Zemsta za czarną sukę
15/11/2012
587 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Sytuacja, gdy Niemcy i Rosja dogadują się nad naszymi głowami jest dla nas zawsze groźna. Lepiej dla nas gdy się wadzą i narasta między nimi chłód. Trzeba to zauważać.
W kręgach polityczno-dyplomatycznych Berlina do dziś jeszcze pamiętają słynną historię z suką Putina imieniem Koni, która sprawiła wielki dyskomfort Angeli Merkel, gdy 21 stycznia 2007 roku Primakanzlerina odwiedziła Putina, wówczas premiera Rosji, w jego rezydencji w Boczarowym Ruczaju w Soczi. Jeszcze przed oficjalną wizytą zespół z niemieckiego protokołu przypomniał Rosjanom, że pani kanclerz boi się psów i ich nie znosi. Mimo to, gdy przyjechała do Soczi, Putin najpierw kazał jej długo na siebie czekać, a następnie przed nim do sali weszła jego ulubiona wielka czarna suka rasy labrador i bezceremonialnie obwąchała panią kanclerz zanim jeszcze Putin się z nią przywitał. Speszona Angela, która zna rosyjski jeszcze ze szkoły w NRD, trochę niezdarnie wtedy zażartowała „Nadiejus’ szto ona żurnalistow nie kuszajet?”, ale Putin nie zareagował, a Koni uwaliła się koło fotela zesztywniałej pani Merkel i pilnowała jej do końca mało wtedy udanej rozmowy. Sukę podarował Putinowi w 2000 roku gen. Siergiej Szojgu, jego główny kapciowy (który właśnie został ministrem obrony Rosji) i prezydent nazwał ją Koni, podobno na cześć Condolezzy Rice, bo jak z rozbrajającą szczerością i taktem zauważył pewien komentator z Kommiersanta , ta czarna suka od razu mu się skojarzyła z ówczesną sekretarz stanu USA. Sam Putin używał potem Koni w wielu innych (nie)dyplomatycznych sytuacjach, np. kiedy przyjmując prezydenta George’a W. Busha w innej swojej rezydencji w Nowo-Ogariowie nie omieszkał zauważyć, przedstawiając mu Koni, że jest ona „większa, twardsza, szybsza i silniejsza” niż Barney, czarny szkocki terier rodziny Bushów. Podobno potem Putin zwierzał się swoim ludziom, że w ostatniej chwili powstrzymał się od stwierdzenia, że Koni jawliajetsa toże bolieje umnoj (jest także mądrzejsza).
Angela Merkel jest znana z tego, że potrafi się opanować i nie psuje swymi gestami żadnego dyplomatycznego kontekstu. Zapewne łączy ją i dzieli z Putinem wiele podskórnych emocji, bo gdy ona była córką pastora w NRD, Putin był rezydentem KGB w Dreźnie. Nad swymi emocjami Angela panuje dużo lepiej niż Joachim Gauck, też z NRD i też b. pastor (z którym się podobno serdecznie nienawidzą), który na wszystko co rosyjskie i enerdowskie do dziś reaguje alergicznie. Dla niej negocjacje z Rosją to po prostu zwykłe kupno rosyjskiego gazu i sprzedaż niemieckich maszyn. Incydent z czarną suką najwidoczniej jednak mocno utkwił jej w pamięci, bo na XII spotkanie w ramach tzw. Dialogu Petersburskiego, które właśnie wczoraj zaczęło się, a jutro kończy się w Moskwie, pani Merkel przywiozła ze sobą jakby w rewanżu za Koni, bardzo niemiłego Putinowi gościa. Forum, o którym tu mowa Putin zainicjował ze Schroederem w roku 2001, w czasie ich brzydkiego flirtu nad, a może raczej pod Bałtykiem. Są to doroczne spotkania około 100-osobowych grup biznesmenów, naukowców i polityków, poświęcone „szczerej wymianie poglądów” w ośmiu stałych grupach tematycznych, które odbywają się naprzemiennie w Niemczech albo Rosji i w których zwykle uczestniczą także najwyżsi urzędnicy obu państw, jak np. obecnie 8 ministrów z Niemiec i 14 z Rosji. W tym roku jednak przewodniczącym grupy dyskusyjnej dla tematyki Zivilgesellschaft,czyli grażdanskoje obszczestwo (społeczeństwo obywatelskie) został niejaki Andreas Schockenhoff.
Słysząc nazwisko Schockenhoff Putin dostaje szoku. Jest to bowiem nie tylko przewodniczący klubu parlamentarnego CDU (rodzimej partii pani kanclerz), ale także jej specjalny wysłannik i koordynator (Rosjanie mówią – komisarz), ds. pozarządowych kontaktów niemiecko-rosyjskich. Ma do tej misji zapewne specjalne predyspozycje wątrobowe, bo dał się wielokrotnie poznać jako miłośnik preparatu C2H5OH. Z powodu wypadków samochodowych spowodowanych pod jego wpływem w roku 1995 i 1998 dwa razy zawieszano mu nawet immunitet poselski aż do wytrzeźwienia (raz miał 2,3 promille we krwi, czyli trochę mniej od naszego biskupa). Obecnie jednak, już na odwyku, Schockenhoff wyżywa się raczej w innej dziedzinie. Odkąd Putin został po raz drugi prezydentem Rosji w maju br., niemiecki polityk zagiął na niego parol (*tu zaznaczam: Naczelny NE nie ma z tym nic wspólnego i proszę go do tej sprawy nie mieszać). Stale mu wypomina różne łamania praw człowieka, a w szczególności grup opozycji, organizacji pozarządowych i demonstrantów, najbardziej zaś trzech Zbuntowanych Cipek, które w ramach wolności wulgarnego słowa sprofanowały moskiewski sobór Chrystusa Zbawiciela i dostały za to w sądzie wyroki, których pobłażliwa miałkość do dziś mnie zdumiewa i gorszy.
Uwagi Schockenhoffa o Putinie były kilkakrotnie tematem not wymienianych pomiędzy ambasadami i służbami dyplomatycznymi obu krajów. Niemieckie MSZ też próbowało trochę swego chadeka okiełznać uznając, że takie drażnienie niedźwiedzia może się niekorzystnie odbić na interesach Niemiec, ale nic z tego nie wyszło. W końcu w październiku Moskwa oskarżyła Schockenhoffa o wygłaszanie „zniesławiających uwag” na temat jej prezydenta i zagroziła, że nie będzie dłużej uznawać jego kompetencji występowania w imieniu niemieckich władz.
Niemcy mogły puścić tę uwagę mimo uszu, ale z jakichś powodów, które w świetle dotychczasowej strategii trudno zrozumieć, Berlin zareagował „mit ungewoehnlich deutlichen Worten” (w nadzwyczajnie wyrazistych słowach) i zdecydował się zadrażnić sprawę jeszcze bardziej. „Beauftragte der Bundesregierung werden durch diese selbst berufen und nicht durch Stellen im Ausland” (Pełnomocnik rządu federalnego jest powoływany przez tenże rząd, a nie przez ośrodki zza granicy) powiedział hardo Steffen Seibert, rzecznik pani kanclerz. Rosyjskie MSZ przekazało nam notę – ciągnął dalej Siebert – „die bei uns fuer Verwunderung gesorgt haben. Und diese Verwunderung hat die Bundesregierung ihrerseits dem russischen Aussenministerium uebermittelt” (która została przyjęta przez nas ze zdziwieniem. I to zdziwienie zostało przez rząd federalny przekazane rosyjskiemu MSZ)
Wydaje się, że Angela Merkel pokazała wreszcie pazury, które bardzo jednak nie podobają się wpływowemu niemieckiemu lobby biznesowemu, które robi interesy w Rosji. Czołowy niemiecki rusofil Alexander Rahr, autor pochwalnej biografii Putina, zauważył, że Niemcy od kilkudziesięciu już lat oscylują pomiędzy polityką wartości, a Realpolitik, i że obecny ciąg incydentów nie jest tu niczym nowym. Przypomniał, że Rosjanie nie mają u siebie odpowiednika Schockenhoffa i że Niemcom „nie wolno tracić cierpliwości i nie wolno tracić Rosji”, dodając że Wandel durch Handel (zmiana poprzez handel) jest dla Niemiec zawsze sprawdzoną i najlepszą drogą wywierania wpływu na innych.
Innego zdania jest Ulrich Speck, analityk polityczny z Heidelbergu, który uważa, że Niemcy powinny swoją polityką zagraniczną w większym niż dotąd stopniu starać się promować wartości demokratyczne i liberalne na całym świecie, a szczególnie w Rosji. Pan Sało, bo chyba tak się na rosyjski tłumaczy nazwisko tego analityka (Speck to „słonina”) twierdzi też, że Niemcy mają większe atuty w ręku niż zdają sobie sprawę. „Gospodarczo to my jesteśmy gigantem, a oni to karzełki” stwierdza i używa argumentu, że jakoby na wschodzie Niemcy już się przeorientowały na Polskę, która jest o wiele większym i bardziej obiecującym partnerem handlowym. Angela Merkel była również niedawno w Mołdawii, którą Rosja od wielu lat sekuje na arenie międzynarodowej w kontekście sprawy Naddniestrza. Niemcy zapowiedziały już także swój udział w przyszłorocznych manewrach wojskowych NATO pod kryptonimem Steadfast Jazz, których scenariuszem ma być obrona Polski i krajów bałtyckich przed rosyjską agresją. Widać z tego, że nie jest to kaprys Angeli ani zemsta za czarną sukę, tylko że gdzieś na bardzo wysokiej górze, i nawet nie wiem czy musiał to być Synaj, podjęto decyzję o zaostrzeniu kursu wobec Putina i Rosji. I to niby Niemcy mają nas przed nimi bronić?
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Ivan Rebroff, Niemiec który bardzo chciał być Rosjaninem, zmarły w 2008 roku śpiewak o fenomenalnej skali głosu (4 i pół oktawy), śpiewa słynną rosyjską dumkę „Kołokolczik”, którą u nas kiedyś rozsławił niezapomniany Czesław Niemen (słowa: "Odnozwuczno griemit kołokolczik; i doroga pylitsa sliegka; i unyło po rownomu polju; razliwajetsa piesń jamszczika. I pripomnił ja noczi drugije; i rodnyje polja i liesa; i na oczi, dawno uż suchyje; nabieżała kak iskra slioza. Odnozwuczno griemit kołokolczik; i doroga pylitsa sliegka; i zamołk moj jamszczik, a doroga; priedo mnoj dalieka, dalieka"). Tytuł niemiecki: „Das Einsame Gloeckchen” (Samotny dzwoneczek)