Bez kategorii
Like

Zegarek nakręcany ręcznie i pralka z maglem w tle

26/04/2012
586 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

No, i w końcu dorobiłem się gęby ruskiego agenta. Jutro będę winny za całe zło, za wszystkie kataklizmy i katastrofy lotnicze też. Powiadają, że śmiech to zdrowie :)))

0


 

Ginekolog patrzy w oczy, a powinien patrzeć…

 

W swoim życiu popełniłem kilka różnych tekstów na tematy około-polityczne i podzieliłem się nimi z Czytelnikami. W większości moich tekstów było sporo (mniej lub bardziej) ukrytej ironii.

Nie wszyscy się na niej od razu poznali, co – jak myślę – nie najgorzej świadczy o moim warsztacie.

Popełniłem też kilka mocniejszych tekstów, gdzie obok ironicznego podejścia do sprawy poddałem się klimatom filozoficznych rozważań – stawiałem za i przeciw w tematach ważnych dla naszego być albo nie być.Nie jeden raz musiałem odbyć poważną dysputę z własnym alter ego, aby jedną rzecz uznać za właściwą, a inną oddalić z racji słabej mocy dowodu lub pochodzenia z mało miarodajnego źródła.

Zwykle nie miałem najmniejszego problemu – nie spinałem się wewnętrznym nakazem lub przymusem – w opisywaniu spraw, które potocznie uważane są za tabu jakiegoś środowiska, czy którejś grupy. Śmiało wkraczałem na teren grząski i czułem się tam tak samo dobrze jak u siebie w domu. Była polityka, była, kultura, sport i ekonomia, nie unikałem religii. Pisałem to, co myślałem na dany temat i na temat osoby lub grupy osób.

 

Uważam, że największą „zbrodnią” przeciw sobie wyrządza piszący, kiedy zaczyna certować się z własnymi myślami, zważać na to, co ludzie powiedzą i mieć baczenie, aby nie przekroczyć tzw. poprawności politycznej.

 

Nie wiem jak liczna jest (i czy w ogóle istnieje) grupa tych, którzy nie nadstawiają drugiego policzka? Wiem, że ja nie nadstawiam drugiego policzka – uważam, że taka postawa jest równa z dawaniem dupy. Mnie policzek i dupa są wciąż bliskie i miłe. Więc szanuję obie części ciała uznając je za swoiste enklawy wolności.

 

A teraz już zupełnie poważnie, bez najmniejszej kapki ironii, czy szydery, napiszę co myślę na temat obecnej sytuacji politycznej, jaka ma miejsce w Polsce. Nie będę się wysilał na żadne karkołomne ewolucje, budowanie pojęć nowomowy. Nie opiszę dzień po dniu, chwila po chwili okresu od porozumień sierpniowych aż po dziś dzień – to uczyniło już wielu zacnych publicystów, a jeszcze więcej durniów zajęło w tym temacie głos. Więc daruję sobie. Zajmę się tylko tym, co mnie w tej chwili zajmuje, tym co widzę na obecny moment, tym, co moim zdaniem stanowi konkretne zagrożenie.

 

Polityka jest dyscypliną dość skomplikowaną, mimo tego, że dopuszcza się w niej używanie populizmu na cele kampanii wyborczej, to jednak głównie zajmuje się na poważnie istotnymi zagadaniami: gospodarka, nauka, medycyna, kultura, transport, dyplomacja, bezpieczeństwo wewnętrzne i obronność państwa.

 

Od sprawności polityków, i tego jak uprawia się politykę, zależy czy wymienione dziedziny spełniają właściwą rolę i zajmują odpowiednią pozycję. Jeśli któryś z resortów niedomaga i występuje w nim chwilowy „zastój”, to sprawny menedżer (premier lub właściwy minister) interweniuje w porę i wymienia, to lub tego, co lub kogo, trzeba na inny – sprawny trybik i machina działa dalej sprawnie.

 

Oszczędzę sobie i czytelnikom wyliczania tego, co obecnie w polskiej polityce kuleje, a nawet jest położone po całości – leży na łopatkach. Nie napiszę nic o autostradach, o służbie zdrowia, resorcie ministra pracy, nic o kolei, o służbach mundurowych, standardach w resorcie sprawiedliwości i słowem nie wspomnę o urzędach, w których można załatwić wszystko przy jednym okienku.

 

Dlaczego nie napiszę? Dlatego, że tym wszystkim zajmują się inni i w zasadzie wszystko zostało już napisane. Strona rządowa podaje, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że państwo jest w budowie i teraz trzeba odrabiać w polu to, co „kaczory” przez dwa lata swoich rządów totalnie rozpiździli.

Druga strona podaje z kolei zupełnie co innego. A to nie miejsce i czas, gdzie można sobie siedzieć okrakiem, tutaj trzeba sprawnego młynarza, który zanim zabierze się za żarna wpierw oddzieli plewy od ziarna. Tutaj trzeba sprawnego rzemieślnika, który ma wiedzę i umiejętność wymiany podzespołów, aby maszynerię uruchomić na nowo, w czasie nie dłuższym, niż zaplanowany postój w ruchu.

 

Skreślę zaledwie kilka słów o tym co zauważam. Mianowicie o tym, że scena polityczna jest rozlokowana na wzór cyferblatu. Na godzinie12 (z zasady) znajdują się rządzący na 6 opozycja, na 9 i 3 grupy i frakcje powstałe na wskutek fermentacji u tych z 6 i 12. Wszystkim towarzyszą miej lub bardziej liczni akolici.

Patrzę na ten zegarek od dawna i nawet wiem po co jest ta śrubka z jego prawej strony, i nawet już wiem kto majstruje przy niej kręcąc to raz w górę to w dół. I tak myślę, że to wszystko bagno i metr mułu, i nic więcej. I tak sobie marzę, aby pojawił się wreszcie ojciec i matka chrzestni i kupli nam nowy zegarek – może być bez śrubki, żeby nie korciło, aby poprzestawiać wskazówki po innemu.

 

Powiem wprost. Aby cokolwiek zmienić w temacie polskiej sceny politycznej, i w końcu wyjść z mentalnych kolein, trzeba kogoś, kto jest w stanie ponazywać rzeczy tak jakimi są, podjąć się faktycznej naprawy, nie jakiejś tam kolejnej odnowy. Państwo, to nie salon piękności, państwo to nie studio wizażu i odnowy biologicznej. Z tego co wiem reanimacja trupa może spowodować ożywieniem kolejnego zombie.

 

Państwo, a co za tym idzie – polityka, czyli dyscyplina jak najbardziej ścisła, nie ma nic wspólnego z tworzeniem wierszy i wierszyków. Premier tego państwa i jego ministrowie nie po to zostali powołani do sprawowania władzy, aby bawić się w poezję – zadziwiać nas wiedzą, odwoływać się do konwencji języka, stosować kalambury, tworzyć neologizmy, rozbijać formy językowe i zaskakiwać konstrukcją, brzmieniem, dowcipem i grą słów.

Zostawmy to poetom, ludziom, którzy doskonale opanowali swoje rzemiosło i znają fundamenty poezji.

 

Nie twierdzę, że ten, czy tamten minister, premier, a nawet prezydent nie powinien zajmować się w wolnym czasie tą muzą. Przeciwnie uważam, że warto podglądać poezję – warto co nieco o niej wiedzieć, ale nie powinno się z polityki czynić poezji ani odwrotnie, bo to się zwyczajnie nie uda, co najwyżej wyjdzie z tego zakalec.

 

Nie powinno też czynić się z polityki areny osobistych rozrachunków, a państwo traktować instrumentalnie dla celów pozostających poza granicami funkcjonowania prawa tego państwa poprzez tworzenie monopoli gospodarczo-politycznych. [Monopole były negatywnie oceniane już w starożytności (np. przez Arystotelesa)]. Monopol można uznać za przymus, za ograniczanie wolności nie tylko ekonomicznej.

 

Dbałość o elementarne normy moralne jest fundamentem sprawnego funkcjonowania państwa opartego na społeczeństwie pluralistycznym. Jeśli można narzuć ograniczenia, to li tylko w zakresie ogólnie przyjętych prawem obowiązujących norm: dotyczą życia i zdrowia ludzkiego oraz bezpieczeństwa, ale nie pozbawiają różnorodności uzasadnień, a w konkretnych sytuacjach (np. zabójstwo) prawa występowania refleksji etycznych (…).

 

W ramach tzw. własnych refleksji, doszedłem do wniosku, nabrałem przekonania, że w obecnej chwili na polskiej scenie politycznej absolutnie nie ma nikogo, kto mógł sprawnie zarządzać państwem. Nie pokuszę się o wycenę politycznych wykroczeń którejkolwiek partii – wszystkie mają coś na swoim sumieniu. Najkrótsza z definicji, jaka mi pasuje w ocenie działań wszystkich ugrupowań, frakcji i partii zasiadających w sejmie i senacie po ’89, to: zaniechanie, zaniedbanie i sprzeniewierzenie.

 

Wracając do zegarka nakręcanego ręcznie i pralki z maglem w tle – chciałbym zaznaczyć, że na tym naszym cyferblacie od dwudziestu lat z kawałkiem wciąż „operator” dba o to, by czas stał w miejscu. I mimo faktycznej zmiany daty, czas gospodarującym na tarczy zegarka zatrzymał się jak zaczarowany. Obserwuję to swoiste status quo i jestem przekonany, że i tym razem po „zmianie godziny” wszystko inne zostanie podobnie, jeśli nie tak samo.

 

Podrywanie społeczeństwa, zmęczonego brakiem skuteczności w rządzeniu przez „partię miłości”, do działania, którego podstawą jest społeczne niezadowolenie wyrażane w formie protestów, próbuje zagospodarować drugi z bliźniaków: chętnych do skorzystania ze sprzyjającej fali, która może wynieść na sam szczyt, jest więcej.

 

Ten rok może przynieść wiele zmian, ale jestem pesymistą, czyli dobrze poinformowanym optymistą, i nie wiedzę nikogo z obecnych na głównej sali, kto właściwie, z pożytkiem dla większego dobra, potrafiłby wykorzystać ten kapitał.

 

Smutne jest to, że wciąż w tej samej wodzie pierze się już trzecią dekadę i magluje wytarte slogany, które usilnie próbuje się sprzedać jako najlepszą poezję. A proza życia jest tak smutna, że wręcz beznadziejna.

 

…w oczy powinien patrzeć okulista.

 

0

Wiktor Smol

Copyright © 2011-2014 Wiktor Smol

369 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758