Od kilku tygodni w rejonie Władysławowa rybacy łowią w dziwnym stanie dorsze… Pokrwawione , poparzone , z oddartą skórą…
W związku z przygotowaniami do mistrzostw Europy w bieganiu za skórzaną piłką mieliśmy przy okazji wykonać „wielki skok”.
" POLAK POTRAFI " – zarządcom RP jeśli powierzymy dwie łożyskowe kulki , to jedną zepsują a drugą zgubią..
Udaczni ci nasi rządzący… udaczni… Umiejętność klajstrowania informacji , by elektorat nie był drażnionyi nie przychodziły mu do głowy głupie myśli – posiadł w stopniu doskonałym…no prawie , bo jest jeszcze Nowyekran.pl i … a ku ku ?… z informacją można sie zapoznać :
Od kilku tygodni w okolicy Władysławowa dochodzi do dziwnych przypadków połowów ryb, zwłaszcza z cenionego u nas gatunku dorsza, które noszą ślady poparzeń. Ryby często są zakrwawione już po wyłowieniu. Rybacy twierdzą, że dzieje się coś niepokojącego.
Warto przypomnieć, ze niedawno na jednej z bałtyckich plaż polskiego wybrzeża odnaleziono jakąś substancję zapalającą, prawdopodobnie wnętrze jakiejś skorodowanej miny. Substancja zawierała fosfor, dlatego po zetknięciu z powietrzem ulegała zapłonowi.
Rybacy zwracają uwagę, że dorsze wyglądają tak jakby miały kontakt z jakąś żrącą substancją a z ran sączyła się krew. Według nich to nie wyglądało na rany zadane przez inne morskie drapieżniki. Podobne obserwacje poczynili też wędkarze udający się łodziami na połowy dorsza. Niektórzy z nich twierdzą, że co drugi dorsz jest poparzony i ten problem wygląda poważnie.
Od razu pojawiły się domysły, że przypadki poparzeń ryb są spowodowane przez arsenał z drugiej wojny światowej zatopiony na Bałtyku. Spekuluje się o jakichś beczkach z iperytem. Kolejną hipoteza braną pod uwagę jest możliwość wpłynięcia ławicy w toksyczne substancje, które mogły wypływać z któregoś ze statków.
Nasze służby bagatelizują na razie sprawę oczekując na więcej przypadków dziwnych poparzonych dorszy. Na razie uważają, że nie ma powodu do obaw i uznają to za incydent, do jakich czasami dochodzi na morzu.
Źródło : Dziennik Bałtycki..
W zawiązku z przygotowaniami do mistrzostw piłkarskich mieliśmy wykonać, niejako przy okazji, "wielki skok cywilizacyjny". Taki wielki skok już w dziejach jedno mocarstwo wykonało. Jego efekty są przedmiotem wnikliwych badań naukowych, ale nie bynajmniej powodem do dumy kogokolwiek. Wiele wskazuje, że i u nas będzie podobnie.
Rząd Donalda Tuska, jak wieść gminna niesie, wydał na modernizację infrastruktury niebagatelną kwotę 130 mld zł. Dla porównania za rządu Leszka Millera na modernizację dróg i kolei wydawano około 6-7 mld zł rocznie. Efekty użycia tychże środków odbiegają drastycznie nawet od planów i oczekiwań rządzących. Nikt się przecież nie spodziewał, że drogi u nas okażą się dwukrotnie droższe niż na bagnach Florydy, czy też w austriackich Alpach.
I tu zaczyna robić się ciekawie. W stosunku do Europy Zachodniej mamy tańszą siłę roboczą a realizacja projektów okazała się o wiele droższa. Zatem polski robotnik nie miał okazji się wzbogacić. Nie spadło też bezrobocie. Przynajmniej z tego tytułu. Wnioskować zatem należy, że firmy, które wygrały przetargi, przewidując, że po mistrzostwach modernizacja infrastruktury zostanie wyhamowana, wytargowały większe dochody aby mieć środki na przestawienie profilu działalności lub na wkroczenie na inne rynki.
Zatem po skończonej realizacji projektów infrastrukturalnych wykonawcy winni być silni finansowo. Tymczasem obserwujemy serię ich bankructw. Do tego podwykonawcy nie otrzymali w dużej mierze zapłaty za swoją pracę. Gdzie się zatem podziały te wielkie pieniądze? Część z pewnością powędrowała do kieszeni rządzących w postaci pospolitych łapówek. I co do tego nie ma wątpliwości. Gdzie jest zatem reszta tych pieniędzy?
Jeżeli podwykonawcy nie otrzymali jeszcze zapłaty, to znaczy, że pieniądze są na kontach głównych wykonawców lub jeszcze w budżecie państwa. Trudno założyć, że rządząca ferajna celowo chce pogrążyć swoich znajomych, których dopuściła do kontraktów rządowych. Dlaczego zatem mamy bankructwa? Sądzę, że są dwie możliwości. Albo Jan Vincent, ksywka "profesor", sięgnął "niespodziewanie" dna kredytowego i zwyczajnie nie ma już skąd wziąć kasy. Bądź też gwałtownie pęcznieją pewne konta bankowe na Kajmanach albo w jeszcze bardziej zacisznym miejscu. Zaznaczyć należy, że jedna z tych możliwości nie wyklucza drugiej.
Źródło : niePoprawni.pl
Dla śledzenia , ujawnienia , postponowania , aresztowania , osądzania , podkapowywania, jest w panującej formacji rządzącej pani Julia Pitera… Na dorszach się ZNA ! , na korupcji się ZNA !… Wolę działania ?…
Co do cholery !… zabrakło … czy "wuc" nie pozwolił !…
…fajna ta DYMOKRACJA…. dymają NAS , och dymają !
Prawnik, uczulony na ignorancję sądów i systemu bankowego....