Do tego mamy dziejowe problemy z Grubą Kreską. Kto ją zastosował po raz pierwszy?
Profesor Jerzy Robert Nowak uważa, że twórcą pierwszej grubej kreski był nie premier Mazowiecki tylko Jan Kazimierz, który lekką ręką wybaczył wszystkie winy zdrajcom Polski. Radziejowski został posłem Stambule. I jeszcze coś: Gdy w czasie sejmu 1662 r. wojska Związku Święconego zajęły Piaseczno król powierzył dowodzenie gwardii królewskiej(sic!) Bogusławowi Radziwiłłowi. Widać był to król wielkiego serca skoro tak łaskawie przebaczał niegdysiejszym zdrajcom ojczyzny[1]. Ciekawe, że uzasadnienie korzystania ze zdrajców było całkiem podobne, jak dzisiejszych czasach na przykład w czasie weryfikacji SB. Otóż twierdzono, że zdrajcy byli utalentowanymi fachowcami i dlatego są nam potrzebni.
Dlaczego w dawnej Polsce zdrada uchodziła bezkarnie? Ponieważ nikt nie miał mocy wyegzekwować karę. Aparat państwowy był słaby, a władcy nieudolni. Pozostawała wiara w Boską Opatrzność, że pokarze zdrajców trybie specjalnym, jeszcze na tej ziemi. Przeważnie Opatrzności nie było ta spieszno, wszak młyny Boże wolno mielą. Całkiem, jak dzisiaj.
Rzeczpospolitą różniła bezkarność, jaką (aż do czasów targowicy) cieszyli się w niej najwięksi zdrajcy. Resztę swoich dni dożywali oni nie w więzieniu, a tym bardziej pod szubienicą, lecz w stylu Franciszka Ksawerego Branickiego, o którym Władysław Konopczyński napisał:
„Ostatnich 25 lat żywota spędził w komforcie Białej Cerkwi, dogadzając swemu ciału, a nie okazując ani chwili przebłysku żalu za grzechy”.
Z natury jestem daleki od krwiożerczości, ale nieraz sobie myślę, że dla losów szlacheckiej Rzeczypospolitej byłoby może lepiej, gdyby zdradę ojczyzny i u nas karano śmiercią na szafocie, wzorem niekoniecznie tureckim czy moskiewskim, ale jak najbardziej zachodnim, bo francuskim. Warto dodać, że kiedy w dobie oświecenia zaczęto również w Polsce domagać się skasowania kary śmierci, jedyny wyjątek chciano uczynić dla przestępstwa zdrady stanu.[2]
Sytuacja wtedy, jak i teraz, jest bardzo korzystna dla zdrajcy, ponieważ może dużo zyskać a ryzyko poważnej kary jest małe.
Patrioci myślą, że zdrajców będą dręczyły wyrzuty sumienia, co okazywało się niekoniecznie prawdą, ponieważ większość nich na wyrzuty sumienia nie cierpi. Nie doznaje podobnych rozterek i zgodnie z zasadami psychologii społecznej redukuje przykre napięcie, wynikające z dysonansu poznawczego, zmieniając swoje myślenie o całej sprawie, a to na drodze racjonalizacji, a to wyparcia, czy też innych metod obrony ego (jakkolwiek te ego nie byłoby parszywe). To, co ich tak naprawdę trochę choć martwi to, aby historia nie obnażyła ich grzechów i przewin, i nie postawiła przed osądem potomnych. Pragną swoją zdradę przyoblec w kłamstwo fałszywej cnoty, bo przecież hipokryzja jest wszak hołdem, jaki składa grzech cnocie, co zauważył Franciszek książę de La Rochefoucauld. Podobnie też było i z Radziwiłłami czy Radziejowskimi:
Bardziej dbali o sąd potomności zamawiali u usłużnych ludzi pióra panegiryki, w których ci starali się usprawiedliwić ich poczynania (tak m.in. postąpił Bogusław Radziwiłł). Dzisiaj temu samemu celowi służą wspomnienia przegranych polityków, z których wynika, że jedynie ich autor zachowywał się właściwie na zakrętach dziejów. Za narodowe niepowodzenia odpowiedzialni są zaś zupełnie inni ludzie.[3]
Widocznie świadomość tego, że jest się zdrajcą jest zbyt niemiła, aby ją dopuścić do własnej świadomości. Dlaczego? Mało kto może żyć w miarę komfortowo z przekonaniem, że sprzedał siebie lub innych (nawet jeśli nie podziela wartości takich jak wiara, ojczyzna, niepodległość) za wartości materialne i władzę często lukratywną synekurę. Jest w tym coś z prostytucji duchowej i fizycznej a raczej nikt nie chce uchodzić z ladacznicę w oczach własnych czy cudzych.
Jaruzelski chce, żeby sądziła go historia (jakby to wykluczało osąd ludzki) i kreuje się na kogoś pomiędzy Konradem Wallenrodem, a Juliuszem Cezarem, który internował i zabił bardzo wielu Brutusów.
Nie bez kozery uważa się, że jak ktoś raz zdradził, ten będzie bardziej skłonny do zdrady na przyszłość. Mimo że zdrajcy są bardzo użyteczni (jest takie powiedzenie, że ponoć nie ma takiej bramy w murze, której nie przejedzie osioł z workiem pełnym złota), to jednak w żadnej chyba kulturze zdrajca nie cieszy się szacunkiem.
Mogą oni co prawda organizować na własny użytek specjalną subkulturę i szczycić się tym ostentacyjnym kosmopolityzmem i lekceważyć swoją ojczyznę, jak to się dzieje u nas. Wytwarzać miraże i złudzenia, ale tacy ludzi nigdzie nie są naprawdę szanowani i traktowani są zaledwie jako narzędzie polityki.
Zdrajcy zgodnie z prawem konsekwencji opisanym przez profesora Cialdiniego muszą swoje dawniejsze wybory i działania potwierdzać głoszeniem dziś niesprzecznych z nimi poglądów, Muszą dalej zachowywać się konsekwentnie, ponieważ w przeciwnym przypadku sami przed sobą przyznaliby się pośrednio, że zrobili źle i wyrządzili konkretnym osobom bądź społecznościom krzywdę.
Podsumowując. Zdrajca czy TW (Tajny Współpracownik, o którym wiele powiemy dalej) stosuje kilka metod obrony swojego (zdradzieckiego) ego:
Tak było w XVIII wielu i tak jest i dziś.
Polska upadła wtedy nie tylko na skutek knowań sąsiadów, ale też degenerowania się elit państwa: prywaty szlachty, a zwłaszcza magnaterii. Pod pozorem hołdowaniu wolności dbali przede wszystkim o zaspokojenie swoich interesów, zasłaniając się szczytnie brzmiącymi słowami o wolności. Chętnie zresztą do swoich gier wykorzystywali ościenne państwa. Właściwie od połowy XVII wieku Polskę trapi kryzys przywództwa i tu znów znajdujemy analogie do dzisiejszych czasów. Różnica była może taka, że choć król i sejmy były mało skuteczne i niezdolne do podejmowania działań, to jednak na poziomie powiatu państwo funkcjonowało dość sprawnie, ponieważ to właśnie leżało w interesie magnaterii.
Zarówno wtedy, jak i dziś państwa ościenne są zainteresowane tym, aby Polska tkwiła w stanie postępującego osłabienia woli politycznej, bierności i słabnięcia ekonomicznego. Słabość armii i dyplomacji dopełnia ten obraz. Armia miała zresztą prawie taką samą liczebność, jak obecna, to znaczy dysponowała zaledwie 30 – 40 tysiącami ludzi pod bronią.
Profesor Feliks Koneczny uważa, że Polska uległaby samonaprawieniu i była na najlepszej do tego drodze, ale na przeszkodzie stanęła bezprecedensowa w dziejach świata akcja rozbiorcza Rosji, Prus i Austrii.
Prusy i Rosja robiły wszystko, żeby nie dopuścić do reform i nie przebierały w środkach w drodze do zapanowania nad Polską. Caryca Katarzyna zaleca wprost Ksaweremu Branickiemu, Szczęsnemu Potockiemu i Sewerynowi Rzewuskiemu zawiązanie zdrady narodu, poprzez powołanie konfederacji, która poprosi ją o braterską pomoc. Nasze błędy i anarchia zapewne nie doprowadzałyby do upadku Rzeczypospolitej, gdyby nie zdrada sąsiadów.
[1] http://www.historycy.org/index.php?showtopic=15536&st=15
[2] Janusz Tazbir Polacy na Kremlu Iskry str.170
[3] Janusz Tazbir Polacy na Kremlu Iskry str.166
Wojciech Warecki & Marek Warecki www.warecki.pl Dwa słowa o nas. Zajmujemy się: Pisaniem książek i dziennikarstwem Oraz Trenowaniem i szkoleniami Doradztwem Terapią szczególnie w zakresie: Stres, psychosomatyka Mobbing funkcjonowanie człowieka w organizacji Psychologia wpływu i manipulacji Psychologia oddziaływania mass mediów (w tym nowe media) Rozwój osobisty i kreatywność Praca zespołowa i kierowanie Psychologia sportowa Problemy rodzinne. Warsztaty skutecznego uczenia się
Jeden komentarz