Na jesieni tego roku powiatowe urzędy pracy, chyba odgrodzą się wysokimi płotami od bezrobotnych, a premier Tusk ze swoimi ministrami nie będzie opuszczał budynków rządowych bez solidnej ochrony.
1. Podczas ostatniej sejmowej debaty nad absolutorium dla rządu Tuska zarówno minister finansów jak i posłowie rządzącej koalicji Platforma -PSL, przez wszystkie przypadki odmieniali, wzrost gospodarczy w Polsce i podkreślali, że na tle innych krajów europejskich jesteśmy wręcz oazą szczęścia (rządzący jak ognia teraz boją się wspominać termin zielona wyspa jakiego użył we wrześniu 2009 roku na opisanie Polski Donald Tusk, ponieważ w tamtym czasie drugą taką zieloną wyspą w Europie była jeszcze tylko Grecja).
Zachwytom rządzących nad wykonaniem budżetu za 2011 rok nie byłoby wtedy końca , gdyby nie poruszana między innymi w moim wystąpieniu kwestia podwójnej księgowości dotyczącej liczenia długu publicznego (a nawet potrójnej jeżeli się weźmie pod uwagę kwoty długu „zamiecione pod dywan”), a także dramatyczna wręcz sytuacja na rynku pracy.
Ta pierwsza kwestia wymaga odrębnego tekstu, dzisiaj zajmę się tą drugą, zwłaszcza po wywiadzie jakiego nie dalej jak wczoraj udzielił jednej z rozgłośni radiowych podsekretarz stanu w resorcie pracy, minister Jacek Męcina.
2. Otóż zaledwie 4 dni po debacie sejmowej w której wszystko wyglądało świetnie, wiceminister pracy przyznaje w radiu, że na rynku pracy na jesieni sytuacja będzie dramatyczna i że minister finansów tego nie rozumie, bo blokuje środki w funduszu pracy.
Przypomnę tylko, że wprawdzie bezrobocie w czerwcu tego roku, spadło o 0,2 pkt. procentowego ale w analogicznym miesiącu roku poprzedniego bez mistrzostw w piłce nożnej i nawałnicy inwestycji infrastrukturalnych, zmalało aż 0,5 pkt procentowego.
W czerwcu wskaźnik bezrobocia wyniósł 12,4% czyli bez pracy było ciągle około 2 mln Polaków ale już od sierpnia może być tylko gorzej. Według ostrożnych szacunków w końcu grudnia tego roku wskaźnik bezrobocia sięgnie 14%, a w liczbach bezwzględnych bezrobotnych będzie przynajmniej 2,3 mln.
3. Okazuje się, że na rynek pracy nie oddziałują pozytywnie ani zaklęcia w stylu „zielonej wyspy” ani „prawie ustawowy” entuzjazm serwowany nam codziennie przez media głównego nurtu, a to powodu, że „byliśmy dobrymi gospodarzami Euro 2012” albo z powodu kolejnych sukcesów sportowych tym razem na Olimpiadzie w Londynie.
Gwoździem do trumny sytuacji na rynku pracy jak twierdzą eksperci, była lutowa podwyżka składki rentowej o 2 pkt. procentowe. Da ona wprawdzie budżetowi około 8 mld zł dodatkowych wpływów (dokładnie o tyle będzie mniejsza dotacja budżetowa do ZUS) ale jednocześnie będzie kosztowała utratę przynajmniej 200 tysięcy miejsc pracy (tak przy okazji mimo tego, że mamy II półrocze minister finansów jeszcze nie zdążył odblokować wynoszącej 0,5 mld zł rezerwy budżetowej przy pomocy której miał przynajmniej częściowo rekompensować samorządom wzrost kosztów zatrudnienia z tytułu wzrostu składki rentowej).
Pamiętam jak w debacie nad tą propozycją rządu podnosiłem ten argument w styczniu i na komisji finansów publicznych i na sejmowej sali plenarnej, wtedy odpowiadający na pytania posłów wiceminister pracy Marek Bucior zapewniał, że podwyżka składki rentowej, aż tak negatywnego wpływu na rynek pracy nie będzie miała. Niestety po zaledwie pół roku wychodzi na moje.
4. Dramat na rynku pracy dodatkowo pogłębia sam minister finansów. O jego nieodpowiedzialnej polityce wobec Funduszu Pracy pisałem wielokrotnie.
Przypomnę tylko, że po wyjątkowo trudnej sytuacji na rynku pracy w roku 2011 spowodowanej drastycznym ograniczeniem środków z Funduszu Pracy na aktywne formy ograniczania bezrobocia, samorządy powiatowe liczyły, że rok 2012 będzie pod tym względem lepszy od poprzedniego.
Niestety nic takiego się nie stało, środki na ten cel są zaledwie o 0,2 mld zł większe i wyniosły około 3,4 mld zł, co oznacza, że w dalszym ciągu aktywne formy ograniczania bezrobocia będą finansowane na poziomie 50% wydatków na ten cel w roku 2010.
Minister Rostowski zarówno w roku 2011 i jak i 2012, regularnie przejmuje część środków Funduszu Pracy i przeznacza je na zmniejszenie poziomu deficytu sektora finansów publicznych. W roku 2011 była to kwota ponad 3 mld zł w roku 2012 będzie to kwota powyżej 2 mld zł. A więc aż 5 mld zł pieniędzy w swoisty sposób „znaczonych” jest wykorzystywane niezgodnie ze swoim przeznaczeniem.
Mimo tego, że protestują w tej sprawie pracodawcy (złożona skarga do Trybunału Konstytucyjnego), którzy odprowadzają na Fundusz Pracy 2,45% podstawy wymiaru od wynagrodzenia każdego zatrudnionego przez siebie pracownika, że pieniądze są wykorzystywane niezgodnie z celem na który zostały wpłacone, szef resortu finansów, a za nim koalicja PO-PSL nic sobie z tego nie robi.
Na jesieni tego roku powiatowe urzędy pracy, chyba odgrodzą się wysokimi płotami od bezrobotnych, a premier Tusk ze swoimi ministrami nie będzie opuszczał budynków rządowych bez solidnej ochrony.