Bez kategorii
Like

Zemsta.

17/07/2012
467 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

O praktycznym wykorzystaniu filozofii. Anegdota prawdziwa.

0


 

 

Nie wiedzieć dlaczego, miałam osobliwe skłonności do filozofii. Może powodował to Weltschmerz, na który cierpieli studenci humanistyki w latach siedemdziesiątych, widząc niedoskonałość świata? Dość, że filozofia była moją najprawdziwszą pasją i leciałam przez zajęcia jak burza. Jak burza więc podeszłam do końcowego egzaminu w terminie zerowym, naturalnie.

A trzeba przypomnieć w tym miejscu, że na uniwersytetach nie było wydziałów filozoficznych. Te, jakże groźne dla komuchów, zastąpiły po 1968 roku i rewolcie młodzieży tak zwane "michałki" – czyli zakłady nauk społecznych, w których filozofia była jedynie jakimś malutkim strumyczkiem. Obsada tych zakładów była właściwa – sami wyznawcy materializmu dialektycznego, marksiści związani na fest z PZPRem. 

No dobra – zdaję. Podczas mojego egzaminu trzykrotnie dzwoniono do egzaminatora z miejscowego Komitetu Wojewódzkiego partii. Sceny były jak z farsy – facet wstawał do każdego telefonu, niemal giął się w ukłonach i lansadach: zorientowałam się, że ktoś ważny z samej centrali miał przyjechać na naszą prowincję. Ach, ach!!! 

No ale to dra P. tak rozproszyło, że absolutnie nie mógł skupić się na jakiejś tam szemrzącej – owszem, rezolutnie -studentce. Co wpłynęło, niestety, na moją ocenę. Wszystkie piątki z ćwiczeń przykryła trója z plusem za egzamin. 

Nie wpadłam w zachwyt, naturalnie, tym bardziej, że poważnie przemyśliwałam o studiowaniu filozofii po skończeniu swojego wydziału. Te "michałki" wraz z obsadą skutecznie mi to obrzydziły, a nie miałam wtedy wiedzy, że celem zgłębiania nauk filozoficznych należy udać się na KUL, do o. Krąpca, bo tam istniała prawdziwa Lubelska Szkoła Filozoficzna.

 

 

W końcu zaczęłam doktorat z historii, będąc już na drugich studiach – moim wymarzonym malarstwie. Nadszedł jednak moment konieczności wyboru: sztuka na poważnie czy wywiad polski w III Rzeszy. Padło na sztukę, choć tego wywiadu polskiego nieco żałowałam… No trudno. 

Na mojej nowej uczelni, Akademii Sztuk Pięknych, była również filozofia. Materialistyczna, ma się rozumieć. Którą wykładał lektor miejscowego Komitetu Wojewódzkiego – no jasne. Mikry, rudy, krużaty facet – oczywista oczywistośc dla zorientowanych. Co jeszcze podkreślało nazwisko. Idę więc do doc. T. i pokazuję indeks i dyplom ukończenia studiów historycznych, licząc naturalnie na zwolnienie z przedmiotu. "Ach, wie pani, ja znam P. i nie mam do niego zaufania, jako do filozofa. Musi pani uczęszczać na zajęcia" – rzekł doc. T, lektor miejscowego KW PZPR, uczeń Kołakowskiego. 

"O żesz, ty…" – pomyślałam, no ale nie było rady. Uczęszczałam więc. Muszę mu jednak odać mały honor: gdy na zajęciach podważyłam dialektykę marksistowską, jako zaprzeczającą samej sobie – musiał się zgodzic, choć pokraśniał i miał głupią minę. Acha, i Sartre’a cenił sobie jako miszcza…

Minęło sporo lat. Idę na Przełęcz Kondratową.

 

 

Na wąskiej, kamienistej ścieżce stoi mikre, rude, krużaste, już łysawe i wymachując łapkami peroruje podniośle, mając za słuchacza wpatrzoną w niego, o połowę młodszą panienkę. Tokuje, po prostu. Ścieżka jest wąska, jak wiemy. Gdy doszłam do tokującego T., musieliśmy jakoś się ominąć. Tak więc przystanęłam na ten konieczny moment i pokazując szerokim gestem na góry wokół, powiedziałam: "Ach, cóż po marksiście w tak nie dialektycznym miejscu?"  T. w sekundzie oklapł w całości i skończyło się tokowanie. Panienka była zmieszana. Zepsułam mu Zakopane?

O słodka godzino zemsty! 😉

[Czytam teraz, że T przewerbował się z KW PZPR do lutrów. To charakterystyczne. Oni potrafią…]

 

 

Kochajcie filozofię! Nie wiadomo, kiedy może się przydać 😉

 

 

 

 

 

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758