Bez kategorii
Like

Zbiorowa mądrość Brytyjczyków

09/05/2011
334 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

Niemal 70% głosujących w brytyjskim referendum głosowało przeciw odrzuceniu zasady zwykłej większości 'pierwszy na mecie’ w wyborach do Izby Grmin. Z 440 okręgów zaledwie 11 wypowiedziało się za.

0


 W czwartek Brytyjczycy, jak każdego roku na początku maja, wybierali swe samorządy lokalne. Równolegle z wyborami lokalnymi odbywało się referendum, w którym odpowiadaliśmy na pytanie: „Czy chcesz, by Zjednoczone Królestwo przyjęło system ‘Głosu Alternatywnego’ zamiast obecnego ‘Pierwszy Na Mecie’ w wyborach posłów do Izby Gmin?”.  Najpierw policzono głosy i ogłoszono wyniki w wyborach lokalnych, a po niecałych 20 godzinach, w piątek o czwartej po południu, otwarto urny z głosami oddanymi w referendum. W sobote o 19:41 wpłynęły ostatnie wyniki i oficjalny werdykt brzmi: „The NOES have it!”(Wygrało NIE!). Niemal 70% głosujących, dokładnie 10, 090, 015 osób, głosowało przeciw proponowanej reformie. Głosów za padło 4,559,179.  Z 440 okręgów zaledwie 11 wypowiedziało się za.

Zarówno wybory, jak i referendum były wielką klęską Liberalnych Demokratów, którzy nie tylko stracili 695 radnych, ale przez co najmniej parę lat nie będą teraz śmieli podnieść głów i wychodzić ze swymi tradycyjnymi żądaniami reformy prawa wyborczego.

O największym sukcesie mogą mówić Labourzyści. To oni głównie przejęli miejsca w radach miast i hrabstw tracone przez Liberalnych Demokratów oraz inne małe partie i mają teraz o 800 więcej radnych niż poprzednio. Ich lider Ed Miliband, chciał wprawdzie zmiany prawa wyborczego, ale to była jego osobista opinia, gdyż cała partia była w tej sprawie podzielona.

Konserwatyści też mogą być zadowoleni. Utrzymali swój stan posiadania w radach zdobywając nawet 81 dodatkowych miejsc. A premier David Cameron może wreszcie zejść z płotu na którym siedział od miesięcy,  oficjalnie popierając referendum, a prywatnie wypowiadając się za utrzymaniem obecnego systemu wyborczego. 

Znany na tym forum Daniel Kawczyński, poseł ze Shropshire o polskich korzeniach, ma dziś niewątpliwie prawdziwe powody do celebracji. Od kilku miesięcy prowadził w Parlamencie wewnątrzpartyjną rewoltę przeciw Cameronowi stojąc na czele 44-osobowej grupy Torysów, która domagała się, by referendum w ogóle nie miało miejsca. Torysi, którzy wygrali przed rokiem wybory, niczego takiego wszak nie obiecywali w swym manifeście wyborczym. Dlaczego, jakiś prywatny układ gabinetowy między Cleggiem i Cameronem miałby być podstawą do radykalnej i kosztownej reformy konstytucyjnej? Gdzie jest brytyjska tradycja demokratycznego podejmowania decyzji przez większość? Kawczyński, przewodniczący międzypartyjnej grupy promującej “First Past the Post”, argumentował na forum Izby Gmin, że są pilniejsze wydatki i pilniejsze problemy do rozwiązania. Powiedział kilka miesięcy temu, że referendum jest podobnie do koncertu cesarza Nerona grającego na skrzypkach w czasie, gdy płonie Rzym.

„Mamy w kraju tyle problemów, a jesteśmy rozpraszani tym absurdalnym referendum, za które podatnik zapłaci od 80 to 100 mln funtów” – mówił Kawczyński.  (“We have so many problems in our country yet we are being distracted by this ridiculous referendum which is going to cost taxpayers between £80 million and £100 million.”)

Kawczyński miał rację, tym bardziej, że koszt referendum musiały pokryć samorządy, które z tym przedsięwzięciem nie miały nic wspólnego. W Winchester na referendum wydano 163,494 funty, podczas gdy rada miasta wielkim wysilkiem, tnąc wydatki na pomoc społeczną, edukację i rozwój infrastruktury miasta, zdołała przez ostatni rok zaoszczędzić niecałe 900 tys. funtów.

0

Tomasz J Kazmierski

--

1 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758