Działający od 1947 roku Zegar Zagłady (Doomsday Clock) ma w sposób symboliczny pokazywać jak bardzo ludzkość zbliżyła się do momentu Ostatecznej Zagłady.
Gdy na tym zegarze wybije godzina 12:00 najprawdopodobniej nie będzie już nikogo kto będzie w stanie o tym napisać.
Od czasu jego uruchomienia autorzy Bulletin of the Atomic Scientists wydawanego na uniwersytecie w Chicago przestawiali wskazówkę kilkakrotnie, jej pierwotna pozycja w 1947 roku znajdowała się na 11.53. Najbardziej gorący okres miał miejsce już w 1953 kiedy to zdaniem naukowców byliśmy zaledwie "dwie minuty" od końca świata. Drugim skrajnym momentem po latach ocieplenia był rok 1984 (11:57) i prowadzony wówczas wyścig zbrojeń. Wkrótce jednak, wraz zakończeniem Zimnej Wojny, sytuacja zdawała się poprawiać a po podpisaniu przez USA i ZSRR traktatu START1 wskazówka powędrowała aż na 11:43. Ten wybuch optymizmu trwał jednak zaledwie kilka lat, od pewnego czasu obserwujemy kolejne, nieubłagane przesuwanie się wskazówki w stronę "północy".
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że naukowcy z Chicago od lat 90-tych dodali kolejne kryterium – zmiany klimatyczne wywołane działalnością człowieka. Po ich uwzględnieniu, jak również w związku z narastającym napięciem w stosunkach międzynarodowych, 10 stycznia bieżącego roku wskazówka powróciła do stanu z roku 2007.
Czy sytuacja na świecie jest aż tak zła? Jeśli spojrzymy na wskazówki i porównamy ze stanem poprzednim, stwierdzimy, że wciąż istnieje dość duże pole manewru. W końcu bywało gorzej. Owszem, bywało i tym musimy się pocieszać, z drugiej jednak strony sam zegar jest jedynie pewnym symbolicznym i medialnie atrakcyjnym wskaźnikiem ustalanym przez relatywnie niedużą grupę naukowców, którzy są przecież tylko ludźmi i jak to u ludzi bywa też popełniają błędy.