Będą elity, nie martwcie się. I do tego prawdziwe, ze wszystkimi potrzebnymi certyfikatami i namaszczeniami.
Rzadko niezmiernie sięgam po prasę, właściwie tylko wtedy gdy ktoś mi poleci jakiś artykuł. I tak właśnie stało się w ostatnich dniach. Polecono mi wywiad jaki bracia Karnowscy przeprowadzili w tygodniku „Uważam Rze” z Janem Filipem Staniłko jednym z szefów Instytutu Sobieskiego koordynatorem kongresu Polska Wielki Projekt.
W wywiadzie tym rzucają się w oczy rzeczy, na które bracia Karnowscy nie zwrócili zupełnie uwagi, bo przecież nie podejrzewam ich o to, że umieścili je tam specjalnie, żeby nas straszyć. Oni to zrobili w dobrej wierze, bo po prostu niczego, ale to niczego nie rozumieją, albo – jak to ostatnio powiedział tu Łukasz Warzecha – nie mają kontaktu z rzeczywistością.
Zaczyna się ten wywiad od pytania-stwierdzenia dotyczącego tego całego kongresu. Mówią Karnowscy, że kongres pana Staniłko to wyzwanie rzucone tym, którzy mówią, że Polacy nie powinni porywać się na rzeczy wielkie. W tekście zaś, gdzieś pod koniec Staniłko na pytanie Karnowskich – czy kraj znajduje się w sytuacji potencjalnie przedrozbiorowej – odpowiada twierdząco. Radzi nam jednak byśmy się nie martwili, bo on – Staniłko i jego projekty kraj uratują.
Podstawą dla rozważań Staniłki są znane nam wszystkim analogie ze stuleciem XVIII, analogie najłatwiejsze, najgrubsze najsilniej zapadające w głowy aspirującym ćwierćinteligentom. Oto – według Staniłki – kraj w XVIII wieku zapadał się w nicość, ale dzięki pojawieniu się księdza Konarskiego, Hugona Kołłątaja i braci Śniadeckich (ach te analogie historyczne) którzy przeprowadzili reformę edukacji udało się ten kraj nie tyle uratować co zapewnić mu przetrwanie dzięki Konstytucji Majowej. To są stare mantry powtarzane jeszcze przez świętej pamięci Pawła Jasienicę. Nie może Staniłko nie przypomnieć niesławnej likwidacji zakonu Jezuitów i zagrabieniu ich majątku na rzecz Komisji Edukacji Narodowej. Działania tamte porównuje wprost do swoich obecnych posunięć, do tych wszystkich kongresów i instytutów. Ja chciałem tylko przypomnieć, że działania KEN i tak zwanych reformatorów nie doprowadziły do ocalenia państwa, ale otworzyły drogę prowokatorom, którzy to państwo zniszczyli za pomocą jednego prostego chwytu, który nosił nazwę – gwarancje króla Prus. Polska dwa razy w historii dostawała takie gwarancje, obydwa w bardzo podobnych okolicznościach. Pierwszy raz omówiliśmy, drugi zaś raz nastąpił wiosną roku 1939 kiedy to udzielono nam brytyjskich gwarancji bezpieczeństwa. Co to ma do rzeczy? Spyta ktoś. To proszę Państwa, że w określonych okolicznościach geopolitycznych jest zawsze bardzo ograniczona ilość rozwiązań. Łatwo je przewidzieć. Jeśli ktoś oczywiście nie ulega pokusie łatwych analogii. Cóż bowiem łączy Collegium Nobilium i pracę reformatorów oraz likwidację zakonu Jezuitów dokonaną w okolicach pierwszego rozbioru z międzywojniem? Już mówię, a jak ktoś nie rozumie to trudno. Oto w roku 1935 zmieniło się nieco godło Polski, korona orła z zamkniętej stała się otwartą, z jej zwieńczenia zniknął krzyż, a na skrzydłach tego orła pojawiły się gwiazdki, które znajdują się tam do dziś. Tak było? Czy coś pokręciłem?
Chyba tylko bracia Karnowscy wierzyć mogą, że politykę robi się doraźnie, składając hołdy i daniny okolicznościom. Są pewne stałe wektory i one się nie zmieniają. Wektor polityki Polskiej, wektor który był osią i sercem oraz gwarantował istnienie państwa skierowany był z północy na południe. Cała nowożytna polityka europejska skupiona była na tym by wektor ten odwrócić, by skierować go ze wschodu na zachód. Kiedy to się udało. Dla Polski nie było już miejsca na mapie. Żeby to zrozumieć należy prześledzić wszystkie, ale to wszystkie udane i nie udane kontakty polityczno-gospodarcze pomiędzy Wielką Brytanią a Rosją od królowej Elżbiety począwszy na czasach dzisiejszych kończąc. Jeśli ktoś nie rozumie jaka była rola Niemców w Europie nowożytnej niech przypomni sobie relacje pomiędzy Habsburgami a Jagiellonami na Węgrzech i w Czechach. Zrozumie wtedy co to jest planowanie polityki w długiej perspektywie, a nawet jeśli nie zrozumie, to pewne fakty zastanowią go na pewno.To taka mała dygresja. Wracajmy do Staniłki. Czuje się on spadkobiercą Kołłątaja i zamierza tak jak Kołłątaj reformować uniwersytety. Ale nie tylko – Staniłko zamierza także zaproponować nam ideę. Nazywa tę ideę Ideą dla Polski. To brzmi nawet lepiej niż Komisja Edukacji Narodowej. I teraz najważniejsze – co Staniłko mówi o tej idei. Ja to zacytuję w całości.
Trzeba zacząć od odpowiedzi na pytanie, co proponujemy. Od idei dla Polski. Stąd ten kongres. To się udało, to trzeba kontynuować. Bo we współczesnym państwie każda grupa musi mieć swoich ekspertów, by móc w ogóle uczestniczyć w debacie poświęconej krajowi. By móc artykułować swoje interesy i postulaty, przekładać je na język konkretnych rozwiązań. Stąd cała działalność Instytutu Sobieskiego, który współtworzę. A potem trzeba szukać miejsc, gdzie ten program można wdrożyć. Jasne jest, że zmiany państwa nie dokona się jednym ruchem, w krótkim czasie. Konarski, do którego się odwołuję, dostrzegł szansę w edukacji. Zaczął od przewrotu, swoistego zamachu stanu w swoim zakonie pijarskim, a równolegle zbudował szkołę dla magnackich elit. Potem kiedy królem został Stanisław August Poniatowski otworzyły się kolejne furtki. Na gruzach zlikwidowanego zakonu Jezuitów zaczęto tworzyć bardzo nowoczesną edukację, z przyrodą, naukami ścisłymi.
Tutaj się zatrzymajmy. Idea dla Polski, która zakłada, że każda grupa, która chce cokolwiek musi mieć swoich ekspertów. Inaczej mówiąc swoją elitę. Czy rozumiecie co to znaczy? To znaczy, że Staniłko chce prowadzić taki system, by bez wyznaczonych przez nie wiadomo kogo pośredników w obrocie wszystkim, nikt nie mógł pisnąć słowa. A jeśli mu się to zdarzy, by słowo to od razu zostało sklasyfikowane jako nieważne, bzdurne, złe a może także podłe. Ktoś powie, że Staniłko nie musi już tej idei wdrażać, bo ona została dawno wdrożona przez Gazownię. Ja myślę, że jednak musi, bo jest Internet, są blogerzy, którzy nie potrzebują ekspertów do tego by uczestniczyć w życiu publicznym i debacie. Istota pomysłu Staniłki zasadza się na tym by całkowicie zlikwidować możliwość porozumienia się w strukturach poziomych, sieciowych, by do porozumienia się potrzebny był ekspert z wyższego poziomu piramidy, ekspert, który zna innych ekspertów i w porozumieniu z nimi ustali co i jak. Grupy eksperckie przemacerują i zniszczą język, którym się porozumiewamy i zamienią go na jakąś nowomowę ekspercką i specjalistyczną, na jakąś wiedzę tajemną, której poznanie gwarantować będzie awans w strukturze pionowej. Eksperci będą autorami projektów wdrażanych w życie. Przypuszczam, że będą to projekty pomocowe, które tym innym – bytom niższym – odbiorą resztki godności, gotówki i frajdy jaką człowiek czerpie z przebywania w towarzystwie innych ludzi i swobodnej rozmowy. Staniłko pisze o tym wyraźnie – A potem trzeba szukać miejsc, gdzie ten program można wdrożyć.Reforma państwa ma polegać na wdrażaniu programów eksperckich.
Najistotniejsze zaś jest to co Staniłko mówi o historii – na gruzach zlikwidowanego zakonu Jezuitów. Ja chciałem tylko przypomnieć, że każda reforma, na którą powołują się ludzie deklarujący sympatię do tak zwanego oświecenia, nie obywa się bez jumy. Juma jest tu momentem kluczowym i najważniejszym. Trzeba kogoś okraść, żeby zbudować lepszą przyszłość dla innych. Mnie szalenie interesuje jak daleko Staniłko jest w stanie posunąć się w naśladowaniu ideałów oświecenia i kogo zamierza obrabować, by za te pieniądze wdrażać w życie programy eksperckie, bez których nie będziemy mogli uczestniczyć w debacie publicznej, a może się okazać, że i w ogóle w życiu? No kogo? Myślę, że nie Fundację Sorosa. Myślę, że trzeba by wysłać Karnowskich na wywiad do krakowskiej kurii, żeby porozmawiali z kardynałem Dziwiszem. On może znać odpowiedź na to pytanie, choć nie do końca pewnie zdaje sobie sprawę z tego co ona wróży.
Mamy więc, w krótkich słowach przedstawiony plan na to o czym wszyscy tu gadają – na budowanie elit. Już niedługo będziecie mieli swoje elity. Staniłko je zbuduje, być może w czasie kolejnego kongresu Polska Wielki Projekt, ludzie łatwo dają się nabrać na obietnice i pewnie wiele szacownych nazwisk to budowanie poprze. Będą elity, nie martwcie się. I do tego prawdziwe, ze wszystkimi potrzebnymi certyfikatami i namaszczeniami. I dzięki nim będziecie mogli wreszcie uczestniczyć w debacie na zasadach takich jak wszyscy inni cywilizowani ludzie.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
31 stycznia o 18.00 w szkole ogrodniczej w Błoniu odbędzie się mój wieczór autorski poświęcony opisywanej tu sprawie odwołania mojego udziału w spotkaniu w młodzieżą Zespołu Szkół nr 1 w tym mieście.
Informuję również, że 2 lutego w muzeum Kraszewskiego w Poznaniu odbędzie się także mój wieczór autorski, a ja sam będzę obecny na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży odbywających się w dniach 3-5 lutego w Poznaniu. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy