Dla mnie wykonawca tej profesji musi być obiektywny, niezależny i uciekać od jakichkolwiek podejrzeć o stronniczość. Tak na marginesie, gdyby miały nastąpić zmiany na stanowisku rzecznika prasowego Prawa i Sprawiedliwości, najchętniej widziałbym tam T. Sakiewicza. Przynajmniej wydaje się być bardziej przystojny od A. Hofmana…
Solidarna Polska powstała, ponieważ we właściwy sposób odczytuje znaczenie słowa „polityka”, która tak dosadnie została opisana przez jednego z największych socjologów niemieckich Maksa Webera. Według jego definicji, jest to dążenie do udziału we władzy. Inaczej rzecz ujmując – jeśli chcesz pomóc Telewizji Trwam, musisz mieć władzę, żeby swoje pragnienia zrealizować. Oczywiście takie dążenie może przejawiać się w tym, że można jeszcze przez 23 lata wylewać krokodyle łzy na łamach „Gazety Polskiej” z powodu wiecznego pozostawania w opozycji. Można też tradycyjnie straszyć dzieci Donaldem Tuskiem, a po kolejnych przegranych wyborach zaśpiewać słynne – „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało…” Ale chyba o to w polityce nie chodzi. Tak na marginesie, nie słyszałem, żeby w Solidarnej Polsce ktoś źle wyrażał się o Jarosławie Kaczyńskim. Nikt nie odmawia mu jako wyjątkowej postaci rozpoczęcia wielkiej przebudowy Polski. Dziennikarz powinien też zauważyć, że jego najlepszy uczeń już dziś zyskuje sobie coraz większą sympatię w społeczeństwie, a Solidarna Polska dawno przestała być tak zwanym odpryskiem. Sam ubolewam, że obaj nie mogą dziś służyć Polsce w jednym ugrupowaniu, ale taki był przed miesiącami wybór władz Prawa i Sprawiedliwości. Nie widziałem też, żeby w czasie marszu w obronie Telewizji Trwam było mniej sztandarów Solidarnej Polski niż Prawa i Sprawiedliwości. O ile sobie przypominam, do stolicy jechałem w autobusie wspólnie ze zwolennikami Radia Maryja. Nie zauważyłem, żeby ktoś źle się czuł z powodu tego, że tysiące naszych sympatyków skandowało hasła popierające telewizję Ojca Tadeusza. A może pan redaktor pozostawał tylko w grupie skandujących „Jarosław, Jarosław…” i nie miał możliwości dostrzeżenia tego faktu? Spieszę też wyjaśnić, że Trwam jest także moją telewizją i żaden redaktor nie będzie decydował, czy mogę uczestniczyć w takich marszach, czy powinienem pozostać w domu i oglądać w TVN24 przemawiającego pod Belwederem prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Właściwie to powinienem się nawet cieszyć, że ceniony przeze mnie red. Sakiewicz poświęca Solidarnej Polsce tyle miejsca. Oznacza to, że nasza formacja została wreszcie zauważona jako coraz bardziej istotny element konstrukcji polskiej sceny politycznej. Dla niektórych stała się przy okazji też fobią. Choć działa zaledwie kilka miesięcy, sięga w niektórych sondażach 8%, a z każdym kolejnym miesiącem popularność będzie rosła. Zdaje się o tym wiedzieć już sam Jarosław Kaczyński, wyznaczając dla buntowników kolejne, ostateczne terminy powrotu do macierzystej partii. Niestety, red. Sakiewicz nieświadomie podzielił swoim tekstem wyborców prawicy. Odmówił prawa do udziału w marszu politykom Solidarnej, bo przecież mogliby wykorzystać to w swoim przebiegłym planie opanowania sceny politycznej, podczas gdy prawym i sprawiedliwym politykom innej formacji nawet przez myśl nie przejdzie taka intencja. Diagnoza moja jest jednoznaczna – redaktor naczelny Gazety Polskiej zapadł na fobię, na którą już choruje wielu działaczy Prawa i Sprawiedliwości z zajadłością wypowiadających się przeciwko Solidarnej Polsce. Ale spieszę też pana redaktora uspokoić. Fobie są zazwyczaj uleczalne. Na ten rodzaj stanów lękowych potrzebna jest tylko dobra terapia. Można też odbyć samemu ze sobą taką 20-sto minutową autoterapię i w ciszy przyjąć do wiadomości, że jak nie można fobii zwalczyć, to trzeba ją po prostu polubić.
Michał Wójcik
Przewodniczący Solidarnej Polski Śląsk